Czy Drummond i Aldridge to naprawdę game-changerzy?

Czy Drummond i Aldridge to naprawdę game-changerzy?

Czy Drummond i Aldridge to naprawdę game-changerzy?
Photo by David Liam Kyle/NBAE via Getty Images

Andre Drummond – dwukrotny All-Star, czterokrotny zwycięzca klasyfikacji zbiórek, raz wyróżniony miejscem w All-NBA Team. LaMarcus Aldridge – siedmiokrotny All-Star, pięciokrotnie członek All-NBA Team. Tymi nazwiskami żyliśmy w ostatnich dniach, kiedy Trade Deadline było już za nami, a ci dwaj zostali do wyjęcia jako zwolnieni ze swoich drużyn wolni agenci. Ostatecznie pierwszy z nich wylądował w Lakers, drugi w Nets – czyli w dwóch ekipach, które na tym etapie wydają się być najbardziej prawdopodobną parą do gry w Finałach NBA. Jak to jest, że takie nazwiska, z takim CV, zasilają tak potężne już zespoły? Czy to aby nie zaburzy nam ligowego balansu?

Los Angeles Lakers zmagają się ostatnio ze sporymi kłopotami. Poza grą pozostają LeBron James i Anthony Davis. Nie ma jednak większych wątpliwości co do tego, że Playoffy im nie uciekną, a w nich liderzy będą już grać. Trzeba więc założyć, że ruch ze sprowadzeniem Andre Drummonda nie jest skalkulowany na wzmocnienie zespołu pozbawionego liderów, a na wzmocnienie zespołu w jego docelowym kształcie. Wygląda na to, że w Playoffach możemy się spodziewać od Lakers bardzo wysokich ustawień. LeBron na rozegraniu to już duża przewaga w warunkach fizycznych. Davis jest spory jak na obecne realia pozycji silnego skrzydłowego. Kyle Kuzma na trójce, jak często zdarza mu się grywać? Ten ostatni nie ma wątpliwości co do potencjału tych ustawień:

„Ja, LeBron, Davis i Drummond walczący o zbiórki. To będzie ciężkie. To będzie ciężkie dla naszych rywali.”

Sprowadzenie Drummonda może wydawać się odpowiedzią na grę Marca Gasola, która nie zachwyca – jest to powszechna opinia, widoczna wyraźnie wśród fanów Jeziorowców w internecie. Czy Drummond odbierze więc minuty Gasolowi? A co z minutami Montrezla Harrella? Co z minutami Anthony’ego Davisa na centrze? Sam duet Gasol-Harrell to średnio 45 minut na mecz obsadzone już na piątce. Drummond nie przyszedł przecież grać po 3 minuty. Może się jednak okazać, że jego czas gry nie będą tak okazały, jakby sobie tego życzył.

Trzeba uzmysłowić sobie o co chodziło w sprowadzaniu Marca Gasola i jak duży wpływ miał on na kształt defensywy Lakers. Obecnie nie jest w najlepszej dyspozycji, fakt – wrócił po ciężko przebytym COVIDzie i jak sam przyznaje, nie jest jeszcze w pełni formy. Nawet teraz prezentuje to, czego Drummond nigdy nie miał i chodzi tu o wysokie wychodzenie do pick’n’rolli. Andre Drummond – choć duży, sprawny na deskach i nieźle przechwytujący (1,6 przechwytu na mecz), w pick’n’rollach wygląda… Przezroczysto:

Z Drummondem na parkiecie trzeba grać 'drop’, czyli zostawiać centra nisko. Nijak ma to się do agresywnej i aktywnie przejmującej defensywy Lakers, gdy grali w pełnym składzie na początku sezonu.

W ataku może oczywiście pełnić rolę zbliżoną do Gasola, jako że podawać też potrafi. Pytanie, na ile w jego grze kilka metrów od kosza przeszkadzać będzie fakt, że nie potrafi rzucać i obrońcy o tym wiedzą. Minuty Montrezla Harrella na centrze to z kolei zupełnie inna para kaloszy niż Drummond. Opcje są więc dwie – albo trener Vogel przemodeluje system gry Lakers tak, żeby uwydatnić talenty Drummonda, albo… Albo jego rola wcale nie będzie tak duża.

Podstawowe pytanie, to czy wartość Drummonda dla wygrywania jest na tyle duża, by warto było naginać schemat gry pod niego. Średnie na poziomie 17,5 punktu, 13,5 zbiórki, 2,6 asysty – to są imponujące cyfry. Niekoniecznie przekładają się one jednak bezpośrednio na wygrywanie.

Z Drummondem na parkiecie Cavs byli o zawrotne 0,2 punktu na 100 posiadań lepsi od swoich rywali. Jego win shares (które w najlepszych sezonach przekraczało 10, jak Nikoli Jokicia w tym sezonie) we współczesnej lidze wynosi 0,8 – nie stawia go to w gronie najbardziej wpływowych zawodników:

Dlaczego tak jest, skoro Drummond w swoim zespole wyraźnie przewyższa kolegów talentem i notuje dobry cyfry? Powodów jest kilka. Jednym z nich są wspomniane już kłopoty defensywne. Innym jest problem ze zdefiniowaniem jego roli w ataku. Problem samego Andre Drummonda. Tym, czego chcieliby od niego trenerzy, jest wykańczanie akcji spod kosza i okazjonalny post-up. Sam zainteresowany widzi to trochę inaczej:

