Arkadiusz Miłoszewski: Gracze z przedziału 8-15 tys. dol. są często na podobnym poziomie

Arkadiusz Miłoszewski: Gracze z przedziału 8-15 tys. dol. są często na podobnym poziomie

Arkadiusz Miłoszewski: Gracze z przedziału 8-15 tys. dol. są często na podobnym poziomie
Arkadiusz Miłoszewski / foto: Andrzej Romański / PLK

To nie jest tak, że ja zamykam się tylko na zawodników z USA. Rozmawialiśmy m.in. z Ojarsem Silinsem. Na celowniku byli też inni gracze z Europy. Chciałem nieco pozmieniać tę konstrukcję składu. Sprawdzałem nazwiska różnych Litwinów czy Serbów, ale oni są po prostu drodzy. Te ceny za graczy jakościowych są bardzo wysokie – mówi Arkadiusz Miłoszewski, trener Kinga Szczecin.

Karol Wasiek: W trakcie finałów przytoczył pana słowa Żana Tabaka, który mówił panu: “Miły, jak ty zbudowałeś ten skład na BCL bez atletyzmu?” Czy teraz wyciągnął pan wnioski i w większym stopniu postawił na graczy atletycznych?

Arkadiusz Miłoszewski, trener Kinga Szczecin: Myślę, że wyciągnęliśmy wnioski po grze w Basketball Champions League i w finałowych spotkaniach z Treflem Sopot. Tam ten brak atletyzmu był mocno widoczny. Rywale skrzętnie to wykorzystywali. Teraz poszliśmy w nieco innym kierunku w kontekście budowania składu. Mam nadzieję, że będzie to słuszny kierunek. Mamy na pewno więcej atletyzmu.

Co jeszcze próbowaliście poprawić w porównaniu do ostatniego sezonu?

Czytałem pana rozmowę z Żanem Tabakiem, który powiedział, że nie chce ułatwiać zadania rywalom, mówiąc o swoich słabościach jako całego zespołu. Może też powinienem obrać ten kierunek? (śmiech)

Konstruowanie zespołu to zawsze trudny proces. Nawet jak się ma pieniądze. Bo te pieniądze nie zawsze idą z jakością. Jestem takiego zdania, że gracze z przedziału 8-15 tys. dolarów miesięcznie są często na podobnym poziomie. Taka prawdziwa jakość zaczyna się powyżej 20-25 tys. My jednak nie obracamy się wokół tych kwot, dlatego musimy nieco kombinować i należy mieć świadomość, że można trafić, ale też przestrzelić. Najlepszy przykład? Matt Mobley z zeszłego sezonu. Niby wszystko sprawdziliśmy, wykluczyliśmy pewne elementy, a wiemy, że ten gracz okazał się niewypałem transferowym.

Jestem zadowolony z konstrukcji składu i z jakości zawodników, których udało nam się latem podpisać. Zobaczymy, co przyniesie sezon. Jestem podekscytowany zbliżającymi się rozgrywkami w ORLEN Basket Lidze i Basketball Champions League.

Czy świadomie pan zrezygnował z graczy z poprzedniego sezonu?

Każdy gracz chciał u nas zostać, co dobrze świadczy o klubie. Chciałem Zacha i on o tym wie. Na przeszkodzie stanęły jednak kwestie finansowe. Oczekiwał bardzo dużych pieniędzy. Opłacenie takiego kontraktu oznaczałoby, że na innych pozycjach musielibyśmy poszukać znacznie tańszych graczy. Czas wykreować nowe postaci w Kingu Szczecin.

Michała Nowakowskiego chciał pan zostawić?

Michał Nowakowski jest super gościem, którego bardzo lubię. Na pewno by nam się przydał. Po sezonie odbyłem z nim rozmowę. Wiedząc, że Kacper Borowski ma ważny kontrakt z naszym klubem powiedziałem, że w tym momencie nie mam dla niego konkretnej odpowiedzi. Później Kacper powiedział mi, że nie widzi siebie w zespole. Wróciłem więc do rozmowy z Michałem, ale ten przyznał, że jest już po słowie z nowym klubem. Bardzo szybko podpisał umowę. Wiem, że na lepszych warunkach niż u nas. Cieszę się. Życzę mu powodzenia.

Sam pan wywołał ten temat. Jak wygląda sytuacja Borowskiego i Matczaka?

Nie wiem. Odciąłem się od tematu. Powiem tylko tyle, że obu graczy bardzo szanuję. Nie jestem na żadnego z nich obrażony. W tym momencie czekam na rozwój wydarzeń.

Dlaczego w składzie Kinga Szczecin – gdy jest pan trenerem – nie ma graczy z Europy? Nie ma Serbów, Litwinów czy Belgów. Dlaczego stawia pan tylko i wyłącznie na Amerykanów?

To nie jest tak, że ja zamykam się tylko na zawodników z USA. Przecież pan dobrze wie, że rozmawialiśmy m.in. z Ojarsem Silinsem. Na celowniku byli też inni gracze z Europy. Chciałem nieco pozmieniać tę konstrukcję składu, bo King ma dobrą historię z Litwinami. Za czasów trenera Budzinauskasa byli tu dobrzy gracze z tego kraju.

Sprawdzałem nazwiska różnych Litwinów czy Serbów, ale oni są po prostu drodzy. Te ceny za graczy jakościowych są bardzo wysokie.

Powiem panu ciekawostkę związaną z Vlado Dragiceviciem.

Zamieniam się w słuch.

On odezwał się do mnie w trakcie okresu transferowego przed moim drugim sezonem w Kingu Szczecin. Vlado jest maniakiem koszykówki, ogląda mnóstwo meczów, interesuje się różnymi ligami, w tym także G-League.

