Courtney Ramey: Nie gonić za największymi pieniędzmi

Courtney Ramey: Nie gonić za największymi pieniędzmi

Courtney Ramey: Nie gonić za największymi pieniędzmi
Courtney Ramey / foto: Bartek Müller

Latem – po dobrym sezonie w Lublinie – miałem sporo ofert na stole. Miałem propozycję niemal z każdego kraju w Europie. Rozmawiałem też z PGE Startem. Nie dogadaliśmy się, ale nie mam do nikogo pretensji. Uważam, że nie wszyscy Amerykanie są w stanie zaakceptować rolę zadaniowców, gdy grają w Europie. Ja nie mam z tym żadnego problemu – mówi Courtney Ramey, koszykarz AMW Arki Gdynia.

Karol Wasiek: Czy zrobisz w tym sezonie triple-double?

Courtney Ramey, koszykarz AMW Arki Gdynia: Staram się o tym nie myśleć, bo kiedy jestem na boisku, to lubię grać swobodnie i nie zaprzątać sobie głowy statystykami. Trener Mantas Cesnauskis na mnie stawia, pozwala mi grać, co zwiększa moje szanse na osiągnięcie triple-double. Na pewno byłoby to dużym sukcesem, ale nie wywieram na siebie zbyt dużej presji. Jeśli się uda, to się uda, ale najważniejsze są dla mnie zwycięstwa. To priorytetowa kwestia.

Po dwóch meczach w PLK miałeś kosmiczną średnią na poziomie 11 asyst (10 i 12). Jak twoje ustawienie na boisku różni się od tego, gdy byłeś zawodnikiem PGE Startu Lublin?

Zabawne jest to, że przez całe moje życie zawsze grałem jako rozgrywający. Kiedy zacząłem studiować stałem się większy i silniejszy, dlatego trenerzy zaczęli mnie ustawiać na pozycji “1” i “2”. Byłem combo-guardem. Może nie wszyscy to pamiętają, ale w momencie kontuzji Manu Lecomte’a, naszego podstawowego rozgrywającego, zacząłem grać jako typowa “jedynka” i miałem mecze z 7-8 asystami, więc to jest coś, w czym czuję się naprawdę komfortowo.

Nie ukrywam, że w kontekście potencjalnej gry dla Arki zaintrygowała mnie rozmowa z trenerem Cesnauskisem, który wprost powiedział, że widzi mnie w roli rozgrywającego i na tej pozycji będę często występował. Wiem, że to może otworzyć przede mną wiele drzwi do grania w różnych drużynach w mocniejszych ligach. Czuję, że jestem świetnym rozgrywającym, który uwielbia kreować pozycje dla kolegów z drużyny. Wiem, że w ten sposób daje im niezbędną pewność siebie.

Obok siebie masz rozgrywającego w postaci Kamila Łączyńskiego. Jak wygląda gra z nim i bez niego?

Gdy oglądam Kamila w akcji, widzę człowieka niezwykle doświadczonego, który wie, jak manipulować obroną rywali. Zna wszystkie koszykarskie triki – takie jak zwody głową, balans ciałem czy podania między nogami rywalami. Dla mnie – jako młodego gracza – to ogromna przyjemność i frajda, że mogę go oglądać na każdym treningu. To jest wspaniała koszykówka na bardzo wysokim poziomie.

Gra z nim jednocześnie na parkiecie pozwala mi wrócić do zdobywania punktów. Gdy jestem w roli “jedynki” wtedy w pełni skupiam się na organizowaniu gry i kreowaniu pozycji dla kolegów. Osoba Kamila daje pewną równowagę zespołowi, a mi możliwość pokazania różnych aspektów gry – zdobycia 20 punktów czy zrobieniu 10 asyst. Czuję, że gra z nim pozwala mi być strzelcem, za którego większość ludzi mnie uważa, a bez niego pozwala mi pokazać ludziom różne strony, których jeszcze nie znają.



W której roli czujesz się lepiej?

(chwila zastanowienia) Dobre pytanie. Chcę być tak postrzegany, że zrobię wszystko, czego trener ode mnie wymaga w danej sytuacji.

