Denzel Andersson zawodzi – trener bierze go w obronę

Denzel Andersson zawodzi – trener bierze go w obronę

Denzel Andersson zawodzi – trener bierze go w obronę
Denzel Andersson / foto: Andrzej Romański / PLK

Denzel Andersson – kreowany na jednego z liderów Dzików Warszawa – jak na razie mocno rozczarowuje. W dwóch ostatnich meczach ORLEN Basket Ligi spudłował dziewięć rzutów z gry. Trener Krzysztof Szablowski w rozmowie z naszym serwisem komentuje formę szwedzkiego skrzydłowego i postawę całego zespołu.

Pozyskanie Denzela Anderssona przez włodarzy Dzików Warszawa było reklamowane jako jeden z ciekawszych ruchów transferowych tego lata w ORLEN Basket Lidze. Klub mocno o niego walczył, oferując niemałe – jak na warunki Dzików – wynagrodzenie. Z naszych informacji wynika, że to najlepiej opłacany gracz warszawskiego zespołu, ale jego pensja nie przekracza granicy 100 tys. dolarów.

Trener Krzysztof Szablowski bardzo chciał mieć w swojej drużynie tego zawodnika, który w 2021 roku ze Stalą Ostrów Wielkopolski zdobył mistrzostwo i Puchar Polski. Ostatnio grał w lidze hiszpańskiej. Ciekawostką jest fakt, że Anderssonem zainteresowany był trener Przemysław Frasunkiewicz, który prowadzi niemiecki zespół Rostock Seawolves.

Andersson zdecydował się na Dziki głównie ze względów sportowych. Trener Krzysztof Szablowski jest fanem jego umiejętności, szykując dla niego dużą rolę w zespole i spore minuty. Sęk w tym, że jak na razie Andersson rozczarowuje. I to mocno.

2, 12, 13, 0, 2 – to występy punktowe Szweda w meczach w ORLEN Basket Ligi. Andersson jest mało aktywny w ataku, nieco schowany w cieniu innych graczy, na dodatek ma problemy ze skutecznością (11/24 z gry, 3/15 za 3).

Słabsza dyspozycja Anderssona ma też wpływ na wyniki Dzików. Warszawianie w dwóch ostatnich meczach przegrali z Legią i Górnikiem Wałbrzych. Zwłaszcza porażka z beniaminkiem PLK była mocno bolesna. Dziki przegrały u siebie aż 68:92.

Udało nam się porozmawiać z Krzysztofem Szablowskim na temat nie tylko słabej dyspozycji Anderssona, ale także dwóch porażek z rzędu (Legia i Górnik) i dużej rotacji, z której korzysta szkoleniowiec Dzików Warszawa.

Czy jest pan rozczarowany postawą drużyny w ostatnich meczach? Jak pan definiuje obecną sytuację?

Krzysztof Szablowski, trener Dzików Warszawa: Niezadowolony, tak bym to określił. Nie atakujemy w dobrym tempie i brakuje nam często intensywności w obronie, co powoduje szereg błędów w egzekucji systemu i założeń. Mamy swoje przemyślenia i wyciągamy wnioski oczywiście, ale nie będę mówił o szczegółach. Dotyczą one w dużej mierze sfery mentalnej, ale też fizycznej, bo ostatnie mikrocykle były dla nas bardzo wymagające. Nie szukamy usprawiedliwień, dlatego odpowiednie nastawienie jest tu bardzo ważne, aczkolwiek to są fakty i je też musimy brać pod uwagę. Teraz jest przede wszystkim czas na poprawę, a nie panikę. Myślę, że takich trudnych momentów czeka nas w tym sezonie więcej, ale żeby minimalizować ryzyko kluczowe jest odpowiednie planowanie pracy, bo kolejne mikrocykle mocno się różnią.

Co dzieje się z Denzelem Anderssonem? To jest cień zawodnika, którego pamiętamy z pobytu w Stali Ostrów Wielkopolski. Nic nie trafia. Gdzie leży problem? Czy były już męskie rozmowy, w których daliście mu do zrobienia: „przyszedłeś za duże pieniądze, oczekujemy od ciebie lepszej gry?”

Gra Denzela to w dużej mierze pokłosie postawy całej drużyny. Oczywiście jest on jej ważną częścią, więc koło się zamyka. I tu wracamy do tego, co się dzieje w głowach zawodników. On zdaje sobie sprawę z tego jaka jest jego odpowiedzialność, więc żadne męskie rozmowy nie są tu potrzebne. To cała drużyna pracuje na wypracowanie dobrych pozycji dla konkretnych zawodników, a tych Denzel nie ma na razie za dużo. Z tym też musimy sobie lepiej wszyscy poradzić, nie tylko Denzel. To świetny zawodnik i da nam jeszcze dużo dobrego.

Trener w trakcie spotkań rotuje bardzo dużą liczbą graczy. Czy ta rotacja nie jest trochę za szeroka? Czy faktycznie da radę grać 10/11 zawodnikami w każdym meczu?

Rotacje w naszym zespole to bardziej złożona sprawa. Uważam, że rotacja 10 zawodników to optymalne rozwiązanie, aczkolwiek w kluczowych momentach zawężamy ją do 7/8, którzy w danym meczu prezentują się najlepiej. Najczęściej oczywiście, bo dochodzą czasem różne nieprzewidziane sytuacje. Przyznaję, że sporo kombinowałem na początku, ale do takiej rotacji cały czas dążę. Tak było już w Toruniu, a potem musiałem się zaadoptować do zaistniałej sytuacji.

Kontuzja Grzegorza pokrzyżowała mi mocno plany, teraz wypadł jeszcze Michał. Maciek też potrzebuje jeszcze wsparcia doświadczonego Mateusza i oni dzielą się minutami, chociaż teraz plany pracy i ich rotacji nam się zmieniły. Rotacje, kiedy gra się tak różną liczbę meczów w każdym tygodniu, są wypadkową kilku zmiennych i muszę szybko reagować. Tak jak graliśmy w Toruniu to jest to do czego dążę, ale rzeczywistość wymusza różne działania.