Benedek Varadi: Z uśmiechem przez życie. Nie bądźmy egoistami!

Benedek Varadi: Z uśmiechem przez życie. Nie bądźmy egoistami!

Benedek Varadi: Z uśmiechem przez życie. Nie bądźmy egoistami!
Benedek Varadi / foto: 058sport / Trefl Sopot

– Chcę zarażać ludzi uśmiechem i pozytywnym myśleniem. Ważne jest to, by żyć tu i teraz. Nie myśleć o tym, co będzie za miesiąc czy za rok. Należy cieszyć się z każdej chwili w życiu. Cieszmy się z tego, co mamy i kim jesteśmy. Bądźmy wdzięczni. Nie lubię takiego myślenia: „tego nie mam czy tego nie umiem”. Dobro wraca. Warto pomagać i nie być samolubnym – mówi Benedek Varadi, rozgrywający Trefla Sopot.

Karol Wasiek: Dlaczego w czasach, gdy zawodnicy tak często migrują i zmieniają kluby praktycznie co sezon, grałeś przez ponad dziesięć lat w jednym zespole: Falco Szombathely?

Benedek Varadi, koszykarz Trefla Sopot i reprezentacji Węgier: Szombathely to moje rodzinne miasto i tam wszystko się zaczęło co związane z koszykówką. Gdy miałem 17 lat, to zostałem włączony do kadry pierwszego zespołu Falco. Z każdym kolejnym rokiem rosła moja pozycja w drużynie. Od gracza z końca ławki stałem się zawodnikiem, który zaczyna odgrywać ważną rolę w zespole. Przełomowy okazał się sezon 2018/2019. To wtedy szefowie klubu zbudowali skład z myślą o zwycięstwie w rozgrywkach. Udało się to osiągnąć mając w drużynie kilku uznanych węgierskich zawodników. Wszystko kręciło się wokół 3-4 reprezentacyjnych graczy. Do tego zestawu dołożono kilku innych zawodników.

Gdy podpisałem kolejny kontrakt z Falco, i zostałem kapitanem zespołu, klub dał mi możliwość odejścia do innego miejsca i spróbowania swoich sił poza granicami Węgier. Nie chciałem jednak tego robić z kilku względów. To klub z mojego rodzinnego miasta, który wiele mi dał. Sporo zawdzięczam ludziom tam pracującym. Zależało mi na tym, by odwdzięczyć im się za to dobrą grą na parkiecie. Poza tym w Szombathely była cała moja rodzina. Czułem się tam komfortowo. Poza tym widziałem, jak klub rozwija się z każdym rokiem. Krok po kroku. To był ekscytujący proces, zwłaszcza, że byłem częścią tego projektu.

W 2022 roku ponownie zostaliśmy mistrzami Węgier. Wtedy uznałem, że nadszedł moment, by coś zmienić w swojej karierze i poszukać nowego miejsca pracy. Wybrałem grę w Rytas Wilno. To był udany sezon. Wiele się na Litwie nauczyłem. Cieszę się, że tam grałem.

Czy to prawda, że przed sezonem 2022/2023 mogłeś trafić do Trefla Sopot?

Tak.

I dlaczego nie wybrałeś oferty z Sopotu?

Bo gdy odchodziłem z Falco, to zależało mi na dwóch kwestiach: gra w mocnym zespole, który występuje w pucharach europejskich. Miałem kilka ofert na stole – m.in. Trefl, Rytas i kluby z Rosji. Wybrałem Rytas i uważam, że to była dobra decyzja. Teraz ponownie dostałem propozycję z Sopotu, co mi pokazało, że trener Żan Tabak obserwował moją grę i zależało mu na transferze. Podczas rozmowy wyczułem, że trener ma dużą wiedzę na temat mojej gry i umiejętności. Bardzo mocno wziąłem to pod uwagę przy wyborze klubu.

Gdy spojrzymy na historię twojej rodziny, to niemal wszyscy byli związani z koszykówką. Rozumiem, że byłeś skazany na koszykówkę?