Przytoczę przykłady z poprzedniego sezonu. Musiałem grać jako “jedynka” podczas nieobecności Manu i myślę, że wywiązałem się z tego. Byłem gotowy do tego wyzwania,

Były mecze, w których musiałem zdobyć 20 punktów, a były mecze, w których mogłem zdobyć tylko 10 pkt. Wszystkie spotkania miały jeden mianownik: dobra gra w obronie. I pomyślałem sobie, że to najbardziej intrygująca rzecz w mojej grze. Okej, mogę nie zdobyć 20 punktów, ale mogę grać twardo w obronie, angażując przy okazji kolegów poprzez kreowanie im pozycji. Najważniejsze jest to by znaleźć w tym wszystkim równowagę.

Ostatnio Jakub Garbacz powiedział mi w żartach, że na niego krzyczysz w trakcie treningów, gdy nie oddaje rzutów po twoich podaniach.

Z Kubą szybko złapaliśmy wspólny kontakt. Spędzamy ze sobą dużo czasu, ponieważ mieszkamy obok siebie i często jeżdżę z nim samochodem. Podczas drogi dużo rozmawiamy o tym, co się dzieje w zespole i o tym, jak możemy sobie wzajemnie pomóc. “Garbi” jest świetnym strzelcem. Kiedy widzę, że trafia 2-3 rzuty na początku, to wiem, że ma dużą pewność siebie. Mówię mu często: “nie podawaj, rzucaj”. Jeśli on trafia, to nasza gra – jako zespołu – jest dużo prostsza. Inni gracze mają więcej miejsca, mogą atakować strefę podkoszową.

Garbacz – w trakcie meczu z Anwilem – wykonał potężny wsad. Na wideo dostrzegłem, że długo celebrowałeś jego udane zagranie. Czy to kwestia waszej znajomości czy czegoś innego?

To kwestia budowania chemii i wzajemnego zaufania. Uważam, że jeśli pokazujesz radość po zagraniach kolegów, to świadczy to o tym, że zawodnicy lubią grać ze sobą i dobrze czują się w swoim towarzystwie. Tego nauczyłem się na studiach, że trzeba świętować sukcesy innych, ponieważ to sprawia, że ​​wszyscy czują się dobrze. Wyobraź sobie, że wykonujesz swoją pracę, a ktoś przychodzi i mówi ci, że jesteś dobry w tym, co robisz. To dodaje ci skrzydeł. Podobnie jest w sporcie.

Pamiętam, że przed meczem byliśmy umówieni na to, że jak zbiorę piłkę, to on ma biec do kontrataku, by właśnie w ten sposób zakończyć akcję. Znam jego możliwości atletyczne i wiem, że potrafi zapakować piłkę do kosza w ten sposób.

Wiem, że dla “Garbiego” ta akcja miała duże znaczenie. Wszyscy postrzegają go jako strzelca, a on ma naprawdę duże możliwości atletyczne. Na treningach często w ten sposób kończy swoje akcje.

Wiem, że często rozmawiasz z bardziej doświadczonymi zawodnikami w zespole. Jakie pytania zadajesz Kamilowi, Adamowi czy Jarosławowi?

Posiadanie takich zawodników w drużynie daje ci możliwość zadania rozmaitych pytań na wiele różnych kwestii. Każdy z nich ma swoją historię do opowiedzenia. Wiele w życiu widzieli i faktycznie nie ukrywam, że staram się korzystać z ich doświadczenia i wiedzy. To są też często pytania dotyczące konkretnych sytuacji: “jak byś się zachował? co byś zrobił inaczej?”.

Nawet 18-letni LeBron James korzystał z wiedzy doświadczonych kolegów, weteranów, którzy mówili mu wprost: “zrób to, idź tu, powinieneś zachować się w taki sposób”. Najważniejsze jest to, by wyciągnąć wnioski z tego wnioski.

Ja jestem taką osobą, która uwielbia rozmawiać z ludźmi. W Arce dużo rozmawiam z Hubertem Śledzińskim, trenerem od przygotowania motorycznego. To specjalista z ogromną wiedzą. Często dyskutujemy na temat ciała i psychiki / nastawienia mentalnego. I tu może zaskoczę wszystkich, ale dużo rozmawiamy na temat snu i odżywiania.

Podobno nieźle gotujesz!

Tak. Co prawda nie musiałem gotować na studiach, bo tam masz wszystko podane jak na tacy. Zacząłem gotować po przyjeździe do Europy, ponieważ byłem przyzwyczajony do chodzenia na siłownię i jedzenia posiłków. Na początku przyrządzone potrawy nie były zbyt dobre. Szczerze? Były okropne (śmiech). Krok po kroku robiłem postępy. Mój tata jest naprawdę dobrym kucharzem, prawdopodobnie jednym z najlepszych, jakich spotkałem w życiu, więc zadałem mu mnóstwo pytań.

