Blee i nieblee 16. Jedziemy dalej.
Hejka. To znowu ja, wasz najmniej lubiany gość od NBA. ASG za nami. Wszystko co najlepsze przed nami. Czas nie k…s w miejscu nie stoi, więc sezon regularny powoli, powolutku zmierza ku końcowi. Przed nami ostateczne rozstrzygnięcia, walka o pozycje przed playoffs i walka o sam awans. Będzie jeszcze ciekawiej niż było. Zapraszam do czytania.
All Star Weekend – wszystko mi się podobało. Mecz wschodzących gwiazd był taki jak powinien być. Były uśmiechy, dalekie rzuty, mega paczki, naruszona konstrukcja kosza (świetny marketingowy ruch NBA), a mini konkurs wsadów w końcówce naprawdę dobry. Tak trzymać dzieciaki.
Wszystkie trzy konkursy również spełniły moje oczekiwania. Adebayo objeżdżający wszystkich w rywalizacji na umiejętności wyglądał naprawdę wyśmienicie. Jego rzut dystansowy nadchodzi wielkimi krokami. Konkurs trójek rewelacyjny. Dwie dodatkowe zielone piłki się sprawdziły. To jest dobry pomysł. Konkurs wsadów wygrał najlepszy dunker. Całe to gadanie o tym, że powinien wygrać Gordon jest bzdurą, a to że został okradziony to już mega przesada. Takie teraz czasy, że to będzie lepiej się klikało, niż prawda. Jones Jr. robił lepsze paczki, nie zahaczał nikogo ani jajkami ani nogą w głowę i zasłużenie zwyciężył. Argument, że Gordon przeskoczył Tacko Falla jest z dupy. Jeśli ja go przeskoczę odpychając się od jego pleców też zasłużę na zwycięstwo? W kwestii tego, że Aaron Gordon na zawsze odpuszcza udział w konkursie, to było jak płacz przedszkolaka, że on zabiera zabawki i już do tej piaskownicy nigdy nie przyjdzie. Obrażalskie dziewczyny nigdy mnie nie brały. Howard ze swoją windą robi wrażenie. Na wygraną za mało pokazał, ale sam wyskok ma wciąż kosmiczny.
Mecz gwiazd rewelacyjny. Trzy kwarty zabawy i jedna prawdziwej koszykówki. Byli nawet kolesie w stylu Bena Simmonsa i Leonarda, którzy od samego początku mieli ochotę na prawdziwą grę. Simmons wręcz hamował się na maksa, aby nie jechać z niektórymi całkiem ostro à la Bad Boys. Formuła gry o kaskę w każdej kwarcie ekstra. Żenuje trochę kwota o jaką grają w porównaniu do zarobków graczy, czy zysków całej NBA. Powinni jedno zero dopisać do każdej sumy lub numer kwarty zaczyna kwotę – I kwarta 100000, druga 200000, trzecia – 300000 i IV -400000. Podsumowując – kto nie oglądał ten dupa, kto bojkotuje bo ma jakieś dziwne fazy ten dupa wielka i pomarszczona.
źródło:YouTube/ESPN
Chris Paul – kończąc alley-oop podczas ASG zasłużył na osobny wpis. Gość jest niższy ode mnie.
