7 drużyn NBA, które muszą jeszcze wzmocnić konkretne pozycje

7 drużyn NBA, które muszą jeszcze wzmocnić konkretne pozycje

7 drużyn NBA, które muszą jeszcze wzmocnić konkretne pozycje
Photo by Jason Miller/Getty Images

Okienko transferowe mocno zwolniło, dobrych graczy na rynku wolnych agentów zostało coraz mniej. Znakiem tego, że kończą się już między-sezonowe przetasowania, a składy klubów zbliżają się powoli do kształtu, w jakim będziemy je oglądać w nadchodzących rozgrywkach. Daleko jesteśmy jednak od sytuacji, w której każdy z zespołów może być zadowolony ze swojej kadry na sezon 2022/23. Szybko przejdźmy więc po największych brakach, jakie trapią jeszcze niektóre z zespołów.

Zajmiemy się raczej tymi ekipami, które będą chciały powalczyć o coś w nadchodzącym sezonie. Pominiemy ekipy, które będą raczej tankować. Jasne, że na przykład Spurs brakuje rozgrywającego na poziomie NBA, ale wątpię, żeby zależało im na wzmocnieniach. Wybór jest oczywiście w pełni subiektywny, swoje spostrzeżenia zostawiajcie w komentarzach.

Los Angeles Lakers – pozycje 1-3

Tu sytuacja jest chyba najbardziej skomplikowana. Lakers próbują znaleźć transfer dla Russella Westbrooka i jeśli im się uda, na pewno trochę się w ich rotacji pozmienia. Na ten moment nie wygląda to jednak ciekawie, nawet pomimo kilku podpisów, jakich Jeziorowcy dokonali.

Pozycje podkoszowe wydają się nieźle obsadzone – oprócz zajmujących pozycje 4-5 LeBrona i Davisa, z ławki będą mieć Thomasa Bryanta, czy Damiana Jonesa. Im niżej, tym jednak biedniej. Jedynym rozgrywającym nie licząc Westbrooka jest obecnie Kendrick Nunn, który cały poprzedni sezon opuścił z powodu kontuzji kolana. Jego dyspozycja pozostaje więc sporą niewiadomą. Jeśli dojdzie do transferu Westbrooka, w Los Angeles musi pojawić się jeszcze jakiś zawodnik do gry na piłce. Rotacja na skrzydłach też nie przypomina zespołu, który chciałby walczyć o wyższe cele. Talen Horton-Tucker, Juan Toscano-Anderson, Lonnie Walker – to wszystko są przyzwoici gracze, ale nie na poziomie pierwszej piątki zespołu z czołówki. Tymczasem na teraz wygląda na to, że dwóch z nich będzie musiało wychodzić w pierwszym składzie.

Brooklyn Nets – rezerwowy center

Podobnie jak w przypadku Lakers, sytuacja jest o tyle skomplikowana, że czekamy na potencjalne wymiany z udziałem Duranta i Irvinga. Coraz mniej pewnym wydaje się, że musi do nich koniecznie dojść, ale jeśli już, to w składzie pojawią się nowi gracze – najpewniej przynajmniej nieźli.

Potrzeby Nets są jednak znacznie mniejsze niż Lakers. Ekipa z Brooklynu dokonała kilku bardzo solidnych wzmocnień, takich jak pozyskanie Royce’a O’Neale’a, czy TJ Warrena. Ich głębia na pozycjach 2-4 sporo na tym zyskała. Tak długo, jak w składzie są Irving, Mills, czy Simmons, będzie też komu rozgrywać. Jedynym brakiem jest pozycja centra, na której oprócz świeżo podpisanego Nica Claxtona, wieje trochę pustkami. Na ten moment wygląda to tak, jakby duże minuty musiał dostać Day’Ron Sharpe, który ma za sobą zaledwie 32 mecze w NBA. Poza nim, niespecjalnie jest komu grać choćby jako niski center. Zespół o mistrzowskich aspiracjach powinien mieć bardziej solidny back-up na tak kluczowej pozycji.

Utah Jazz – center

Z czasem coraz mniej prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym Utah Jazz po transferze Rudy’ego Goberta wymieniają także Donovana Mitchella i idą w przebudowę. Nawet generalny manager zespołu powiedział ostatnio publicznie, że choć nikt nie jest nietykalny, Jazz nie planują wymieniać Mitchella. Znakiem tego, że będą chcieli powalczyć jeszcze o coś. Na ten moment ich skład nie wygląda jednak na taki, który gwarantowałby więcej niż przeciętność.

