Andrzej Mazurczak: To rywalizacja Kinga z Treflem, a nie moja z Schenkiem
Andrzej Mazurczak znów to zrobił. Wziął odpowiedzialność na swoje barki w kluczowych momentach i poprowadził drużynę do zwycięstwa. Wykonał też specjalną celebrację po trafionym rzucie z dystansu. – Przed meczem ktoś mi powiedział: “baw się”. I to właśnie zrobiłem – przyznał.
W pierwszej połowie nie wiedzieliśmy zbyt dużo w akcji Andrzeja Mazurczaka, nawet trener Arkadiusz Miłoszewski nie ukrywał po meczu, że mocno mu brakowało punktów ze strony kapitana zespołu.
– Patrzyłem w przerwie i mówię: “kurczę, brakuje mi jego punktów”. Próbowałem nawet grać Mattem Mobley’em, ale to nie wychodziło. W drugiej połowie wróciłem do starych nazwisk. Jestem cierpliwy. Stawiam na ludzi, do których mam zaufanie – mówił na konferencji prasowej.
Mazurczak do przerwy miał tylko… trzy punkty. W drugiej połowie zdobył ich aż szesnaście, prowadząc swoją drużynę do zwycięstwa 82:73.
– Wiedzieliśmy, że będzie to ciężki mecz. Trefl gra równo przez 40 minut. To drużyna, która nigdy się nie poddaje. To tylko 1:0 – mówił Andrzej Mazurczak.
Rozgrywający Kinga Szczecin w drugiej połowie grał jak z nut. Robił co chciał. Trafiał, podawał, kreował grę. Po prostu cieszył się grą. Znów udowodnił, że jest jednym z najlepszych (a może najlepszym?) zawodników w tej lidze. To on rzutem z dystansu w samej końcówce zamknął ten mecz. Gdy wyrzucił piłkę w stronę kosza, od razu wrócił na połowę. Wykonał przy okazji specjalną „cieszynkę”, życząc wszystkim dobrej nocy. Nam o tym opowiedział.
– Gdy wyrzuciłem piłkę, to od razu czułem, że wpadnie do kosza. Ja patrzę na parabolę lotu piłki, a nie na kosz. Choć nieco obawiałem się, by nie powtórzyła się historia z Nickiem Youngiem, który też już biegł do obrony, a piłka wykręciła się z kosza. Widziałem, że każdy zaczął się cieszyć. Odetchnąłem z ulgą. Celebracja? To Matt mi podpowiedział. Mówił: zrób to po Legii. Teraz przyszedł na to dobry moment. Mamy bardzo dobrą chemię w zespole. Przed meczem ktoś mi powiedział: „baw się”. I to właśnie zrobiłem – podkreślił.
Sporo przed rywalizacją finałową mówiło się o pojedynku polskich rozgrywających: Mazurczaka z Jakubem Schenkiem. Obaj w tych play-offach spisują się wybornie. Czy koszykarz Kinga podszedł do tej rywalizacji personalnie?
– Nie. To jest rywalizacja Kinga z Treflem, a nie moja z Jakubem Schenkiem. Wiem, że ludzie mówią różne rzeczy, ale ja do tego podchodzę tak, że gramy zespół na zespół. Robię wszystko, by moja drużyna wygrała – odpowiedział.
King prowadzi 1:0. Kolejne spotkanie w niedzielę. Początek o 20:40.