Buzzer-beater Barnesa, Lakers przegrywają z Thunder, Heat dalej tłamszą
Po tygodniu rozgrywek, w końcu dostaliśmy prawdziwy buzzer-beater, który równo z końcową syreną odwrócił losy meczu, gwarantując Kings zwycięstwo nad Suns:
Kontynuując podróż szlakiem wsadów nad głową obrońcy – Scottie Barnes bez żadnego respektu wyskoczył nad defensorów Pacers:
Collin Sexton natomiast wziął sobie na plakat Nicolasa Batuma:
Do rzeczy:
CHA – ORL – 120:111
WAS – BOS – 116:107
MIA – BKN – 106:93
IND – TOR – 100:118
ATL – NOP – 102:99
MIN – MIL – 113:108
LAL – OKC – 115:123
SAC – PHX – 110:107
MEM – POR – 96:116
CLE – LAC – 92:79
Lakers niespodziewanie przegrali z Thunder. Niespodziewanie, bo jeszcze pod koniec drugiej kwarty prowadzili różnicą 26 punktów! Losy meczu odwróciły się w trzeciej kwarcie, w której 17 ze swoich 27 punktów zdobył Shai Gilgeous-Alexander:
Dobry mecz zagrał też debiutant, Josh Giddey, notując 18 punktów i 10 asyst:
Pod koniec Darius Bazley mógł już nawet walnąć lekką popisówę, czym solidnie zirytował Russella Westbrooka:
Dla Westbrooka powrót do Oklahomy indywidualnie był stosunkowo udany – zanotował 20 punktów, 14 zbiórek i 13 asyst – niestety, można mu ironicznie przybić quadraple-double, gdyż dorzucił aż 10 strat. 30 punktów i 8 zbiórek dorzucił Anthony Davis:
Miami Heat kontynuują dobrą passę. Tym razem swoim fizycznym, defensywnym stylem, ograli Brooklyn Nets. Nie tylko zatrzymali ich na skuteczności poniżej 40% z gry i poniżej 33% za trzy, ale też wygrali walkę na deskach aż 62:42 (17:4 w zbiórkach w ataku). Dlatego tak istotny był występ Jimmy’ego Butlera, który obok 14 zbiórek, dorzucił też 17 punktów, 7 asyst i 4 przechwyty:
Zobacz na to posiadanie defensywne, wszyscy wiedzą gdzie i kiedy się znaleźć:
Raptors z kolei w końcu, po raz pierwszy w tym sezonie (a więc po raz pierwszy od bardzo dawna) wygrali mecz na hali w Kanadzie. Spory w tym udział kontuzji Malcolma Brogdona, przez którą zagrał tylko tylko nieco ponad 20 minut. Spory w tym też udział debiutanta Scottiego Barnesa. Akcja poniżej mówi o nim wszystko – bloki, podania, rzuty, zbiórki, kozioł – chłopak robi wszystko:
Kryty przez Barnesa Domantas Sabonis – jeden z lepiej wyszkolonych technicznie podkoszowych w obecnej NBA – oddał w całym meczu 4 rzuty. Tylko 4 rzuty w 35 minut.
Liderem punktowym okazał się jednak Fred VanVleet, który zdobył 26 punktów, 10 zbiórek i 6 asyst, trafiając aż 6/7 prób z dystansu:
Jeszcze nie wszystko powiedziano dziś o wsadach. Hawks wygrali z Pelicans, a na prowadzenie w ostatniej minucie wyprowadził ich John Collins – jak to on – wsadzając piłkę do kosza nad czyjąś głową:
Przez cały mecz Hawks przeprowadził jednak Trae Young, notując 31 punktów, 5 zbiórek i 7 asyst:
Niespodziewanie Wolves pokonali Bucks, już po pierwszej kwarcie prowadząc aż 44:34. Najlepszym strzelcem okazał się D’Angelo Russell z dorobkiem 29 oczek, 5 zbiórek i 6 asyst. Kluczowa okazała się jednak indywidualna akcja Anthony’ego Edwardsa w ostatnich sekundach, która nie pozwoliła Bucks na nawiązanie walki:
Nie tylko James Harden, ale też Pat Beverley cierpi na zmianie przepisów o wymuszaniu fauli:
Nierówni Clippers po zwycięstwie nad Blazers, znów spektakularnie położyli mecz, tym razem przegrywając z Cavaliers. LAC zdołali nawrzucać zaledwie 79 oczek, trafiając 9/41 zza łuku (22%). Jednym z winowajców Paul George, który zdobył 12 punktów i 10 zbiórek, pudłując wszystkie 8 prób za trzy. Dla Cavs najlepiej zagrał Collin Sexton, który oprócz omawianego już wsadu nad Batumem, zaliczył 26 punktów i 7 zbiórek:
Blazers ograli Grizzlies po słabszym niż poprzednie meczu Ja Moranta na 17 punktów. Znów przy słabej skuteczności 20 oczek wywalczył Damian Lillard, ale najlepszym strzelcem okazał się CJ MCCollum z 25 oczkami na koncie:
Wizards ograli Celtics, pomimo kontuzji, jakiej po kilku minutach doznał ich podstawowy center, Daniel Gafford:
Na szczęście bardzo sprawnie zastąpił go z ławki Montrezl Harrell, który zanotował imponujące 25 punktów (najwięcej w drużynie) i 11 zbiórek:
Kolejny kapitalny mecz zaliczył Miles Bridges, prowadząc Hornets do zwycięstwa nad Magic. Rywal nie był najbardziej wymagający, ale 31 punktów przy 5/10 trafieniach z dystansu i tak robi wrażenie:
W wygranej Kings nad Suns to Harrison Barnes trafił game-winnera, ale najlepszym zawodnikiem na parkiecie był wchodzący z ławki Buddy Hield, który trafił 7/11 rzutów za trzy, notując aż 26 punktów w 27 minut: