Arkadiusz Miłoszewski po EuroBaskecie: Nie mam sobie nic do zarzucenia

Arkadiusz Miłoszewski po EuroBaskecie: Nie mam sobie nic do zarzucenia

Arkadiusz Miłoszewski po EuroBaskecie: Nie mam sobie nic do zarzucenia
Arkadiusz Miłoszewski / foto: Tomasz Sokołowski/400mm.pl

Jesteśmy bardzo daleko za czołówką. Uciekła nam i to mocno. Jesteśmy między dywizją A i B. Jeśli nic się nie zmieni u podstaw, to będziemy tkwić w tym miejscu. Skład Kinga? Ma rumieńce, bo ma Andrzeja Mazurczaka. Wokół niego wszystko się kręci – mówi Arkadiusz Miłoszewski, trener Kinga Szczecin i reprezentacji U-20.

Karol Wasiek: Z jakimi emocjami opuścił pan halę po ostatnim meczu reprezentacji Polski U-20 na EuroBaskecie?

Arkadiusz Miłoszewski, trener Kinga Szczecin i reprezentacji U-20: Nie ukrywam, że wyszedłem z takim poczuciem, by zaraz wrócić do pracy z młodzieżą i zacząć ją uczyć koszykarskich podstaw. Żebym nie musiał później tak mocno przeżywać tych porażek. Ze Słowenią i Czechami.

Mam takie wewnętrzne przekonanie: “ja wrócę i im pokażę, jak mają to robić”. Niestety w tak krótkim czasie przygotowań nie jestem w stanie im wszystkiego pokazać i nauczyć. Próbuję, staram się, ale to jest naprawdę krótki odcinek czasu.

Jestem trenerem w ekstraklasie, ale proszę mi wierzyć, że na sercu leżą mi bolączki i słabość naszej koszykówki młodzieżowej. To nie jest tak, że przyjedzie zagraniczny trener i za pomocą czarodziejskiej różdżki zacznie wygrywać i robić sukcesy. Tak to się na pewno nie dzieje. Tu trzeba pracy od podstaw czy budowania kwestii mentalnej.

Ja w przeszłości byłem mocno związany z koszykówką młodzieżową i też biorę teraz odpowiedzialność za wyniki tych zespołów. Jest mi wstyd, gdy drużyny spadają do dywizji B. Z tym turniejem mam mieszane uczucia.

Nadrzędny cel został jednak zrealizowany.

Zgadza się. Nawet z nadwyżką, bo celem było znaleźć się w grupie drużyn 9-12. Zrobiliśmy mały kroczek do przodu. Ten turniej pokazał, że każdy ma swoje problemy i jest dużo niespodzianek. Słowenia miała swoje słabości, ale nie potrafiliśmy tego wykorzystać.

Będzie się panu ta Słowenia śniła?

Oczywiście. Ja niedługo wrócę do pracy klubowej i tam będę miał swoje problemy, ale z tyłu głowy gdzieś to będzie leżało. Domyślam się, że będzie mi to też wypominane.

Czy ma pan sobie coś do zarzucenia za ten mecz?

Nie, bo dokładnie zawodnikowi powiedziałem, co ma zrobić i gdzie ma podać piłkę. Ten gracz, do którego miał podać, był sam i był otwarty. Co innego pokazuję na tablicy, a co innego jest zrealizowane. Zauważyłem, że w koszykówce młodzieżowej brakuje trochę wzięcia odpowiedzialności za swoje decyzje i słuchania tego, co mówi trener.

Ale należy pamiętać, że nie przegraliśmy ostatnią akcją. Bo wcześniej głupio sfaulowaliśmy, mimo że nie mieliśmy tego robić. Daliśmy rywalom darmowe punkty, a później oddaliśmy piłkę pod własnym koszem.

Oczywiście każdy powie, że to wina trenera, ale proszę mi wierzyć, że nie kazałem faulować i nie kazałem podawać piłkę w tamtą strefę boiska. Piłka miała powędrować do innego zawodnika.

Gdzie są największe różnice między nami a tymi najlepszymi nacjami w Europie?

W wyszkoleniu technicznym. Zobaczmy Hiszpanów. Oni grają w koszykówkę. Nie mają gladiatorów pod względem fizycznym, ale grają szybko, wracają sprintem pod swój kosz, nie przegrywają 1vs1, dobrze walczą na zbiórkach. Do tego rozwiązywanie różnych sytuacji w ataku. Do tego czytanie gry i ustawień rywali.

Jesteśmy daleko za najlepszymi?

Niestety jesteśmy bardzo daleko za czołówką. Uciekła nam i to mocno. Jesteśmy między dywizją A i B. Jeśli nic się nie zmieni na dole u podstaw, to będziemy tkwić w tym miejscu.

Choć muszę pochwalić chłopaków za walkę, determinację, dobrą energię. Nie kalkulują, robią wszystko na 120 procent swoich możliwości. Tej jakości i odpowiedzialności trochę jednak brakuje.

Który zawodnik zasłużył na wyróżnienie?

Kilku mnie zaskoczyło pozytywnie, a kilku zawiodło. Myślę, że Krzysiek Kempa wyglądał bardzo dobrze. Nie spodziewałem się, że może aż tak walczyć. Ma czutkę do zbiórki.

Pozytywnie zaskoczył mnie Konrad Łuczyński. Może grać w koszykówkę, ale… musi się za siebie wziąć. Tak sportowcy nie wyglądają na tym poziomie. To jest wstyd dla niego i organizacji, w której jest na co dzień.

Mówił to pan mu osobiście?

Tak. Cały czas mu to powtarzałem. Konrad uśmiechał się i mówił: “wiem coach”. Jeśli tego nie zrobi, to nie będzie w stanie grać w koszykówkę. A nawet będzie miał problemy zdrowotne. Musi zmienić nawyki żywieniowe. To nie jest dieta sportowca.

W ostatnim czasie działał pan na dwa etaty: selekcjoner kadry Polski i na telefonie jako trener Kinga, który jest na etapie budowania składu.

Nie jestem aż tak często na telefonie, co wkurza niektórych agentów. Mogę panu ciekawostkę opowiedzieć.

Jeden agent – i to Polak – dzwonił do mnie w trakcie meczu. Chyba powinien się orientować, że jak jest mecz, to chyba nie odbiorę. Muszę go spytać, czy wiedział, że pracuję w kadrze U20.

Skład Kinga nabiera rumieńców…

Skład ma rumieńce, jeśli ma się Andrzeja Mazurczaka. To jest kluczowa postać, wokół której wszystko się kręci. Nie ma co się oszukiwać. Na dniach podpiszemy i ogłosimy kolejne kontrakty.

Jeden zawodnik praktycznie jest dograny. Chodzi o szczegóły w umowie. Nazwisko pozostawię dla siebie. Nie zdradzę go panu!

W tym roku działam spokojnie, nie spieszę się, niczego nie forsuję. Niedługo – po zakończeniu Ligi Letniej – pojawią się lepsze oferty na rynku. Ceny też spadną.

Zaczniecie z pięcioma obcokrajowcami?

Wszystko na to wskazuje. A może z sześcioma? Ja mam w składzie dwóch Polaków, którzy – co mi prezes powiedział – mogą od nas odejść. Nie ukrywam, że cała sytuacja jest bardzo niekomfortowa.

Czy sprawy nie zaszły już zbyt za daleko, by to odkręcić?

Zaszły i to jest wina obu stron. Ja staram się w to nie ingerować i nie tracić na to energii.