Moim popisowym daniem jest łosoś. Uwielbiam go przyrządzać na różne sposoby. Lubię też robić steki. Meksykańska kuchnia mi odpowiada. W tym sezonie staram się jeść dużo warzyw.

Makaron?

Staram się unikać makaronu. Jem go tylko przed meczami dla węglowodanów, żeby mieć więcej energii.

Tak jak nie pijesz kawy?

Dokładnie. Po kawie zawsze boli mnie żołądek, więc unikam jej, podobnie jak herbaty. Ogólnie nie lubię gorących napojów, chyba że jestem chory. Wolę wodę.

Twoi byli koledzy z PGE Startu często mówili o tobie, że jesteś profesjonalistą, który bardzo dużo trenuje indywidualnie.

Myślę, że to jedna z tych rzeczy, których musiałem się nauczyć. Europa bardzo różni się od Ameryki. Na studiach zawodnicy nie muszą się o nic martwić, wszystko jest zadbane – zaplecze, opieka, kwestia treningów. W Europie musisz nieco sam zadbać o te kwestie, dlatego zawsze przed każdym treningiem staram się przyjść szybciej. Mam swoją rutynę: ćwiczenia, dbanie o ciało i rzuty. Te rzeczy budują moją pewność siebie. Chcę mieć długą karierę, więc dbanie o ciało i regeneracja to bardzo ważne elementy.

Czy masz świadomość, że latem było o tobie głośno na rynku transferowym?

Mam, odczułem to na własnej skórze (śmiech).

Jak reagowałeś na to?

Szczerze? Każdy koszykarz pragnie być w takiej sytuacji. To miłe, gdy ludzie cię doceniają i mówią o tobie i twojej grze dobre rzeczy. Miałem udany sezon pod kątem indywidualnym i drużynowym, choć nie ukrywam, że pozostał niedosyt, bo chciałbym pochwalić się zdobyciem mistrzostwa danego kraju w Europie. To byłby spory sukces. Z PGE Startem byłem tego naprawdę blisko, zabrakło kilku detali do tego, by to osiągnąć.

Latem – po dobrym sezonie w Lublinie – miałem sporo ofert na stole. Miałem propozycję niemal z każdego kraju w Europie. Jedna rzecz, która mi się podoba w moim agencie to fakt, że siadamy, rozmawiamy i mamy plan gry na wszystko, co się może się wydarzyć w nadchodzącej przyszłości. Czuję, że od pierwszego dnia, odkąd z nim jestem, wszystko, co mi powiedział, pokrywa się z rzeczywistością.

Tego agenta poznałem w momencie odejścia z Niemiec. Był to burzliwy moment w mojej karierze. Przyjechałem do Europy po raz pierwszy po studiach i nie wiedziałem, jak wygląda życie samemu. To mnie dobiło i wtedy zmieniłem agenta. Z perspektywy czasu uważam, że wyjazd na Litwę był strzałem w dziesiątkę, ponieważ pomogło mi to zrozumieć funkcjonowanie i granie w Europie.

W trakcie wakacji jest jedna rzecz, która usłyszałem od moich bliskich znajomych, którzy mają za sobą duże doświadczenie w Europie, by nie gonić za największymi pieniędzmi przez cały czas. “Courtney, to dla ciebie trzeci rok gry w Europie, najważniejsze jest w tym momencie granie i rozwój sportowy, a pieniądze przyjdą z czasem” – usłyszałem.

Dlaczego w takim razie wybrałeś ofertę Arki? Co skłoniło cię do wzięcia oferty z klubu, który zajął 15. miejsce w PLK w poprzednim sezonie?

Przede wszystkim zacznę od rozmowy z trenerem Cesnauskisem, który przedstawił jasny i konkretny plan na cały zespół, a także rozwój umiejętności. Tak jak mówiłem wcześniej – widzi mnie na pozycji rozgrywającego, co może okazać się bardzo istotne w kontekście dalszej części mojej kariery.