Niekoniecznie. W dzieciństwie próbowałem różnych sportów. Grałem w piłkę nożną, piłkę wodną, tenis. Pamiętam słowa moich rodziców: wybór należy do ciebie, niczego nie będziemy ci narzucać. Moi rodzice grali w koszykówkę, później byli trenerami. Mój brat grał do 24-25 roku życia. Był nawet częścią reprezentacji Węgier.

Finalnie wybierałem między dwoma dyscyplinami: koszykówką i piłką nożną. To było jak miałem dwanaście lat. Wszyscy dookoła mnie mówili o koszykówce, widziałem też, jak mój tata trenuje grupy młodzieżowe w Falco. Wybrałem koszykówkę i z perspektywy czasu uważam, że podjąłem dobrą decyzję.

Czy to prawda, że twoja żona jest również związana z koszykówką?

Tak! Była koszykarką w zespole ze swojego rodzinnego miasta. Później poszła na studia, ale łącząc to – przez dwa lata – z grą w koszykówkę. Gdy przeniosła się do Szombathely, rozpoczęła pracę w roli trenerki grup młodzieżowych. To była dla niej praca z połączeniem pasji. Widać było, że świetnie się w tym odnalazła. Gdy byłem na Litwie, to żona została na Węgrzech i dalej pracowała. Odwiedzała mnie raz na trzy tygodnie. Teraz nie udało się jej kontynuować pracy w koszykówce, ale to nie oznacza, że nic nie robi. Znalazła pracę w międzynarodowej szkole.

To rzadka sytuacja, by żona zagranicznego koszykarza podjęła pracę w obcym kraju.

Wiem, że nie jest to zbyt często praktykowane, ale moja żona jest bardzo ambitną i pracowitą osobą. Nie mamy jeszcze dziecka, więc żona chciałaby wykorzystać swój czas na pracę lub coś innego. Świetnie mówi po angielsku, więc nie było większych problemów ze znalezieniem pracy. Próbuje też – podobnie jak ja – uczyć się polskiego, ale to cholernie trudny język. Jak na razie zapamiętałem podstawowe zwroty. Cieszę się, że na treningach obowiązuje język angielski (śmiech).

Masz na swoim koncie trzy mistrzostwa Węgier i puchar tego kraju zdobyty w 2021 roku. Grałeś w Falco przez dziesięć lat. Czy można powiedzieć, że jesteś żyjącą legendą tego klubu?

Ha, ha! Legenda to chyba za duże słowo, ale wierzę, że klub nigdy o mnie nie zapomni (śmiech). Nie ukrywam, że chciałbym być takim wzorem do naśladowania dla młodych węgierskich koszykarzy, którzy rozwijają się w tym klubie. Takim przykładem, że można przejść całą drogę od juniora do seniora i pełnić ważną rolę w zespole. Gdy grałem w Falco, to bardzo często przychodziłem na treningi młodych zawodników. Pomagałem im, udzielałem wskazówek. Bardzo to lubię. Mam z tego dużą frajdę.

Gdy oglądam ciebie na boisku to rzuca mi się w oczy fakt, że jesteś bardzo waleczny, ale też pozytywny w stosunku do kolegów. Często ich motywujesz, przybijasz piątki. Bije od ciebie taka dobra energia.

Tak. Staram się być pozytywnym gościem! Pamiętaj, że przywództwo w grupie nie zawsze oznacza, iż zdobywasz najwięcej punktów w drużynie, czy masz najlepsze cyfry w statystykach. Lubię być w takiej roli, kiedy mogę pomagać kolegom, motywować i wpływać na ich lepsze występy. Nie jestem typem indywidualisty, który patrzy tylko na swoje statystyki. Zależy mi na zwycięstwach. Aby to zrobić, trzeba pracy całego zespołu, a nie 2-3 osób.

Ludzie w klubie mówią, że dawno w zespole nie było tak pozytywnego i uśmiechniętego człowieka.