Tabela – jest naprawdę ciekawie zarówno na wschodzie jak i na zachodzie. Bucks są już pewni pierwszego miejsca i PO. Nic, nie licząc jakieś masowej eksterminacji ich składu, nie odbierze im pozycji nr 1. Za nimi rozegra się bardzo ciekawa i najprawdopodobniej do końca emocjonująca walka o pozycje 2-6. Tu jak w bajce, wszystko jest możliwe. Na dziś szóste miejsce zajmują Pacers, ale od Sixers będących na 5. pozycji dzielą ich 2 wygrane, a od pozycji numer 3 trzy wygrane. Z tym, że Pacers mają zdecydowanie trudniejszy układ gier niż Sixers. Z drugiej strony Philly będą grali bez Simmonsa i Embiida, co pozwoli nam się przekonać, jak sobie radzą w takim układzie i czy to będzie dla nich strata, czy wręcz przeciwnie. Ostatni są Nets i Orlando, do których 5 wygranych straty mają Wizards. Porównując terminarze tych ekip w zdecydowanie lepszej sytuacji są Magicy, którzy mają czwarty najłatwiejszy kalendarz w lidze. Wizards dla odmiany trzeci najtrudniejszy, a Nets są pośrodku. Szanse Wiz oceniam na raczej iluzoryczne, mimo tego ich całego gadania o PO. Najważniejsze, że zapowiada się ostro i przyjemnie, co najlepsze zachód przedstawia się jeszcze bardziej emocjonująco. Mamy LAL, którzy są pewni playoffs i pytanie jest tylko takie, czy będą jedynką, czy komuś może uda się ich dopaść. LAL mają 8. najłatwiejszy terminarz. Za nimi Denver (9. najtrudniejszy układ gier), LAC, Jazz i Houston, Dallas, OKC i Grizz. Z tego grona właściwie tylko Grizz wydają się być do dogonienia przez ekipy z miejsc 9-10. Ich sytuację pogarsza najtrudniejszy terminarz ze wszystkich ekip w lidze. Eksperci największe szansę na udział w PO dają Pelikanom, czyli mamy korespndencyjny pojedynek pierwszoroczniaków. Wśród ekip z miejsc 2-7 możliwe przetasowania są właściwie nieograniczone. Miejsce 7 czyli Dallas od miejsca 2 czyli Denver dzieli 4 wygrane. Wszystko to zapowiada wyśmienitą i arcyciekawą końcówkę sezonu. Każda gra będzie miała znaczenie, każda wygrana będzie ważna, każda wtopa może zniweczyć cały sezon walki. Piękna sprawa.
Urodziny – 20 lutego obchodził Barkley. Pamiętam jak tamtej pięknej wiosny w 1993 roku byłem wielkim fanem Suns. Kibicowałem im ze wszystkich sił w sezonie zasadniczym, przez cale playoffs, aż do finałów z Bulls. Przegranych finałów. To była wspaniała kibicowska podróż zakochanego w koszykówce gówniarza, który budził się w nocy, oglądał mecze i szedł niewyspany, ale szczęśliwy do szkoły. Siedząc w pokoju pośrodku nocy widziałem światła w oknach bloków stojących obok, wiedząc, że to moi kumple też wstali na mecz. Fantastyczne wspomnienia. Tak sobie pomyślałem, że zawsze miałem pecha do drużyn, którym kibicowałem. LAL 91, Suns 93, Sonics 96, Knicks 99, Sixers 2001.
6 – bloków Whiteside’a w spotkaniu z NOLA.
Giannis – prowadzi zarówno w ilości zdobytych punktów z kontry jak i z pomalowanego. To pierwszy taki przypadek od 20 lat.
7 – bloków Davisa w spotkaniu z Grizz.
Jazz – skończył się wesolutki kalendarz i tym samym skończyło się niczym nieskrępowane wygrywanie. W lutym zrobili 4-6, a ostatnie 15 gier to bilans 6-9. Ich defensywny rating w tym czasie to strata 115 pkt./100 posiadań i 22 obrona w lidze. Aktualnie zajmują 6 pozycje na zachodzie z bilansem 36-22, ale Dallas są tuż, tuż.
50 – punktów Trae Younga w spotkaniu z Heat. Hawks wygrali co dodaje wartości tej pięknej liczbie. 12/25 z gry, 8/15 za trzy, 18/19 z linii, 8 ast., 7 str.
48 – punktów Trae z Knicks. 13 asyst, 7 strat, 13/30 z gry. Jazda bez trzymanki.
Thunder – 37 wygranych i 22 porażki. Zostało 23 gry i muszą wygrać 13 by zrobić 50 zwycięstw. Ostatni raz mieli tyle gdy w ich koszulce fałszywe konta zakładał Durant. Jednak najważniejsze będzie utrzymanie 5 pozycji i walka z Rakietami w pierwszej rudzie. W takim układzie szanse na pójście dalej są więcej niż realne.
Spurs – koniec serii. Nie będzie playoffs w tym roku. Nie mają szans i nie zasługują na PO, nie z taką gównianą grą. Zwłaszcza, że chłopaki z NOLA i PTB też mają chrapkę na grę po sezonie zasadniczym, a Grizz przecież nie oddadzą miejsca za uśmiech. Obrona Spurs jest beznadziejnie dziurawa. Jest jak durszlak, jak sitko, albo tarcza strzelnicza po weekendzie. W spotkaniu z OKC żal było patrzeć jak dostają wpierdol. Oni z nimi jechali jak z baranami. Nie chce mi się przytaczać żadnych statystyk na temat Spurs, szkoda mi czasu bo grali tak, że gdyby nie koszulki z logo SAS to wziąłbym ich jakaś ekipę tatuśków z osiedla.
Rakiety – supersmallball. Trzeba im oddać nowatorskie podejście i misję, z którą idą w świat. Chcą uczynić koszykówkę grą dla niskich, wykreślić wysokich. To ma być rozrywka dla mas, dla Chińczyków i wszystkich poniżej 170 cm wzrostu. Ci wielcy kolesie nie pozwalają im realizować swoich talentów. Rakiety mówią temu stop. Od pozbycia się Capeli i rozpoczęcia rewolucji mają bilans 9-2 i pokonanych m.in. Celtów, LAL, Jazz Grizz i Dallas. Czyli można powiedzieć, że to działa. Przegrali z Suns, ale gdy Rubio ma +10 asyst to Słońca z rzadka ponoszą porażkę, dodatkowo nie było super Russa i Rakietom wybitnie nie siedziało – 34% z gry i 11/48 za trzy – 23%. Dołożył się też Oubre Jr. rzucający 39 punktów 14/9 z gry w tym 7/9 za trzy. Przegrali też z Jazz jednym punktem, czyli można to uznać za wypadek przy pracy. Nie ma do czego wracać. Ten eksperyment w wydaniu Rakiet jest naprawdę ciekawy, a oni przecież nie ryzykują niczego, mogą tylko wygrać. Nie stali się przez te transfery gorszą drużyną bo nie oddali kluczowych zawodników, a jeśli stali się lepszą to już zyskali. Jeśli stali się poważniejszym graczem w playoffs to zyskali, jeśli dzięki temu się stali choćby minimalnym kandydatem do mistrzostwa to również zyskali bo przecież nie byli nim w tym sezonie nawet przez ułamek sekundy. Niewątpliwie gwarantują dobra zabawę, trójek więcej niż kropli podczas ulewy, ekstremalne wjazdy szalonego turbo Russa, któremu trzeba oddać, że odkąd zrezygnował z rzutów dystansowych w ilościach hurtowych i skupił się na tym co robi najlepiej prezentuje się naprawdę dobrze. Covington fantastycznie się wpasował i w obronie jest klasą samą w sobie. Green i Carroll też są/będą przydatni. Houston zaimponowali mi, są prawdziwymi psycholami, ale takimi pozytywnymi.
Russ – o tak. Ten Westbrook, którego teraz możemy oglądać to jest mój ulubiony Russ. Bez odpalania bezsensownych, z góry skazanych na porażkę trójek, bez spiny na TD, tylko czysta, nieokiełznana prędkość. Grubo ponad 50% skuteczności i całe wiadra punktów. Teraz jest prawdziwym wzmocnieniem i gościem, który wspiera drużynę i czyni ją lepszą. Co trzeba zrobić żeby on tak grał ? Na jakiej zasadzie działa jego głowa ? W lutym 32 pkt., 54% z gry, 39% za trzy, 7 zb., 6 ast. Dajesz Russ.
42 – punkty Lillarda w dziwacznie przegranym meczu z Jazz.
Szalony – Kristaps. W spotkaniach z Orlando i Kings zanotował po 5 asyst. John Stockton jest dumny. W lutym Porzingis wymiata. 25,4 pkt., 49% z gry, 46% za trzy, 10 zb., 2,4 ast., 1,9 bl.
10 – punktów zdobyła ławka Bostonu w spotkaniu z Minny. Dołożyli 2 asysty i 15 zbiórek w 71 minut. Z Minnesotą. Z LAL rezerwowi Zielonych zdobyli 11 punktów w 57 minut. Boston ma najlepszą ławkę w lidze. Trzeba przyznać, że Stevens mając tyle dobra w pierwszej piątce może tak rotować składem, aby maksymalnie chować swoich beznadziejnych rezerwowych. Druga strona medalu to potężne w ostatnim czasie minuty starterów.
31 – punktów, 10 asyst, 6 zbiórek, 3 przechwyty, 4/7 za trzy Jrue Holiday’a w meczu z Pacers. Nie ma odpuszczania młodszemu rodzeństwu. Gówniarze muszą mieć szacunek do starszego brata.
Heat – Igoudala, Crowder transfery typowo pod playoffs. Żary mają wszystko oprócz doświadczenia. Riley kolejny raz rozegrał to naprawdę dobrze. Trzon ekipy utrzymany, dodani gracze zdecydowanie na plus, przynajmniej tu i teraz, elastyczność po sezonie zapewniona – dobre posunięcia. Tyle odnośnie transferów. Ostatni czas fatalny w ich wydaniu. 2 wygrane z GSW i Cavs oraz siedem porażek zaowocowało poważnym zjazdem w tabeli. Są teraz na 4 pozycji, a Sixers już sapią za pleckami. Z Kings zaliczyli 21 asyst i 20 strat.
