Dominik Wilczek: Czekam na kontrakt i spłatę zaległości

– Nie mam umowy na sezon 25/26. Nie jest to komfortowa sytuacja. Zdecydowałem się na grę w Treflu, ale klub wycofał się w ostatniej chwili, a mi uciekły inne opcje. Czekam na kontrakt, tak samo jak na spłatę zaległości za poprzedni sezon – mówi Dominik Wilczek, gracz Arriva Polski Cukier Toruń w sezonie 2024/2025.
Karol Wasiek: Czy nadal nie masz umowy na sezon 2025/2026?
Dominik Wilczek, gracz Arriva Polski Cukier Toruń w sezonie 2024/2025: Tak, to prawda.
Brak pracy na kolejny sezon sprawia, że jesteś nerwowy?
Na pewno nie jest to komfortowa sytuacja, bo czekanie nigdy nie jest fajne, szczególnie że wiele drużyn mówi, że się zastanawia i potrzebuje jeszcze trochę czasu, by podjąć ostateczną decyzję. To wszystko się przedłuża, a trzeba być przecież gotowym z formą w momencie, gdy dołączy się do danego zespołu. Oczywiście trenuję indywidualnie, ale to nie jest to samo co trening drużynowy.
Czy są w tym momencie otwarte tematy?
Nie. W trakcie wakacji były konkretne propozycje, ale sytuacje tak się poukładały, że pewne opcje się pozamykały.
Czy z perspektywy czasu mogłeś zachować się inaczej?
Wydaje mi się, że z naszej strony – mojej i agenta – wszystkie ruchy były odpowiednie. Nie wyszło z Treflem Sopot, ale to bardziej trzeba byłoby zapytać drugiej strony, dlaczego tak to się potoczyło. My byliśmy gotowi podpisać kontrakt.
Jak to wyglądało z twojej perspektywy?
Trefl wycofał się na ostatniej prostej, przez co 2-3 inne opcje mi odpadły, bo kluby nie chciały czekać. Jeśli mam sobie zarzucać, że chciałem grać w drużynie z czołówki, która przystąpi do europejskich pucharów, to chyba nie na tym to polega. Myślę, że jak ktoś chce iść do przodu, rozwijać się, to takich ofert się nie odrzuca. Gdybym odrzucił, to wtedy mógłbym żałować.
W sierpniu wywiadu udzielił Daniel Gołębiowski, który – w kontekście Trefla Sopot – użył bardzo podobnych słów. “Sprawy wydawało się, że są dograne, a w pewnym momencie zaczęły się – z niewyjaśnionych dla mnie przyczyn – komplikować” – powiedział. Rozumiem, że też mógłbyś powtórzyć te słowa?
Tak. Myślę, że obie te sytuacje mają dużo punktów wspólnych. Natomiast nie wiem, dlaczego tak to się potoczyło. I tu mówimy o polskich graczach z tej samej pozycji. Trudno. To jest biznes i takie sytuacje też się zdarzają.
Ostatnio rozmawiałem z jednym z zaprzyjaźnionych trenerów, który powiedział mi, że takie sytuacje mogą pójść w dwie strony – albo wyjdzie mi to na gorsze i przez to moja reputacja pójdzie mocno w dół, bo się nie przygotuję do szansy, która może się kiedyś pokazać.

Druga opcja jest taka, że mogę poświęcić więcej czasu dla siebie, na swoje zdrowie, przygotowanie do sezonu i przekuć to w coś pozytywnego, co może mnie ostatecznie pchnąć jeszcze wyżej.
Jak oceniasz swój ostatni sezon w Arriva Polskim Cukrze Toruń? Pytam, bo na portalu “X” ostatnio rozgorzała dyskusja na temat twoich występów. Były głosy pozytywne, ale też sporo negatywnych.
Negatywne opinie zawsze będą i nie ma co się na nich skupiać. Fakt, skuteczność była gorsza, ale to efekt słabszej pierwszej części rozgrywek, gdzie te procenty były bardzo słabe. Potrzebowałem po prostu czasu, żeby się odnaleźć w nowej drużynie, z nowym trenerem. Uważam, że druga część sezonu była bardzo dobra, nawet lepsza niż zakładałem.
Wymusiłem dużo więcej fauli, nad czym też pracowałem w wakacje. Rzutów wolnych było dwa razy więcej niż wcześniej. Dołożyłem kolejną cegiełkę do swojej gry. Ogólnie uważam, że to był dobry sezon dla mnie i dla całej drużyny.
Nad czym teraz pracowałeś?
W tym off-season skupiłem się na rzucie za trzy punkty. Też analizowałem swoją grę pod kątem zaawansowanych statystyk i procenty rzutów za trzy punkty w czwartych kwartach, gdzie zmęczenie jest największe, były najgorsze. Mocno więc pracowałem nad tym, aby na zmęczeniu oddawać jak najwięcej tych rzutów. To był motyw przewodni tych wakacji.
Pracowałem też nad rzutami z półdystansu, bo uważam, że jest tu miejsce do poprawy. Co roku wybieram sobie jeden-dwa elementy, które chcę udoskonalać.
Czy była opcja pozostania w Toruniu na dłużej?
Zacznijmy od tego, że obie strony – po zakończeniu rozgrywek – wyraziły chęć kontynuowania współpracy. Chciałem zostać tam nawet na dłużej niż jeden sezon. Trener Subotić też był chętny, ale rozmowy z klubem mocno się przeciągały. W końcu pojawiła się atrakcyjna oferta z Trefla, na którą się zdecydowałem. Wtedy klub z Torunia poszedł w innym kierunku.
Żadnej złej krwi między nami jednak nie ma. Informowałem na bieżąco trenera Suboticia, jaka wygląda sytuacja. Trener też mi powiedział, że dłużej czekać nie może. Musi podjąć konkretną decyzję. Ja to zrozumiałem.
Być może inna sprawa zadecydowała o tym, że te rozmowy z Arriva Polskim Cukrem się przedłużały.
Jaka?
Niestety mogę zdradzić, że są zaległości wobec zawodników. Z tego co wiem, nie tylko ja czekam na uregulowanie tych spraw z zeszłego sezonu. Nie są to małe kwoty. Irytujące jest to, że nic w tej kwestii nie można zrobić. Trzeba tylko czekać, bo proces licencyjny wygląda tak, że te kwestie nie są brane pod uwagę.
Grzegorz Szybieniecki na kanale “Basket w Liczbach” powiedział niedawno, że na zmianie przepisów najbardziej ucierpiała “klasa średnia” Polaków. Czy zgadzasz się z takim stwierdzeniem?
Grzesiek ma rację. Rynek to pokazał. Polacy na pozycjach obwodowych najbardziej oberwali. Nie spodziewałem się, iż aż tak to będzie wyglądało, że kluby pójdą bardzo mocno w obcokrajowców, a Polaków będą traktować jako graczy typowo zadaniowych lub uzupełniających skład zespołu.
Pieniądze w tym sezonie też odegrały rolę, ale należy podkreślić że my – Polacy (przynajmniej większość z nas) – zdajemy sobie sprawę z nowych przepisów i nie żądamy horrendalnych podwyżek. Być może kluby ustaliły sobie górną granicę, którą chcą płacić. A w niektórych przypadkach po prostu przesadzają, bo kontrakty w pierwszej lidze są już na podobnym poziomie. To różnica kilku tysięcy złotych. Uważam, że nie powinno tak to wyglądać, bo jednak poziom gry w I lidze a w PLK jest diametralnie inny.
-
Tak
-
Nie
-
Tak93 głosów
-
Nie117 głosów