Bo uważam, że ludzie pozytywni mają łatwiej w życiu. Jestem też takiego zdania, że jeśli ja się uśmiecham, to inni wokół mnie też będę w taki sposób patrzeć na świat. Chcę zarażać ludzi uśmiechem i pozytywnym myśleniem. Ważne jest to, by żyć tu i teraz. Nie myśleć o tym, co będzie za miesiąc czy za rok. Należy cieszyć się z każdej chwili w życiu. Cieszmy się z tego, co mamy i kim jesteśmy. Bądźmy wdzięczni. Nie lubię takiego myślenia: „tego nie mam czy tego nie umiem”. Szukajmy pozytywów. Poza tym: dobro wraca. Warto pomagać i nie być samolubnym.



Podobno ostatnio pomogłeś jednemu z pracowników klubu, który jechał na wycieczkę do Budapesztu.

Tak. Wiktor, który na co dzień pracuje w klubie, podszedł do mnie z zapytaniem: „czy mu podam kilka miejsc, które warto zobaczyć w Budapeszcie”. Odpowiedziałem: „jasne, podpytam też kuzyna, bo sam nie byłem tam od czterech lat”. Napisałem mu miejsca, które warto odwiedzić, a także podałem kilka nazw restauracji, w których można dobrze zjeść.

Pamiętam, że Wiktor przyszedł do mnie po powrocie z dużym uśmiechem na twarzy. Powiedział: „warto było odwiedzić te miejsca. Dziękuję ci”. Nie ukrywam, że fajnie było zobaczyć jego zadowolenie na twarzy. Super sprawa!

Podobno w wolnym czasie lubisz zwiedzać różne miejsca. W Trójmieście już sporo zobaczyłeś. Jakie są następne cele?

Nie lubię siedzieć w domu i nic nie robić. Zawsze staram się aktywnie spędzać czas. Faktycznie w Trójmieście wiele już widziałem. Byłem też m.in. na Helu. Moje kolejne cele? Zamek w Malborku i Muzeum Stutthof w Sztutowie. To są miejsce, które bardzo chciałbym zobaczyć. Nie ukrywam, że bardzo interesuje się historią. Zależy mi na tym, by poznać, jak wyglądało kiedyś życie i co ma wpływ na dzisiejsze czasy.

Euroliga czy NBA?

Euroliga! Bez dwóch zdań. W ogóle nie śledzę NBA. To wynika ze stylu preferowanego w USA. On kompletnie do mnie pasuje. Nie jestem jego fanem. Wolę zespołową grę, która jest oparta na taktyce i scoutingu.

Miałeś takiego zawodnika, na którym się wzorowałeś?

Kiedyś takim gościem był mój brat. Byłem w niego zapatrzony. Chciałem iść jego drogą. Sporo się od nauczyłem. W ostatnich latach podpatrywałem kilku zawodników. Jednym z nich był na pewno Marcelinho Huertas, przeciwko któremu grałem kilka razy. To wybitny rozgrywający. To szalone, że on w takim wieku nadal robi przewagę na parkiecie. To jeden z tych graczy, których warto obserwować. Pod względem poruszania, czytania gry, ustawień rywali i kreowania pozycji dla kolegów. To wszystko u niego jest na kapitalnym poziomie.

Czy zgodzisz się z tym, że jednym z twoich największych atutów jest czytanie gry i umiejętność przewidywania?

Tak. Jak najbardziej. I powiem ci więcej: uważam, że to kwestia genów. To nie jest tak, że ja się tego nauczyłem w trakcie kariery. Jestem zdania, że takie rzeczy się ma albo nie. Nie da się ich nabyć w trakcie kariery. W moim życiu koszykówka była niemal od samego początku. W domu rodzinnym mówiło się o niej przez siedem dni w tygodniu.

superbet logo ZAŁÓŻ KONTO I OGLĄDAJ MECZE PLK ZA DARMO! 📺🤩

18 tylko dla osób pełnoletnich, pamiętaj że hazard uzależnia, graj odpowiedzialnie.