15 – wygranych z rzędu Toronto. Seria została zakończona porażką z Nets, ale i tak warto o niej wspomnieć. W ciągu tej serii z drużyn plusowych pokonali OKC, Philly i Pacers x 2. Większość ekspertów wróżyła Raptorom walkę o playoffs w tym sezonie. szkoda tylko, że zapomnieli im o tym powiedzieć. Nigdy nie lekceważ serca mistrza. Kolejny raz to sformułowanie znajduje potwierdzenie w rzeczywistości.
Oladipo – od powrotu pięknego Viktora Pacers są 4-5. Victor początkowo był bardzo zardzewiały. Podobnie jak Hayward w zeszłym sezonie. Jednak po serii 5 porażek (NYK, Dallas, Toronto x 2, Nets) Pacers wygrali trzy razy, przy sprzyjającym doborze przeciwników (Bucks, NYK, PTB). Od powrotu Oladipo notuje 11,2 pkt., 35% z gry, 25% za trzy, 77% z linii, 2,7 zb., 2,6 ast. Oby do playoffs się rozkręcił bo bez niego i Lamba może być ciężko Pacers zdziałać cokolwiek.
LeVert – wypadł Irving, ale na nieszczęście Nets wrócił inny wirtuoz gry drużynowej czyli Caris. Podobnie jak Kyrie uwielbia przetrzymywać piłkę i podobnie jak on uwielbia oddawać mnóstwo bezsensownych rzutów. W styczniu grał na skuteczności 35% z gry. W lutym jest lepiej – 43% z gry i zabójcze 47% za trzy. Odkąd wrócił Nets mają bilans 10-13. Z Philly zaliczył 31% z gry i Siatki przegrali mecz, który spokojnie był do ogarnięcia. Przegrali po dogrywce, a Caris został snajperem dnia.
źródło:YouTube/AJM Sports Highlights
Sixers – i co o nich myśleć? Sklepali Clippers nie dając im większych nadziei na cokolwiek przez cały mecz. Oczywiście PG13 był czymś co tylko wypełnia strój, nie było Beverlego, Lou Williams chyba totalnie nie czuje bycia starterem, albo zjadła go trema i w efekcie LAC dali dupci. Sixers prowadzeni przez nakręconego spotkaniem ze swoim byłym klubem Tobiasza Harrisa grali cały czas równo i dobrze. Ben staram się trafiać Simmons rozegrał intensywne spotkanie. Nie speszył się znanymi przeciwnikami i ich gwiazdorskim statusem. Zagrał naprawdę zacnie, może nie efektownie, ale efektywnie zarówno w obronie jak i ataku. Joel z braku klasowych centrów w szeregach chłopaków z Los Angeles również mógł nieco poszaleć. Do tego dochodzi fakt, że u siebie Sixers przegrali jak na razie 2 gry. Jest to najlepszy wynik w lidze. Philly w domu i na wyjeździe to jakby dwie inne drużyny. Porównajmy; dom 28-2, 14 atak ligi, defensywny rating najlepszy w lidze, trójka na siódmej pozycji. Teraz wyjazd: bilans 9-21, ofensywny rtg. 25 pozycja, defensywny rtg. 10 miejsce i 26 pod względem rzutów dystansowych. W spotkaniu z Bucks mogliśmy obejrzeć tę drugą ekipę Sixers. Wypadł Simmons, więc to ich trochę tłumaczy, ale mimo wszystko dali się załatwić po grubasie. Kolejny raz nie było walki, zaciętości, ani sportowej złości. Philly pościemniali przez dwie kwarty, a potem wywiesili białą flagę. Jojo został totalnie stłamszony przez tych wszystkich dryblasów z Milwaukee. Był 5/17 z gry. W spotkaniu z Cavs stracili Joela, mimo to przegranej nic nie usprawiedliwia. I to jest właśnie całe Sixers.
49 – punktów Embiida w spotkaniu z Hawks. Joel odbił sobie wszystkie ostatnie upokorzenia na biednych chłopakach z Atlanty. Po tym spotkaniu nie wyciągałbym pochopnych wniosków, że atak Philly bez Simmonsa działa wyśmienicie. To tylko Hawks. Co oni mają na Embiida? Dedmona i …… ewentualnie zimną wodę w szatni.
