Czas docenić Kyrie Irvinga

Czas docenić Kyrie Irvinga

Czas docenić Kyrie Irvinga
Photo by Nathaniel S. Butler/NBAE via Getty Images

Brooklyn Nets po zwariowanym sezonie weszli do Playoffów z drugiego miejsca w konferencji i pomimo wielu wątpliwości, jakie może budzić ich skład, jedno jest pewne – nikt nie będzie czuł się pewnie, trafiając na nich w fazie zasadniczej. Niezbilansowany skład, trochę zaniedbujący obronę, może zostać łatwo przykryty sumą talentu zgromadzoną na Brooklynie. Oczywiście, tu też pojawia się wątpliwość – w końcu trzy największe gwiazdy – James Harden, Kevin Durant i Kyrie Irving – rozegrali wspólnie naprawdę skromne 8 meczów. W obliczu jakiegoś kryzysu brak zgrania może dać o sobie znać.

To jednak pieśń tego, co czeka nas w najbliższych tygodniach. Patrząc wstecz – jak to możliwe, że zespół, którego liderzy spędzili ze sobą na parkiecie zaledwie 200 minut był w stanie do końca bić się o wygranie konferencji?

zawodnikliczba rozegranych meczówliczba rozegranych minut
Kyrie Irving541886
James Harden361319
Kevin Durant351157

Z całej wielkiej trójki Nets, zdecydowanie najczęściej grał Kyrie Irving. O ile James Harden kiedy grał był świetny, podobnie jak Kevin Durant, żaden z nich nie wpłynął na grę tego zespołu w takiej mierze jak Kyrie – ten, który właściwie jest 'tym trzecim’ w tej układance. Ten tekst powstaje po to, by – mimo wszystko – docenić ten sezon Kyrie Irvinga.

Podstawowy problem Irvinga to fakt, że jest… Bardzo specyficznym gościem. O mało którym zawodniku mówiliśmy w tym sezonie tak wiele w kontekście poza-koszykarskim. Od palenia szałwii przy linii bocznej, przez scysje z dziennikarzami, aż po opuszczenie pokaźnej liczby meczów z powodów osobistych, w czasie kiedy przyłapywany był on na uczestniczeniu w imprezach. Część jego zachowań to faktycznie tak zwane 'krzywe akcje’, ale część to bardzo nieszkodliwe, osobliwe dziwnostki. Niestety, w połączeniu z wypracowaną na przestrzeni lat łatką koszykarza samolubnego (co jest bardzo źle postrzegane przez ogół kibiców) wszystko to zlewa się w jedną plamę, przez pryzmat której postrzegamy Kyrie Irvinga. W dużym skrócie – jego wizerunek jest bardzo niekorzystny i każde jego działanie będziemy już odruchowo podporządkowywać temu wizerunkowi, nie odwrotnie.

Tymczasem – niech to wybrzmi – Kyrie Irving to świetny koszykarz.

Miniony (dopiero co) sezon zakończył z nie lada osiągnięciem. Dołączył do zaszczytnego grona ’50/40/90′ – tak potocznie określa się zawodników, którzy przez cały sezon notowali skuteczność 50% z gry, 40% za trzy i 90% z linii rzutów wolnych. Wcześniej dokonało tego tylko 8 zawodników: Steve Nash, Larry Bird (oni jako jedyni więcej niż raz), Mark Price, Reggie Miller, Dirk Nowitzki, Kevin Durant, Steph Curry i Malcolm Brogdon.

Nie ma przypadku w tym, że Nets to drugi najskuteczniejszy w rzutach za trzy zespół w lidze. Pierwsi są pod tym względem Clippers i to bardzo podobny casus. Nie chodzi o sam fakt, że w zespołach tych grają dobrzy strzelcy – choć to oczywiście ma niebagatelne znaczenie. Kluczowi są ci zawodnicy, którzy mają łatwość w przedostawaniu się z piłką do środka. Jeśli zawodnik z piłką potrafi wejść między obrońców i tam stwarzać zagrożenie, obrońcy muszą go kryć ciaśniej, zostawiając więcej miejsca pozostałym. Nie jest to fizyka kwantowa. Kyrie z piłką w rękach potrafi dostać się wszędzie, a jego koledzy mają używanie. Podobnie Clippers z Kawhi Leonardem.

Nie zawsze działa to bezpośrednio w taki sposób, że Kyrie Irving rozdaje piłki kolegom. W tym sezonie Irving był bardzo elastyczny. Nie zawsze trener Nash potrzebował od niego, by był rozgrywającym – na przykład wtedy, kiedy na parkiecie był grający więcej na piłce Harden. Kyrie regularnie notuje mecze, w których notuje 0-3 asyst, ale nie wynika to wbrew pozorom z jego samolubności. Czasem po prostu potrzebny jest 'Kyrie strzelba’. Kiedy potrzebny jest 'Kyrie podający’, potrafi on grać mecze na 10 i więcej asyst.

YT/NBA Motion

Kiedy do gry wkraczały pozostałe gwiazdy – Harden, Durant – uwidaczniała się druga strona Irvinga. Ta, o której raczej nie myślimy w jego kontekście. Kyrie pokazał w tym sezonie, że potrafi zejść na drugi plan i ustąpić pola kolegom. Liczba rzutów, które oddał po asyście partnera, a nie po indywidualnej akcji, wzrosła w porównaniu z ostatnim sezonem drastycznie:

sezonrzuty za 2 po asyścierzuty za 3 po asyście
2019/2020,3%35,7%
2020/2123,4%57,9%

To może być ten czynnik który sprawi, że kiedy rozpoczną się Playoffy i trójca Nets zacznie regularnie grać ze sobą, nie spowoduje to większych spięć. Zwłaszcza, kiedy dojdzie do zaciętej końcówki i ktoś będzie musiał wziąć na siebie ciężar prowadzenia gry, oddać kluczowy rzut. Można z dużą dozą śmiałości przypuszczać, że Kyrie nie będzie się rozpychał łokciami, żeby być w centrum uwagi. Nie powinno to być chyba przesadnie zaskakujące – dobre kilka lat kariery rozegrał u boku LeBrona, będąc siłą rzeczy drugą opcją – z czego wywiązywał się na tyle dobrze, by regularnie walczyć w Finałach z super-teamem Warriors.

Przez większość sezonu – kiedy poza grą pozostawał czy to Durant, czy Harden – to w Irving pozostawał liderem tego zespołu. Nie zawsze oczywiście – także on opuszczał mecze, co czasem miało swoje uzasadnienie, a czasem miało uzasadnienie dyskusyjne. Co do zasady w całym tym pokręconym sezonie Nets, w którym gwiazdy przychodzą, odchodzą, grają, nie grają – to Kyrie jest pewnym punktem, gotowym prowadzić zespół kiedy trzeba, a kiedy trzeba oddać pole innym. Dobry sezon, Kyrie – możesz być zadowolony z tego drugiego miejsca w konferencji.