YT/FireNBA

To oczywiście tylko jeden, trochę przerysowany przykład. Jest on jednak przejawem szerszego zjawiska. Średnia odległość z jakiej oddaje rzut w tym sezonie to około 110 centymetrów. Skuteczność jego rzutów to najniższe w karierze 47,4%. Mniej niż połowa trafionych rzutów, kiedy większość z nich pochodzi spod samego kosza. Steph Curry trafia 47,5%, a jego rzuty to w dużej mierze trudne próby z daleka po koźle. Problem z Drummondem polega na tym, że za często chciałby być pierwszą opcją. Chciałby brać grę na siebie, wchodzić w drybling, w akcje face-up, bardziej zaawansowane zwody, floatery. To casus Dwighta Howarda w pewnym momencie jego kariery. Howard jednak zrozumiał już, że musi grać inaczej. Co ciekawe, zrozumiał to właśnie w Lakers. Być może z Drummondem będzie podobnie. Niech to wybrzmi:

Teza – Andre Drummond musi pełnić znacznie mniejszą rolę niż dotychczas, jeśli ma być przydatny.

Przejdźmy więc do drugiego przypadku – 7-krotny All-Star LaMarcus Aldridge dołącza do 11-krotnego All-Stara Kevina Duranta, 9-krotnego All-Stara Jamesa Hardena, 7-krotnego All-Stara Kyrie Irvinga, 6-krotnego All-Stara Blake’a Griffina i 1-krotnego All-Stara DeAndre Jordana. To piękna, silna narracja, jednak pomija się w niej jeden, bardzo istotny fakt: LaMarcus Aldridge skończy niedługo 36 lat i rozgrywa zdecydowanie najsłabsze rozgrywki od czasów sezonu debiutanckiego. Miał w tym roku kilka przerw w grze, a kiedy po jednej z nich wrócił (na trzy mecze) był już zmiennikiem Jakoba Poeltla.

Trzeba sobie uzmysłowić jedną rzecz – Nets nie mogą wystawić w jednym składzie piątki złożonej w całości z zawodników wymienionych w poprzednim akapicie. Blake Griffin i LaMarcus Aldridge nie mogą grać razem (więcej niż kilka minut) – zwłaszcza w połączeniu z Kyrie Irvingiem. Takie ustawienia groziłyby tym, że przeciwnik w każdej akcji znajdzie jakiegoś pick’n’rolla, w którego będzie w stanie zaangażować dwóch słabych obrońców – a nie będzie tu za bardzo komu wejść z pomocy. Kiedy Nets oddali Jarretta Allena zrodził się duży, podkoszowy, defensywny kłopot. DeAndre Jordan trochę lepiej pasował do systemu ofensywnego, w którym wartością było wyjście centra trochę wyżej, granie koszyczków, szukanie podań. W defensywie jest jednak naprawdę wolny i nie jest w stanie zmienić krycia. Ciągła gra 'drop’ w defensywie na zasłonach, w połączeniu z brakiem świetnych obrońców także na obwodzie, nie może przynieść dobrych efektów.

Warto uczciwie przyznać, że obrona Nets w ostatnim czasie naprawdę wzięła się w garść. W marcu byli już 18. defensywą ligi, co jest świetnym wynikiem w porównaniu z wcześniejszą pozycją pod koniec trzeciej dziesiątki. Zupełnie przypadkowo zbiegło się to w czasie z wejściem do rotacji niejakiego Nicolasa Claxtona…

YT/pampers_toddles

Chłopak jest długi, mobilny i wie o co chodzi w obronie – także przeciwko niższym zawodnikom. Od końcówki lutego zaczął dostawać minuty i notuje średnio 8,5 punktu, 4,5 zbiórki i 1,5 bloku na mecz w niespełna 20 minut na parkiecie. Po tym, co napisałem, nie będzie chyba zaskoczeniem, kiedy okaże się, że z nim na parkiecie Nets tracą o 13,5 punktu (!) na 100 posiadań mniej, niż bez niego. To oczywiście najlepszy wynik w zespole i nikt, kto zagrał więcej minut, nie jest nawet blisko.

Steve Nash nie powinien teraz zabierać minut Claxtonowi. Można pójść dalej – powinien znaleźć więcej ustawień, w których mógłby go wykorzystywać. Tymczasem przyjście Aldridge’a naturalnie sprawi, że tych minut nie będzie tak wiele. Jak wiadomo, były zawodnik Spurs nie jest tytanem defensywy – zwłaszcza na tym etapie swojej kariery. Jego wartość leży po atakowanej stronie parkietu. Pytanie, czy Nets potrzebują kolejnego zawodnika, który trafi z półdystansu po izolacji? Kiedy w grze nie ma Kevina Duranta, być może będzie to momentami wartość dodana. Kiedy jednak KD wróci do gry – a chyba z myślą o pełnym składzie dokonano wzmocnień – ich klepki na parkiecie mogą się ze sobą niebezpiecznie pokrywać. Aldridge może być – dla Nets w pełnym składzie – jedynie zapasową strzelbą, kiedy Durant potrzebować będzie odpoczynku. Strzelbą, która osłabi w swoich minutach defensywę.

Są więc chyba dwie główne opcje. Albo rola Aldridge’a będzie marginalna i ograniczy się do dostarczenia kilku-kilkunastu punktów w drugich kwartach, albo Nets wykonali ten ruch w obawie przed tym, że Durant nie wróci do gry (albo wróci słaby). Prawdę mówiąc żaden z tych scenariuszy nie brzmi, jakby Aldridge miał wynieść Nets na wyższy poziom.