T.J. Warren – Pacers to mają farta. Oladipo wciąż się nie odnalazł i niewiadomo czy nastąpi to szybko, ale Warren jest cały czas gorący. 35 punktów władowanych Bucks, bez Giannisa, ale to wciąż Bucks. Lekkość w ataku T.J.’a w tym spotkaniu była niesamowita.
Clarkson – chyba można już powiedzieć, że to był niezły ruch ze strony Jazz. Dostali to czego potrzebowali, mocnego uderzenia z ławki. Jordan podniósł wszystkie swoje wskaźniki od czasu wymiany. W Cavs średnio 23 minuty, 44% z gry, 37% za trzy, 14,6 pkt. W Jazz 25,5 min., 49% z gry, 39% za trzy i 14,8 pkt. W lutym idzie na maxa – 25 min., 56% z gry, 50% za trzy i 19,5 pkt. Rewelacyjne występ na +30 punktów dorzuca w pakiecie. Jordan mordo ty moja.
Zion – reprezentant otyłej cześć społeczeństwa od swojego debiutu w lidze jest 8-6 i gra naprawdę zacnie. Po 14 grach notuje średnio 28,5 minuty, 23 pkt., 57% z gry, 42% za trzy, słabe 62% z linii, 7 zb., 2,3 ast., 0,4 bl., 0,7 prz. i 2,5 str. W lutym tak 26 pkt., 55% z gry, 17% za trzy, 6,6 zb., 2,6 ast. Wyrównał lub pobił ileś tam rekordów. Ma w sobie taką wesołą lekkość po atakowanej stronie boiska. Lekkość dzikiej bestii, która za nic ma wszystkie konwenanse, nie ma za grosz litość dla słabszych wrogów i z upodobaniem wykorzystuje swoją przewagę fizyczną w bezpośrednim starciu. W obronie momentami nieco zagubiony, ale momentami bardzo dobry. Czasami uwidacznia się taktyczna surowość i niefrasobliwość, jednak wszystko jest do wypracowania. Jest nie do przepchnięcia i nie do obrony gdy już się rozpędzi i zaatakuje kosz. Jestem bardzo ciekaw pierwszego śmiałka, który stanie mu na ofensa, gdy będzie pędził z kontrą. Gdy ktoś się odważy to po fakcie powinien jakąś nagrodę dostać w szpitalu. Mam nadzieję, że będzie efekt Ziona i wszyscy otyli zrozumieją, że koszykówka jest dla nich rewelacyjnym sportem. Mogą się w niej fantastycznie odnaleźć, że będą idealni do stawiania zasłon, ścinania jak kula wyburzeniowa i walki pod koszem. Moc poczwórnego whoopera jest z nimi i powinni ruszyć na boiska. Z Thunder Pelikany zagrały naprawdę przednie spotkanie 49% z gry, 40% za trzy, 31 asyst, jednak Grzmoty zagrały rewelacyjnie i wygrały. Byli naprawdę skuteczni 50% z gry, 48% za trzy, 82% z linii, 28 asyst i tylko 7 strat przy 17 NOP.
He he – zaczynają się w amerykańskich mediach porównania w stylu kto jest lepszym graczem poniżej 21 lat. Zion czy Donćić. Ci Amerykanie to prawdziwe matołki są. Po pierwsze to dwaj całkowicie różni gracze. Zion nigdy nie będzie grał jak Donćić, a Luka nigdy tak jak Williamson. Po drugie, bezdyskusyjnie lepszy jest Słoweniec.
Co tam słychać – u Andrzeja? Wiggins w tym RS ma labę. Gra w GSW gdzie porażki są naturalne jak oddychanie i wliczone w ten sezon, więc nikt nie będzie miał do niego pretensji o nic. Sytuacja idealna. W przyszłym sezonie również może być nieźle bo to nie on będzie numerem 1, ani 2. Czasami zostanie opcją trzy, a czasami i nawet nie to. Zdarza się oczywiście gry, gdzie karmiony podaniami Greena czy Currego lub wykorzystując miejsce czynione przez resztę graczy Wojowników zdobędzie dużo punktów, ale to wszystko będzie zdecydowanie mniej stresujące niż to całe Minny i jakieś wymagania czy roszczenia. Obojętnie co by nie mówić o Jędrku, to trzeba przyznać że ma zdrowie. To jest jego 6 sezon w lidze i jak na razie łącznie opuścił 10 gier z 410 możliwych do rozegrania. Aktualnego sezonu nie liczyłem. Oczywiście wakacje od kwietnia pozwalają fantastycznie zregenerować ciało, a fakt, że latem niespecjalnie pracuje się nad czymkolwiek podnosi poziom odpoczynku jeszcze bardziej. Warto dodać, że od przenosin go GSW Andrzejek jest diabelnie skuteczny. W Minny wyglądało to tak 22,4 pkt., 44% z gry, 33% za trzy. W GSW 22,8 pkt., 58% z gry, 53% za trzy. Wiadomo jednak, że Jędrunia lubi mocne wejścia, a potem wszystko wraca do normy.
