Alarm i ewakuacja hali w Memphis, nowi Chicago Bulls w akcji
Działo się minionej nocy – zwłaszcza w meczu Grizzlies z Bucks. Nie tylko kwestie sportowe odegrały jednak swoją rolę. Pomiędzy trzecią a czwartą kwartą przedsezonowego starcia tych ekip, w hali FedExForum w Memphis rozległ się alarm przeciwpożarowy. Wszyscy, łącznie z zawodnikami, zostali ewakuowani z obiektu. Na szczęście okazało się, że był to fałszywy alarm i nic nikomu się nie stało. Uznano jednak, że czwarta kwarta nie zostanie po prostu rozegrana i mecz zakończył się po 36 minutach. Takie rzeczy tylko w preseason.
Oczywiście od razu pojawiły się żarty, że to Memphis Grizzlies okazali się zbyt gorący na starcie tego offseason. Są to żarty niebezpodstawne – trener Jenkins postanowił nie bawić się w żadne testowanie i oszczędzanie, tylko grał rotacją, jakiej mniej więcej możemy się chyba spodziewać już w sezonie regularnym. Błyszczał zwłaszcza Ja Morant, który w 24 minuty oddał aż 18 rzutów, z których zdobył 27 punktów, dorzucając 6 zbiórek i 4 asysty. W zeszłym sezonie lider Miśków mecze w których oddawał zdecydowanie ponad 20 prób z gry, wciąż przeplatał takimi, w których oddawał ich zaledwie kilka. To może się w końcu zmienić.
W składzie Bucks na ten mecz nie zobaczyliśmy z kolei ani Giannisa Antetokounmpo, ani Khrisa Middletona, ani Jrue Holiday’a. Ciągnęli Grayson Allen i Jordan Nwora.
Nowi Bulls już się bawią
Nowy skład Chicago Bulls nawrzucał 131 punktów w swoim pierwszym meczu offseason i w takim składzie osobowym może stać się to normą. Oczywiście wszystko rozbije się o to, ile punktów sami będą tracić. Przeciwko Cavaliers udało im się stracić tylko 95, pokazując kawałek widowiskowej koszykówki. Było sporo zabawy – zwłaszcza Alex Caruso (10 punktów, 10 asyst, 0 strat) pokazał, że przyjechał prosto ze światowej stolicy rozrywki:
Młodzi Rockets w akcji!
Widzieliśmy też pierwsze przedsezonowe spotkanie Houston Rockets – zespołu, który raczej nie wygra w tym sezonie wielu spotkań, ale mimo to powinien być całkiem fajny do oglądania – przynajmniej na początku. Zadebiutował Jalen Green, ale pokazał się on dość przeciętnie, trafiając zaledwie 4/14 rzutów z gry, w tym żadnej z 6 oddanych trójek. Nie zmienia to jednak faktu, że jego ruch i dynamika robią wrażenie:
Gwiazdą meczu został Kevin Porter Jr., który już w ostatnim sezonie w tankujących Rockets zdążył pokazać się z bardzo dobrej strony. Tym razem zdobył 25 punktów, 4 zbiórki i 5 asyst i można chyba przypuszczać, że to on będzie boiskowym liderem tego zespołu:
Ja osobiście zajarany byłem tymi zaledwie 6 minutami na parkiecie Usmana Garuby. Hiszpański podkoszowy w tym czasie zanotował 5 punktów, 1 zbiórkę i trafił nawet trójkę! Co jednak najistotniejsze, wygląda na zdecydowanie mniej surowego technicznie, niż mogło się wcześniej wydawać:
- Swoje pierwsze punkty w barwach Knicks zaliczyli Kemba Walker i Evan Fournier (obaj łącznie po 12 punktów):
- Klay Thompson dobrze się bawi wracając do zdrowia:
- Bradley Beal przeciwko Rockets zdobył 18 punktów, ale jego Wizards przegrali – spróbował sobie to odrobić grając w papier-kamień-nożyce z kibicem: