Anthony Edwards: Czy to kolejny Michael Jordan?
Jeśli chodzi o kibiców NBA, to Polska jest… specyficznym rynkiem. Otwierający się po kilkudziesięciu latach na kulturę zachodu kraj, przeciął się na linii czasu z erą wielkich sukcesów Michaela Jordana, jego szalonej popularności i światowy boom na NBA w znaczący sposób zagościł w kraju nad Wisłą. Niestety jednak, po latach 90′, końcu kariery Jordana i początków NBA w internecie, boom na amerykańską koszykówkę się skończył. Jordan skończył karierę, młodzi fani z lat 90′ podrośli i weszli w dorosłe życie, a sieć – choć teoretycznie zwiększyła dostępność do materiałów zza oceanu – nieco zniechęcała proto-internetową jakością 240p, potrzebą kombinowania w poszukiwaniu darmowych źródeł i, co tu dużo mówić, faktem, że nie każdy szybki i tani internet po prostu miał.
To w dużym, duuuużym skrócie i uproszczeniu zaprowadziło nas do punktu, w którym ogromna część osób zainteresowanych NBA w 2024 roku w Polsce, to ludzie, których całe DNA to lata 90′. Ba, ogromna część z nich po latach 90′ właściwie już koszykówki nie oglądała (co widać czasem w komentarzach kochani, bez urazy).
Ci ludzie są dziś zdziwieni. Sprawdzają YouTube’a i pytają: Czy to jest Michael Jordan?
Dla całej tej grupy ludzi Michael Jordan to jest prorok, Michael Jordan jest koszykówką. Nie bardzo znają nic przed nim, słabiej znają cokolwiek po nim. To grupa osób, która interesuje się NBA z przyzwyczajenia, ale w rzeczywistości nie tylko nie zarywa nocek, ale i z odtworzenia oglądają tylko sporadyczne highlighy, pomstując na to, że dziś się rzuca za trzy i nie bije łokciami.
Dla Was, moi drodzy, jest Anthony Edwards.
W ostatnich dniach naliczyłem trzy osoby – koszykówką zainteresowane dość luźno – które zaczęły rozmowę ze mną od tego, że „widziałem tego Edwardsa, gość wygląda jak Michael Jordan!” – no i rzeczywiście, jego ruchy aż krzyczą z ekranu „MJ!”:
„Nie powiem nazwiska, ale wygląda to troooochę znajomo. Końcówka meczu, przejmuje ją grą w post-up w półdystansie, trafia stylowego fade-away’a […].”
– Jamal Crawford komentujący mecz Timberwolves z Nuggets
Anthony Edwards ma wszystko, czego fan Michaela Jordana może pragnąć: miękkość poruszania się, niesamowitą sprężynę w nogach, ale też – co chyba najważniejsze – gen lidera i chorą, zabawną momentami pewność siebie.
Van Pelt, ESPN: „Jak opisałbyś swoją mentalność i jak ona ewoluuje?”
Edwards: „Chcę po prostu zabić wszystko na swojej drodze stary. To podstawa.”
NBA potrzebuje, desperacko potrzebuje takich postaci jak Anthony Edwards – jego wybuch popularności w tegorocznych Playoffach to dla ligi najlepsza możliwa wiadomość. Zwłaszcza w tak symbolicznym momencie – w trakcie pierwszych od kilkunastu lat Playoffów, w których w drugiej rundzie nie oglądamy ani LeBrona Jamesa, ani Stepha Curry’ego, ani Kevina Duranta. Ci trzej goście od 10 lat byli twarzami tej ligi. To byli gracze, których highlighy ludzie chcieli oglądać, dla których chcieli włączać mecze. Byli genialnymi koszykarzami i mieli swój styl, swoją osobowość.
Dziś tę pałeczkę przejąć może właśnie Edwards:
To jest NBA potrzebne właśnie teraz – w obliczu ryzyka, że liga straci zaraz twarze. LeBron, Steph i KD mają kolejno 39, 36 i 35 lat. To już ich ostatki. To oczywiście nie tak, że liga pozbawiona jest innych, młodszych gwiazd. Nikola Jokic, Giannis Antetokounmpo, Luka Doncic – to wszystko genialni koszykarze, za kilka lat będziemy mogli pewnie powiedzieć, że jedni z lepszych w historii. Ich problem jest jednak taki, że… Nie rezonują.
Może u nas, w Europie, Doncic i Jokic są zjawiskiem ekscytującym. Dla NBA głównym rynkiem wciąż są jednak Stany, a tym, co napędza marketing wciąż jest atletyzm, skoczność, siła i luz.
Porównania tego 22-letniego chłopaka do Michaela Jordana mogą kogoś zakłuć. Pojawią się komentarze: Gdzie Edwards, a gdzie Jordan, co ten chłopak niby osiągnął. Jordan? 6 pierścieni mistrzowskich, 5 nagród MVP, 14 występów w Meczu Gwiazd, 10 razy król strzelców ligi. A gdzie jest Anthony Edwards?
Anthony Edwards ma dopiero 22 lata.
Michael Jordan w wieku 22 lat grał swój dopiero 2. sezon w NBA. Miał na koncie już dwa występy w Meczu Gwiazd i w dwóch pierwszych sezonach grał szalenie dobrą koszykówkę w Playoffach, notując ponad 30 punktów na mecz. Na swój pierwszy tytuł musiał poczekać jeszcze 5 lat. Zgadnij co? Anthony Edwards ma na koncie dwa występy w Meczu Gwiazd, a od dwóch sezonów gra rewelacyjnie w Playoffach, w których zdobywa ponad 30 punktów na mecz.
Nie chcę powiedzieć, że Edwards ma potencjał na powtórzenie kariery Jordana. Myśl, że ktoś mógłby coś takiego powtórzyć, jest szalona – zwłaszcza teraz, w czasach dużo bardziej kompetytywnych, jeśli chodzi o sumę talentu w lidze. Co chcę powiedzieć, to że Anthony Edwards ma szansę na wielkie rzeczy.