Czubki – wszyscy Ci gracze, którzy przegrywając 10, 15, i więcej punktami po wsadach napinają się jak kulturysta na scenie, krzyczą i robią kretyńskie miny. Chłopaki, wyluzujcie, bo po pierwsze wychodzicie na idiotów, a po drugie żyłka w dupie może wam pęknąć.
Clippers – na razie nie jest u nich różowo. Porażka z Bostonem, porażka z Sixers i wesoła, wręcz żartobliwa przegrana z Minny, potem kolejna porażka z Kings. Dobrze, że w międzyczasie trafili na Cavs i naprawdę ciężko było to przegrać, wiec wygrali. Ogólnie grają bardzo średnio, 12 miejsce w skuteczności z gry, 11 w celności z dystansu, 18 w skuteczności za dwa, 11 z linii. Reszta podstawowych statystyk również nie napawa jakimś przesadnym optymizmem, choć momentami nie jest źle. 2 miejsce w ofensywnych zbiórkach, trzecie w defensywnych i trzecie ogółem w zebranych piłkach. 17 w asystach z wynikiem 23,8 na mecz. Najlepsi są Grizz – 27,4 ast./mecz. 22 w przechwytach, 12 w blokach, 10 w stratach i czwarte w zdobytych punktach średnio 115,9 na mecz. Przeciwnikom pozwalają na skuteczność na poziomie 44% i jest to trzeci najlepszy wynik w lidze za Bucks i Toronto. Piąty wynik w obronie trójek i drugi w skuteczności przeciwników za dwa. Są na 16 miejscu w ilości odpalonych rzutów dystansowych – średnio 33 w meczu. Pierwsze miejsce okupują maniacy z Houston z wynikiem 44 rzucanych trójek w spotkaniu. Wszyscy ci, którzy liczyli na ostrą jazdę w sezonie zasadniczym w wykonaniu LAC muszą być srogo zawiedzeni. Nie ma serii wygranych, nie ma dominacji, takiej bezdyskusyjnej, wręcz miażdżącej. To znaczy zdarza się, ale raczej sporadycznie niż często. Taka właśnie dominacja nastąpiła w spotkaniu z Grizz. Zniszczyli ich. Zanotowali 50% z gry, 43% za trzy, 50 zb., 33 ast. Pocięli Miśki na plasterki, potem na kawałki, a na końcu przepuścili przez rozdrabniarkę do gałęzi. Dali im rzucić 14 pkt. w pierwszej kwarcie. I to wszystko mimo słabej postawy w ofensywnie zarówno PG jak i Sweet Lou. Niestety z taką samą częstotliwością zdarzają się LAC mecze bardzo słabe jak z Kings 39% z gry, 20 asyst, 19 strat i totalna beznadzieja w kwestii drużynowości. Brak zgrania wynikający z permanentnych problemów zdrowotnych w pewnym sensie ich tłumaczy. Druga sprawa to jest to ich luźne podejście do sezonu regularnego. Nie ma wypruwania sobie żył, nie ma gry na 100%, na granicy zawału i porażenia mózgowego. Na to wszystko, przynajmniej w teorii przyjdzie czas w playoffs. Zobaczymy czy ten bark zgrania nie przełoży się na niemożność włączenia trybu PO. Czy sam talent wystarczy? czy sam Kawhi grający na swoje 100% wystarczy ? W trakcie tego sezonu mocarnie rzuca się w oczy fakt, że Lou Williams jest ogórem defensywy, co nie zmienia faktu, że ze swojej roli uderzenia z ławki wywiązuje się perfekcyjnie.
Mecz na szczycie – okazał się meczem rozczarowania. Chłopcy z Toronto pudłowali niemiłosiernie 35% z gry i 71% z linii. Bucks nie byli wiele lepsi 38% z gry i 33% za trzy.