Po transferze Goberta brakuje przede wszystkim centra. Do tej pory problemem był brak zmiennika dla Goberta, a teraz nie ma też Goberta. Na ten moment kandydatami do gry na tej pozycji są Udoka Azubike, silny skrzydłowy Jarred Vanderbilt i debiutant Walter Kessler. Słabo. Ponadto można przyczepić się też do głębi na pozycjach 2-3, ale zdecydowanie nie jest to najbardziej palący problem Utah.

Golden State Warriors – głębia na skrzydłach

Mistrzowie wykonali niezłą pracę przy zatrzymywaniu swojego składu, biorąc pod uwagę, jak wielu ważnym zawodnikom kończyły się umowy i na jakie podwyżki po tak wspaniałym sezonie większość z nich liczyła. Jasne – nie ma już chociażby Gary’ego Paytona II, Otto Portera, czy Damiona Lee, ale udało się zatrzymać Kevona Looney’a, pozyskać Donte DiVincenzo, a do gry wraca po roku przerwy James Wiseman.

Wygląda jednak na to, ze mocno ucierpiała głębia składu na pozycjach skrzydłowych. Oczywiście, Jordan Poole z ławki może wchodzić jako jedynka, jako dwójka, ale też jako trójka, ale za Andrew Wigginsem brakuje trochę kolejnego klasycznego niskiego skrzydłowego. Według ostatnich doniesień, większą rolę niż w debiutanckim sezonie ma pełnić Moses Moody, ale na ile będzie to pewna opcja po obu stronach parkietu, to dopiero się przekonamy.

Dallas Mavericks – kozłujący obok Doncicia

No cóż – Dallas Mavericks nie zrobili wiele, by wzmocnić skład wokół Luki Doncicia. Udało się co prawda dodać do składu Christiana Wooda, który poszerzy rotację pod koszem i dostarczy dodatkowych punktów, ale strata Jalena Brunsona nie została nijak zrekompensowana.

Brunson nieźle spisywał się jako drugi kozłujący u boku Luki Doncicia, odciążając go z gry na piłce. Bez niego pozostaje właściwie tylko Spencer Dinwiddie. Wchodzący z ławki Frank Ntilikina, czy debiutant Jaden Hardy, to może być niestety zbyt mało.

Toronto Raptors – zmiennik dla VanVleeta

Toronto jako młody zespół już w zeszłym sezonie pokazali się z dobrej strony, z piątej pozycji awansując do Playoffów i nie bez walki przegrywając w pierwszej rundzie z Sixers. Tacy gracze jak Scottie Barnes będą stawać się tylko lepsi, więc możemy znów spodziewać się po zespole z Kanady walki o wysokie pozycje.

Mimo wykonania kilku ruchów, jak zatrzymanie Bouchera, Younga, czy dodanie Otto Portera, wciąż nie rozwiązano jednego problemu, jakim jest brak zmiennika dla Freda VanVleeta. To kłopot, z jakim zmagają się Raptors od odejścia Kyle’a Lowry’ego.

Z 20 najczęściej grających w zeszłym sezonie dla Raptors piątek, tylko w 3 nie było VanVleeta. W każdej z nich musiał być Gary Trent Jr. który nominalnym rozgrywającym nie jest, choć nieźle radzi sobie w tej roli. Jako trener Raptors wolałbyś jednak móc grać nim obok VanVleeta, a nie zamiast niego. Malachi Flynn to chyba nie jest jeszcze zawodnik, który może być zmiennikiem na duże minuty.

Denver Nuggets – drugi rozgrywający

Nie widzieliśmy tego lata wielu ruchów po stronie Nuggets. Bardzo chwalony zespół z Denver jest za tanie podpisanie Bruce’a Browna (i słusznie, bo to świetny ruch), z kolei wymiana Monte Morrisa i Willa Bartona za Kentaviousa Caldwell-Pope’a i Isha Smitha nie wygląda na wzmocnienie.

Oprócz wracającego do gry Jamala Murray’a (na którego czekamy od ponad roku), trochę brakuje głębi na pozycjach obwodowych. O ile Bones Hyland i KCP powinni poradzić sobie z zagospodarowaniem minut na pozycji rzucającego obrońcy, tak Ish Smith w roli rezerwowego rozgrywającego nie wydaje się być najlepszą opcją. Jako mierzący 183 cm słaby obrońca nie pasuje najlepiej profilem do gry obok Nikoli Jokicia.