Jeśli chodzi o pozycję Arki w tabeli, to nie brałem tego aż tak bardzo pod uwagę, bo każdy sezon jest inny. Oczywiście graliśmy z nimi dwa razy, ale nie wiem, co działo się w drużynie. To jednak klub z wielką historią. Gdynia to świetne miasto do życia, a zawodnicy, którzy podpisali umowy w tym roku są z wysokiego poziomu. Nie wahałem się z decyzją. Jedyną rzeczą, którą chciałem po prostu poznać, była rola, jaką będę pełnił i jak mogę pomóc drużynie.

Czy trener Kamiński też złożył ci konkretną ofertę?

Tak. Podobało mi się wszystko w Lublinie – od kolegów z drużyny po trenera. Oczywiście, że rozmawiałem z trenerem Kamińskim i przedstawiłem mu pewne drobiazgi, które chciałbym, żeby zaistniały. Usłyszałem od niego jasną odpowiedź, że to rozumie, ale to nie od niego zależy i nie są to rzeczy, które są pod jego kontrolą. Trener zachował się w porządku, bo był szczery wobec mnie. Poczułem do niego jeszcze większy szacunek. Nie mam do nikogo pretensji ani do nikogo nie żywię urazy. Po prostu trzeba myśleć o sobie i swojej karierze i iść do przodu.

Czytałeś wywiady z Karolakiem i Drame na temat ich spostrzeżeń o klubie?

Tak. Byłem w zespole w zeszłym sezonie, więc słyszałem i widziałem różne rzeczy, ale nie będę się publicznie wypowiadał na ten temat, bo to nie moja rola.

Słyszałem, że zarówno w Lublinie, jak i w Gdyni nie korzystasz z auta, mimo iż masz taką opcję w kontrakcie. Korzystasz z pomocy kolegów bądź jeździsz taksówką. Dlaczego?

Tak, to prawda. Miałem możliwość posiadania auta w każdym sezonie w Europie, ale faktycznie nigdy go nie wziąłem. Jest wiele różnych powodów, dla których nie zdecydowałem się na tę opcję. O niektórych sprawach nie chcę publicznie mówić. Oczywiście mam prawo jazdy i mógłbym jeździć autem, ale też muszę powiedzieć o sobie, że jestem człowiekiem, który porusza się po określonych trasach: dom-trening-dom. Czasami pojadę na plażę czy do restauracji. Trójmiasto jest świetnie skomunikowane. Do Sopotu dojadę taksówką 20 minut, a do Gdańska 30-35 minut. Nie mam problemów z tym, by wydać 10-20 dolarów na taksówkę. To bardzo komfortowe rozwiązanie. Wsiadam, płacę, jadę i wysiadam. O nic nie muszę się martwić.

Wspominałeś wcześniej o gotowaniu. Wiem też, że jesteś wielkim fanem muzyki.

Tak, to prawda. Jestem wielkim fanem muzyki, słucham jej cały czas, zwłaszcza przed i po treningu. Czuję, że muzyka wprowadza mnie w stan relaksu, także wtedy, gdy mam trudne dni, tęsknię za rodziną czy zagrałem słaby mecz. Czuję, że muzyka jest dla mnie czymś, co pozwala mi oderwać się od koszykówki i wrócić do rzeczywistości.

Do swoich zainteresowań dołożyłbym także modę. Mam kolegów z drużyny uniwersyteckiej, którzy mają własne marki odzieżowe. Czy sam bym się na to zdecydował? To chyba jeszcze nie ten moment. Może kiedyś?

Wiem, że jesteś w bardzo bliskich relacjach z Jamesem Washingtonem, który w Polsce grał już…w ośmiu klubach. Teraz występuje na zapleczu ORLEN Basket Ligi.

James to mój kuzyn, żyjemy w bardzo dobrych relacjach. Kiedy podpisałem kontrakt z PGE Startem, James zadzwonił do mnie od razu i powiedział: “czy wiesz, że ja też tam kiedyś grałem?” James gra w koszykówkę od wielu lat. Fakt, że nadal gra na dobrym poziomie w wieku 37-38 lat świadczy o jego pasji i miłości do gry. Uważam, że w Polsce powinno się o nim więcej mówić i pokazywać jako przykład gracza zagranicznego, który zrobił dużą karierę w danym kraju.

Czy Courtney Ramey to najlepszy obcokrajowiec w zespole AMW Arki Gdynia?
28 użytkowników już oddało swój głos Ankieta
  • Tak
  • Nie
  • Tak
    21 głosów
  • Nie
    7 głosów
Wczytywanie…