Czy powrót Draymonda Greena odmieni grę Warriors?
Minionej nocy Golden State Warriors przegrali wysoko, bo aż 98:123, z Portland Trail Blazers. Bilans 2-3 nie jest pewnie wymarzonym na tym etapie sezonu, ale mimo porażki, da się wyczuć w obozie GSW pewne znamiona optymizmu. Jednym z podstawowych tego powodów jest powrót do gry Draymonda Greena, którego naprawdę w tym zespole brakowało.
Bo umówmy się – abstrahując już od wyników – oglądając mecze Warriors można było zauważyć, że nie wszystko działa tak, jak powinno. Oczywiste, że trochę odświeżony skład potrzebować może czasu, ale wygląda to trochę tak, jakby pewne schematy trzeba było budować wręcz od zera. Powrót Greena może być dla schematów i automatyzmów kluczowy. Na razie ma on za sobą 17 minut, okraszonych 4 zbiórkami, 4 asystami, przechwytem i skutecznością 0/3 z gry. Trener Steve Kerr w pomeczowym komentarzu przyznał, że to jeszcze nie to, ale wykazał pełne zrozumienie:
„Draymond wygląda, jakby łapał wiatr w żagle. Wygląda jak zawodnik, który opuścił obóz przygotowawczy, ale włożył dużo pracy w to, by wrócić na parkiet. Wyglądało to dla niego trochę jak mecz sparingowy – ale nie jest to krytyka, po prostu fizycznie znajduje się w takim punkcie. Miał naprawdę ciężką przerwę między-sezonową, naznaczoną protokołem związanym z COVIDem; zajmie mu trochę czasu powrót do dobrej dyspozycji. Cieszę się, że jest znów z nami – potrzebuje kilku meczów żeby odzyskać kondycję, rytm gry.”
Z powrotu kolegi zadowolony jest też Steph Curry – w końcu Draymond to obecnie jedyny zawodnik w składzie oprócz Kevona Looney’a, z którym rozegrał on przynajmniej dwa wspólne sezony:
„Mamy kilka swoich dziwnych rytuałów przed pierwszym gwizdkiem, miło było móc do tego wrócić. Niewiele mieliśmy powtarzalności w ostatnim czasie, więc będziemy potrzebować kilku meczów, żeby znaleźć rytm i zrozumieć, jak duży będzie jego wpływ na grę, zwłaszcza w ofensywie. Potrzebujemy wszyscy przejść przez ten dołek wcześnie i spróbować odnaleźć swoją tożsamość. A jeśli chodzi o mnie i Draymonda – musimy być w stanie temu przewodzić.”
Przez te 17 minut Dray już zdążył pokazać nam sporo tego, czego dotychczas brakowało ofensywie Warriors. Pozycję Greena w GSW często rozpatrujemy głównie pod kątem jego defensywnego wkładu, który też będzie bardzo cenny. Równie ważna – a może i ważniejsza – będzie jednak jego umiejętność rozprowadzenia piłki ze szczytu boiska. To, czego potrzebuje zespół w ofensywie, to posiadania, w których Curry stanowi zagrożenie rzutowe nie tylko jako zawodnik kozłujący. Do tego potrzeba zagrywek po słabej stronie parkietu, w których dostaje on zasłony bez piłki, po których wychodzi na czyste pozycje. Nowi zawodnicy nie od razu rozumieli koncept takiej gry, w której najważniejszy w akcji jest zawodnik bez piłki biegający po drugiej stronie boiska. Widać było w pierwszym meczu, jak sfrustrowany był Curry tym brakiem zrozumienia:
To zrozumienie jednak powoli przychodzi. Być może byłoby łatwiej z zawodnikami o lepszych predyspozycjach do bycia inteligentnymi zadaniowcami niż Wiggins i Oubre – na pewno byłoby tez łatwiej, gdyby oni sami byli skuteczni rzutowo. Fajnie było jednak zobaczyć, jak samo pojawienie się Greena zmienia dynamikę. Trzy pierwsze z brzegu akcje Draymonda – rozciągnięcie gry z pozycji podkoszowego i znalezienie podaniem wychodzącego po zasłonie Curry’ego:
