Czy Golden State Warriors są tym razem do ogrania?
W ubiegłym roku seria Warriors z Rockets okrzyknięta była (słusznie) mianem przedwczesnego Finału. Niby niewiele się zmieniło, ale jednak trochę inaczej na to patrzymy – po oszczędnym sezonie i kilku wpadkach w serii z Clippers, Warriors wydają się być do ogrania, siła zespołów na wschodzie sprawia, że Finał wcale nie będzie musiał być formalnością, a Rockets… No Rockets akurat nadal są mocni – nawet jeśli duża część sezonu regularnego na to nie wskazywała. To, ile się zmieniło będzie bardzo istotne w kontekście tego, na jakiej płaszczyźnie rozegra się seria pomiędzy tymi zespołami. W zeszłym roku trenerskie szachy pomiędzy D’Antonim a Kerrem zaszokowały świat – zamiast festiwalu trójek i zasłon bez piłki, oglądaliśmy w każdej akcji zmiany krycia, co prowadziło do nieustannej gry 1 na 1, a co za tym idzie średnio porywającego tempa całej serii. Czy w tym roku będzie podobnie?
Źródło: Youtube.com/Bleacher Report
Jeśli spojrzeć na składy obu ekip, można przypuszczać, że będzie podobnie. Rotacja ani Rockets, ani Warriors nie zmieniły się specjalnie. GSW wciąż mają swój trzon zespołu i dokładnie taki sam niski line up z Durantem na czwórce i Greenem na piątce. Drobne zmiany spotkały rotację Rakiet, w składzie nie ma Trevora Arizy, jednak koncepcja jest wciąż taka sama – wokół Clinta Capeli gromadzi się czworo dobrych strzelców (w większości tez dobrych obrońców), a kiedy trzeba, trener schodzi nisko i na centrze wystawia niezawodnego PJ Tuckera. Wszystko sprowadza się do ustawienia, w którym na dosłownie każdej zasłonie zawodnicy Rockets mogą zmienić krycie i zmusić przeciwników do gry 1 na 1. Mistrzowie mają będącego w świetnej formie Kevina Duranta, który z gra 1 na 1 radzi sobie świetnie, ale zawsze to lepiej zmusić ich do izolacji, niż pozwolić na rozrzucanie piłki po strzelcach na obwodzie.
Warriors po raz kolejny wygrają serię z Rockets? Kurs na PZBuk wynosi 1.33!
Jeśli seria może wyglądać podobnie jak przed rokiem, to zastanówmy się, co wtedy przesądziło o wyniku. Warriors wrócili w tej batalii ze stanu 2-3 do 4-3, na co złożyły się dwa główne czynniki. Jeden z nich to kontuzja Chrisa Paula, który podobnie jak teraz, dużo dawał tamtej drużynie. Druga sprawa to nagły zjazd skuteczności rzutów z dystansu, fatalne strzelecko dwa ostatnie mecze, w czym duża zasługa ewidentnie zmęczonego sezonem Jamesa Hardena. W tym sezonie trudno przewidywać podobny scenariusz – Harden wciąż jest w dobrej formie, podobnie jak Chris Paul, który zwłaszcza w Playoffach daje w tym sezonie sporo energii po obu stronach boiska.
Zdrowie staje się jednak nieoczekiwanie problemem po stronie Warriors. W ostatnim meczu zarówno Steph Curry jak i Klay Thompson podkręcili kostki ich występ w meczu numer 1 stoi pod znakiem zapytania. Nie są to raczej poważne urazy, jednak Steph ma już historię kontuzji, podkręceń, czy to kolan czy kostek, po których trochę brakowało mu błysku właśnie w Playoffach. Jeśli dodać do tego krótką rotację Mistrzów, to właśnie tutaj może się zrodzić poważny problem. Ławka Warriors – nawet w porównaniu z ubiegłym sezonem – jest przeraźliwie słaba. Jordan Bell, Nick Young, David West, Patrick McCaw – nie przesądzali oni może o losach spotkań, ale byli, spędzali na parkiecie minuty. Należy jednak pamiętać, o ile lepiej prezentował się Shaun Livingston, o ile więcej potrafił dać JaVale McGee niż i tak niezły Andrew Bogut, o ile pewniejszy był wtedy Draymond Green. Dziś ławka Warriors to właściwie tylko Andre Iguodala, który niespodziewanie dobrze zaczął sobie radzić w Playoffach po słabym sezonie regularnym. Rockets mają do zaoferowania trochę więcej – Kenneth Faried, Austin Rivers, Gerald Green – to wszystko lepsi zawodnicy niż ci, którzy siedzą na ławce GSW. Może mieć to znaczenie nie tylko w kontekście kilku minut odpoczynku więcej dla gwiazd, ale też dla pewnej elastyczności taktycznej.
W sezonie regularnym oglądaliśmy cztery starcia Warriors z Rockets i trzy z nich zakończyły się zwycięstwem ekipy z Houston.
https://www.youtube.com/watch?v=ITfo-f6NiwM
Źródło: Youtube.com/FreeDawkins
Żadne ze zwycięstw Rakiet nie odbyło się jednak w pełnym składzie – w pierwszym meczu nie zagrał Steph Curry, w drugim zabrakło Chrisa Paula, a w trzecim Jamesa Hardena. Ta historia może dać Rakietom paliwa, ale prawdę mówiąc żadne z tych spotkań – choć niektóre miały swoją dramaturgię – nie wydawały się zapowiedzią boju playoffowego. Będzie to już jednak czwarte starcie playoffowe obu ekip w pięciu ostatnich sezonach – zespoły znają siebie nawzajem aż nadto. James Harden, mając w pamięci wszystkie wcześniejsze boje, ze spokojem podchodzi do tej serii:
„Jesteśmy grupą bardzo pewnych siebie gości. Przez cały rok na to pracowaliśmy, wiemy przez co przechodziliśmy. Wiemy też, w jakim punkcie znajdujemy się teraz – jesteśmy bardziej niż zdolni [do zwycięstwa]. Jesteśmy podekscytowani tą możliwością. Tak jak powiedziałem, wiemy jakie trudności przyjdzie nam zwalczyć i jaki wyzwania nas czekają, ale jesteśmy na nie świetnie przygotowani. (…) Nie odnieśliśmy sukcesu jak do tej pory – mieliśmy kilka okazji, ale jeszcze nie przekuliśmy my ich w zwycięstwa. To dla nas kolejna szansa na zmienienie tego stanu rzeczy. Oczywiście wiemy już jak ciężko będzie, ale myślę też, że każdy mecz, każde posiadanie to nowa historia, coś innego. Musimy po prostu wykorzystać okazję, która stoi przed nami.”
Źródło: Youtube.com/Bleacher Report