Czy protokoły medyczne odbiorą nam radość Trade Deadline?

Czy protokoły medyczne odbiorą nam radość Trade Deadline?

Czy protokoły medyczne odbiorą nam radość Trade Deadline?

To jest trudny okres dla NBA.ma Detroit Pistons. Po 7 zawodników Celtics i Cavs też pozostaje w protokole. Ciężko o zespół, który nie miałby przynajmniej 3 graczy niezdolnych do gry z powodu pozytywnych testów na COVID-19. Sytuacja jest do tego dynamiczna – doniesienia o kolejnych zarażeniach pojawiają się szybko i niespodziewanie. Na szczęście udaje się od jakiegoś czasu unikać przenoszenia meczów (minionej nocy miało to miejsce po raz pierwszy od 6 dni). Przede wszystkim ze względu na masę 10-dniowych umów, podpisywanych awaryjnie przez kluby, by tylko mieć wymagane minimum 8 zawodników do wystawienia na mecz.

Greg Monroe, który podpisał ostatnio 10-dniowy kontrakt z Minnesotą Timberwolves, stał się 541. zawodnikiem, który zagrał w tym sezonie w lidze NBA. To nowy rekord, a mamy dopiero grudzień.

Wolves potrzebowali kogokolwiek pod kosz, w sytuacji, w której oprócz Anthony Edwardsa i D’Angelo Russella, z gry wypadł także Karl-Anthony Towns. Znamienne są słowa trenera Chrisa Fincha, zapytanego przed meczem o to, ile minut będzie w stanie rozegrać Greg Monroe po ponad 2-letniej przerwie od NBA:

„Nie mam pojęcia. Będę musiał się go zapytać. Poznałem go jakieś 30 minut temu.”

– Chris Finch

Minionej nocy odwołany został natomiast mecz Spurs z Heat. Klub z Miami nie był w stanie wystawić odpowiedniej liczby graczy. Podejmował jednak próby – planem było podpisanie na ostatni moment 10-dniowej umowy z niejakim Aricem Holmanem – zawodnikiem grającym na co dzień w g-league’owym Austin Spurs. Dlaczego padło akurat na niego? Najpewniej po prostu dlatego, że grając w Austin w Teksasie, zdążyłby na mecz rozgrywany w San Antonio (to jakieś 100 kilometrów od siebie).

Chaos.

To, co się dzieje, to głównie walka o przetrwanie. Niewiele ekip może sobie pozwolić na to, by szukać odpowiednich line-upów, przygotowywać się do Playoffów, zgrywać drużynę, stawać się lepszymi. Celem numer 1 jest posiadanie w składzie wystarczającą liczbę aktywnych zawodników. To, że odbija się to na poziomie meczów, doskonale widać. Oczywiście – wciąż nie brakuje widowisk, w których emocje widoczne są do samego końca, a wynik rozstrzyga się w ostatnich minutach. Wiele meczów ma tez znaczenie, bo walka o pozycje playoffowe (czy zwłaszcza pozycje w turnieju Play In) jest bardzo zacięta. Niemniej chciałoby się częściej oglądać zespoły w swoich najlepszych wersjach, z najlepszymi zawodnikami na parkiecie.

Cała ta sytuacja może popsuć coś więcej, niż poziom sportowego widowiska. Może okazać się, że ze względu na polowe warunki, będziemy świadkami najmniej emocjonującego Trade Deadline w historii.

W tym sezonie Trade Deadline odbędzie się 10. lutego. Przypomnijmy, że jest to ostatni dzień sezonu, w którym można jeszcze dokonać transferu. Zazwyczaj jest to pełen emocji dzień, w którym na ostatni moment odbywają się wielkie wymiany, nieraz poważnie zmieniające krajobraz ligi. Motywy, dla których zespoły przeprowadzają wymiany w trakcie sezonu, są różne. Czasem przez pierwszą połowę sezonu wychodzi jak na dłoni, że jakiś projekt nie ma szans na sukces i trzeba coś znacząco zmienić. Czasem dobry zespół coraz bardziej się ze sobą dogrywa i na przestrzeni tych kilkudziesięciu meczów wychodzi, jakie uzupełnienia uczyniłyby dobry zespół lepszym. Za każdym razem jednak wymiana to działanie, u którego źródeł stoi jakaś diagnoza dotycząca zespołu. Diagnoza, której nie da się wystawić, jeśli nie da się zespołowi chwilę razem poegzystować. W tym sezonie nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zdiagnozować.

Tacy na przykład Jazz mają sporo szczęścia i udało im się jak do tej pory uniknąć większych problemów z zawodnikami w protokole. Oni wystawili jak do tej pory tylko cztery różne piątki – ich podstawowi zawodnicy wyszli razem na parkiet aż 26 razy. Coś tam już o nich wiemy – abstrahując od faktu, że w podobnym składzie grają już któryś sezon z rzędu. Dla kontrastu jednak, Los Angeles Lakers wystawili jak do tej pory 20 różnych pierwszych piątek. Najczęściej wystawiana pierwsza piątka wyszła na parkiet zaledwie 4 razy. Jeziorowcy nie są w tym wszystkim odosobnieni – Sixers wystawili już 17 pierwszych piątek, Bucks i Wolves po 16. To nie jest normalna sytuacja. Nawet najbardziej ogarnięci i zdecydowani managerowie nie mieli wystarczająco dużo czasu na ewaluację i podjęcie decyzji o tym, w jakim kierunku powinny iść ewentualne transfery. Nie jest przypadkiem, że w tym sezonie jeszcze żadnej wymiany nie widzieliśmy. Zarządy będą najpewniej ostrożne i zamiast szukać okazji do wdrapania się wyżej, będą raczej skupiać się na przetrwaniu tego sezonu. Smutne, ale na to się zanosi.