Na razie to najprostsze warianty takiej zagrywki, a i tak tylko jedna skończyła się dobrą pozycją do rzutu, ale o szukanie właśnie takiej gry chodzi. To są rzeczy, których inni podkoszowi Warriors nie są w stanie w takim stopniu dostarczyć. Podobnie jak szybkiego ataku, w którym to na nim skupia się naturalnie uwaga obrońców, a Curry dochodzi do pozycji rzutowej:
Zarówno trener Steve Kerr, jak i sam Steph Curry od początku sezonu zwracają uwagę, jak ważna jest dla nich gra pełna ruchu i zasłon bez piłki:
„Oczywiście, to jedne z naszych kluczowych zagrywek. Ale to wciąż proces, który wszyscy staramy się zrozumieć – gdzie jest spacing i jaki jest rytm tego, skąd pochodzą nasze rzuty. Zwłaszcza wtedy, kiedy oddaję piłkę, a chłopaki wciąż stanowią zagrożenie z piłką, ale wiedzą, że na stronie boiska bez piłki też toczy się akcja. Będziemy tego znajdować znacznie więcej. Naszym celem jest pokazywać to w każdym meczu.”
Tę filozofię widać na parkiecie i w statystykach – na chwilę obecną Warriors grają najwięcej na mecz posiadań kończonych akcją z zasłony bez piłki – to 8,6 takich rzutów na mecz. Problem polega na tym, że wciąż brakuje tej grze skuteczności. Każde takie posiadanie GSW zamieniają na 0,93 punktu, co plasuje ich pod tym względem na 16. pozycji w ligowej stawce. Z czego to wynika? W ogromnej mierze oczywiście z dyspozycji rzutowej – to najgorzej trafiająca za trzy ekipa w lidze z zaledwie 30,6% skuteczności. Wielką historia tego sezonu jest już (nie)skuteczność Kelly’ego Oubre, który jak dotąd trafił 4% prób zza łuku (1/25). Co jednak ze Stephem Currym, który trafia tylko nieco ponad 32%? W tym strzeleckim problemie można doszukiwać się przyczyn systemowych.
Spójrzcie tylko na tę scenkę rodzajową. Kelly Oubre dostaje piłkę natychmiast wchodzi w grę jeden na jeden. Steph wybiega na obwód – liczy na jakąś zasłonę, może serię zasłon. Na obwodzie nie dzieje się jednak nic, co otworzyłoby komukolwiek pozycję. Oubre jedzie sam. Curry czuje, że marnuje czas. Draymond Green i trener Kerr z ławki ewidentnie nie po raz pierwszy i nie po raz drugi pokazują – stawiajcie mu zasłony:
Curry to rewelacyjny strzelec po koźle, jednak trudno oczekiwać, by był skuteczny rzucając tylko z pozycji wykreowanych samemu – zwłaszcza, że obrońcy doskonale wiedzą, że muszą skupić na nim swoją uwagę, kiedy ma piłkę. Ponad 70% trójek Stepha oddawanych jest po asyście. Problemem jest jednak jakość tych asyst – nie tyle samych podań, co sytuacji, w których do tych podań dochodzi.
System ofensywny Warriors rodzi się w bólach na nowo. Wiggins i Oubre nie odnajdują się w tym jeszcze i niestety nie wyglądają na najbardziej pojętnych uczniów. Prędzej czy później zobaczymy jednak poprawę. Skrócony obóz przygotowawczy, mniej sparingów przedsezonowych – to wszystko robi swoje. Pytanie jednak, jak duża będzie to poprawa – bo jeśli ten 28. atak ligi (100,7 punktów na 100 posiadań) nie zacznie wyglądać płynniej i naturalniej, to ciężko będzie choćby o Playoffy. A przecież takie były chyba oczekiwania po wymuszonym sezonie tankowania, czyż nie?