41 – punktów LaVine’a w przegranym 2 punktami spotkaniu z OKC.
8 – bloków M. Turnera w spotkaniu z Hornets. Szerszenie w tym spotkaniu sięgnęły dna. 33% z gry, 30% za trzy i uwaga 44% z linii. Oni coraz bardziej przypominają kółko różańcowe, albo szkolne stowarzyszenie lamusów, a nie zespół koszykówki. W trzeciej kwarcie zdobyli 11 punktów.
6 – przechwytów LeVert’a w spotkaniu z Hornets.
4 x 25 – Brown, Tatum, Hayward i Theis. Wszyscy oni zaliczyli +25 punktów w spotkaniu z Minny. Boston czekał na takie mecz ponad 60 lat.
34 – punkty Furkana Korkmaza w spotkaniu z Grizz i 31 punktów w kolejnym meczu z Bulls. 34 zdobyte oczka to oczywiście jego rekord życiowy. Oba meczy wygrane. Z Grizz 76,5% z gry i 78% za trzy, a z Bykami 71% z gry i 54,5% za trzy. Trafił się im ten chłopak jak ślepej kurze ziarno.
Tatum – mecz morderca z LAC. 39 pkt. to niezły wynik, ale były dwie dogrywki, więc nie aż tak kozacki. Jednak 14/23 z gry w tym 5/10 z dystansu robi wrażenie. 9 zb. i jedna asysta dają obraz jego gry w tym meczu. Atak, atak i jeszcze raz atak. Jason oczywiście pracował w obronie, ale w ofensywie nastawiony był na punktowanie gdy piłka wpadła w jego ręce. Bardzo dobrze bo był gorący i fantastycznie wbijał kolejne punkty Clipperom.
źródło:YouTube/NBA on ESPN
41 – punktów władował Jason LAL, jednak Boston przegrał. Nie zmienia to faktu, że od ASG Tatum prezentuje wyborną formę i jest prawdziwym koniem pociągowym Zielonych. W spotkaniu z PTB zaliczył 36 pkt., 8/12 za trzy i jedną asystę. Z Jazz 33 pkt., 11 zb., 3/5 za trzy i 3 asysty, ale zaszalał. Jason powoli staje się tym, kim miał być już rok temu, ale bezsensowny transfer artysty Irvinga wstrzymał jego rozwój i przemianę w chamskiego łowce punktów. W lutym 30,5 pkt., 51% z gry, 50% za trzy, 7,5 zb., 3 ast., 1,2 bl., 1,1 prz. i 2,3 straty.
18 – 0 – są Lakers gdy LeBron ma +30 pkt. LeDziadziuś będzie też pierwszym, który mając 35 lat po raz pierwszy w życiu wygra ligę w asystach. 33 lata miał Jerry west – sezon 1971/72.
40 – punktów najwięcej razy w historii zdobył Wilt Chamberlain – 271 razy. Drugi jest Jordan 173 takie występy. Trzeci Kobe – 122, czwarte miejsce to Harden 90 meczów.
Simmons – Ben. Z linii w lutym 67%. Z kariery ma 59%. Postęp czy fart ?
Barnes – rzadko się u nie pojawia bo nie daje powodów, aby o nim pisać, ale w spotkaniu z Grizz był jak All Star trójka Master Larry Bird prawdziwy MF. Siedziało mu jak nigdy. O tym spotkaniu będzie opowiadał wnukom. 32 pkt., 7/11 za trzy, ale do 8 rzutu miał 100% – 7/7. Był gorący jak Doda w Barze. Jasno i klarownie wyjaśnił Hieldowi, że takie konkursy rzutów za trzy to Harrison mógłby wygrywać codziennie, tylko mu się nie chce, nie ma czasu bo zarobiony jest. W spotkaniu z LAC Harrison również zagrał całkiem dobre zawody, a co ważniejsze Królowie sklepali pupcie Clippers.