Napisałem mu wtedy konkretny profil gracza, jakiego szukam na pozycję rzucającego obrońcy. Jego odpowiedź była też bardzo konkretna: „Miły, taki gracz to tylko ze Stanów Zjednoczonych. W Europie takiego nie znajdziesz”.

I zgadzam się z nim, że na niektóre pozycje idealnie pasują gracze amerykańscy. Poza tym są też znacznie bardziej konkurencyjni cenowo niż np. Serbowie czy Litwini.

Mogę panu powiedzieć, że bardzo cenię Nemanję Nenadicia, z którym pracowałem w Zastalu. Kilka razy próbowałem go namówić na transfer, ale wiem, że zarabia bardzo duże pieniądze. Widziałem, że Śląsk próbował w tym off-season, ale też nie udało się z powodów finansowych.

Proszę zobaczyć, że trener Rajković, który ma świetnie rozpoznany rynek bałkański, a w swoim składzie ma tylko jednego gracza z tamtego rejonu. To Ajdin Penava, który jest sprawdzony w realiach PLK. Pozostali to gracze ze Stanów Zjednoczonych.

Lubi pan wracać do graczy, których miał pan wcześniej na liście? Pytam, bo wiem, że w trakcie zeszłego sezonu rozmawiał pan z agentem Tayvona Meyersa, który ostatecznie został w Turcji. Teraz udało wam się porozumieć w sprawie warunków umowy.

Tak, to prawda. Byliśmy blisko zakontraktowania Teyvona w minionym sezonie. Dostaliśmy bardzo dobre informacje na jego temat. Zawodnik chciał wyjechać z Ankary, ale klub odmówił transferu. Pamiętam, że to było w czwartek-piątek, a drużyna z Turcji miała ważny dzień w niedzielę. My na ten sam dzień dostaliśmy deadline ze strony agenta Matta Mobleya. “Jeśli nie będzie decyzji, to wycofujemy się z tej transakcji” – usłyszeliśmy.

Nie chcieliśmy ryzykować tym, że w niedzielę klub z Ankary nam odmówi i zostaniemy z niczym. Trochę żałujemy, że Teyvon do nas wtedy nie trafił, ale co się odwlecze to nie uciecze. Zawodnik jest bardzo podekscytowany, że będzie mógł grać w Orlen Basket Lidze i Basketball Champions League. Ja nie ukrywam, że też. Zna nas od podszewki. Otrzymał wszystkie dane na nasz temat od Michale’a Kysera. Zatem doskonale wie, co się dzieje w Szczecinie i jak wszystko wygląda.

Czy mógłby pan zdradzić, jak doszło do transferu Aleksandra Dziewy? Czy można mówić o tym, że ten transfer wyszedł nieco z przypadku?

Dobrze pan wie, że czasami duże transfery wychodzą z przypadku. To efekt zaistniałej sytuacji na rynku. Początkowo w ogóle nie rozważaliśmy takiego transferu. Myślałem, że Olek dalej będzie grał poza Polską. Z biegiem czasu sytuacja zaczęła się zmieniać. W klubie przedyskutowaliśmy ten temat i wspólnie ustaliliśmy, że chcemy o niego powalczyć, mimo że mieliśmy na radarze kilku innych wysokich graczy. Musieliśmy im odmówić.

Olek ma dużo jakości i na pewno będzie naszym ważnym zawodnikiem. Może grać na obu pozycjach podkoszowych, choć wiem, że na jednej z nich woli grać zdecydowanie bardziej. Chcę wykorzystać jego najmocniejsze strony i spróbować go ustawić w roli drużyny.

Pierwsze tygodnie pracy i sparingów pokazują, że to mocny, ale trafny ruch z naszej storny. Podoba mi się jako osoba, bardzo dobrze pracuje. Jestem zbudowany jego postawą.

Może grać razem z Chadem Brownem?

Może. Sprawdzamy takie ustawienie. Dobrze się ze sobą dogadują na i poza boiskiem. Razem trenują, razem są w pokoju na wyjazdach. To są rzeczy, na które ja – jako trener – zwracam uwagę. Warto dodać, że Brown też jest super gościem. Jest bardzo pozytywnie nastawiony do życia.

Brown ma duży atletyzm, może poskakać po głowach rywali, ale ma też swoje słabości, o których wiedzieliśmy. Kończy akcje podobnie do Phila Fayne’a. Między innymi ze względu też na połączenie Mazurczak – Brown. To między innymi też dlatego do nas trafił.

Uważam, że to jest zawodnik, który w każdym meczu dostarczy nam 10 i więcej zbiórek, niezależnie od tego, czy będzie grał 20 czy 30 minut. To jest jego ogromny atut.

Czy jest trochę tak, że dokładacie kolejne mocne klocki do układanki, a i tak na końcu najważniejszy jest Andrzej Mazurczak?

Tak. To postać nieoceniona dla tego projektu. Robimy wszystko, by został w Kingu Szczecin na lata, ale wiemy, że życie często pisze swoje własne scenariusze i trzeba być gotowym na wszystko.

Toczą się rozmowy między wami na temat nowego kontraktu?

Były wstępne rozmowy. Jest wola obu stron, ale my – jako klub – nie możemy przekroczyć pewnych granic. Wiemy, że prezesa Króla na wiele stać, ale jak każdy ma pewne ograniczenia. Wiemy, że latem było zainteresowanie z różnych lig (niemiecka, hiszpańska), ale nie były to oferty nie do odrzucenia. Byłym w stałym kontakcie z Andym i o tym rozmawialiśmy. Pewnie pojawią się też nowe oferty z zagranicy i z Polski, ale my zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby zawodnik został z nami na dłużej.