Boston – dobry czas za nimi. W 17 grach przegrali tylko 3 razy. Zlali LAC, Phily, Heat, OKC, Grizz i LAL. Noga im się podwinęła z NOP, Houston i LAL. Czyli pokonali ich; nieobliczalni szaleńcy z Orleanu posiadający w swoim składzie nieokiełznaną bestię, której w zasobach Zielonych absolutnie nie ma kto kryć bo wszyscy razem ważą mniej; fanatycy niskich ustawień, szybcy jak wicher i mobilni jak wózek widłowy, którzy spuścili ze smyczy nowego, lepszego Russa turbo ładowacza pak Westbrooka i Jamesa hej zajebie ci 7 trójek leszczu i co z tym zrobisz Hardena i nie dało rady wygrać oraz zdeterminowani i rządni rewanżu Lakers. Rewelacyjne zawody gra w tym czasie Tatum (nie grał z NOP). Powołanie do ASG zdecydowanie go podnieciło. Brown także warty wymienienia bo cały czas pracuje po obu stronach parkietu. Nawet Grant Williams coś tam gra. W drugim starciu z LAL Celtowie przegrali, ale po dobrym i ciekawym spotkaniu. Nie wystarczyło 41 punktów wciąż szalejącego Tatuma. Dożył 2 asysty. Co za szlachetna postawa z jego strony. Dobry mecz Browna, świetny Daniela Wermachta Theis’a i taki sobie ceglarza Haywarda – 5/15 z gry, 0/5 za trzy.
Thies – Daniel gra za 5 mln. $. Na parkiecie wygląda na kolesia za co najmniej 18 baniek. Statystycznie nie wygląda to kosmicznie 23 min., 9 pkt., 56% z gry, 31% za trzy, 75% z linii, 6,5 zb., 1,6 ast., ale parkiet weryfikuje wszystko, a tam niemiecki center gra rewelacyjnie. W tym roku der Daniel niszczy. Liczby za luty są bardzo ciekawe – 26 min., 13 pkt., 61% z gry, 87% z linii, 8,3 zb. i fantastyczna postawa podczas gry. Daniel walczy, trafia, zbiera, mocuje się z większymi i silniejszymi od siebie, stawia zasłony, daje drużynie świetną energię. Rewelacyjny gracz.
16% – za trzy Grizz w wygranym meczu z Wizards. TD zaliczył kosmiczny dzieciak Ja Morant. 10/10/27.
53 – punkty Beal’a nie uratowały Wiz przed porażką z Bulls. To był bardzo swobodny meczyk, w którym oba zespoły postanowiły nie zaprzątać sobie głowy obroną. Takie ALG – All Leszcz Game.
55 – punktów Bradleya w spotkaniu z Bucks. Wiz przegrali, ale po nadspodziewanie zaciętym meczu zakończonym dogrywką. Z drugiej strony w punktowanie zabawił się Kris All Star Middleton – 40 pkt. Bradley po tych występach został drugim strzelcem ligi ze średnią 30 pkt./mecz. Przed nim tylko Harden.
Ball – Lonzo. Jak na gościa z wyśmiewanym przez wszystkich rzutem to idzie mu całkiem nieźle. W tym sezonie 37% za trzy.
50/40/90 – w tej chwili klub ten reprezentuje Kris All Star Middleton – 51% z gry, 44% za trzy i 91% z linii. Odnośnie Krzysia to studzę wszystkich zbytnio podnieconych jego grą w sezonie regularnym. Wyjmijcie rączki z majciochów i przypomnijcie sobie jego zeszłoroczne występy w serii z Toronto – 14 pkt., 41% z gry, 34,5% za trzy, 55% z linii. Nie było dobrze, nie było nawet średnio. Była peleryna niewidka i fatalna gra.
Rubio – gdy ma +10 asyst Suns mają bilans 13-5. Bezapelacyjnie należy odnotować jego 7 przechwytów z spotkaniu z Jazz. Zgnoił swój były klub. 22 pkt., 2/3 za trzy, 6 zb., 11 ast. Patrząc z perspektywy tego sezonu Jazz zjebali wymieniając go za Conleya. Rubio jest lepszy, może nie ma takiej podniety nim bo to nie Amerykaniec, ale jest lepszym rozgrywającym, lepiej broni, lepiej podaje i ma lepsza fryzurę.
41 – punktów McColluma w starciu z Pistons.
37 – punktów Siakama z Suns. Suns trafili 18% trójek i Raptory mogły robić co chciały.
Klub Dziurawych Rączek:
6 – Sabonis, Jokić, Randle, LeVert, D. Russell, Harden x 2, T. Young (Bulls), Beal, Donćić, Lowry, A. Davis, Adebayo, E. Payton, Dinwiddie,
7- T. Young x 2, B. Simmons x 2, LBJ, C. Paul, Ayton, LaVine, Beal, Ingram, LeBron, Donćić, Rubio, K. Bowman (GSW),
8 – Lowry, Sweet Lou, Giannis, Beal,
9 – LaVine x 2, D. Mitchell,
Dzięki za przeczytanie i do następnego.