Zielonogórska karuzela – zarządzanie na bazie impulsów
Już w czwartek będziemy mieli okazję być świadkami powrotu do Zielonej Góry legendy, zawodnika, którego koszulka wisi pod dachem hali CRS, czyli Waltera Hodge’a. Z punktu widzenia marketingowego, kibicowskiego – ruch wręcz genialny. Z punktu widzenia sportowego, strategicznego, wątpliwy.
Hodge w Zielonej Górze podpisał krótki kontrakt i opuści zespół w lutym. To oznacza, że Zastalowi pomoże nawet nie w połowie meczów obecnych rozgrywek. Czy można się więc dziwić trenerowi Virginijusowi Sirvydisowi, że wypowiadał się o scenariuszu sprowadzenia Hodge’a niekoniecznie pochlebnie na ostatniej konferencji prasowej?
Fakty są jednak takie, że Walter wraca i musi dostać minuty, a trener musi zaakceptować to, że włodarze kluby podjęli taką decyzję. Zresztą pozycja litewskiego szkoleniowca nie może być mocna, skoro właśnie taka rzecz się wydarzyła. Sirvydis dostał szansę zbudowania zespołu samodzielnie i poległ, bo inaczej odsunięcia już po trzech meczach od drużyny (a po dwóch zmiana w piątce) Detreka Browninga nazwać nie można.
Trener Sirvydis miał naprawdę niezłą końcówkę poprzedniego sezonu z Zastalem, więc jego pozostawienie na stanowisku nikogo raczej nie zdziwiło. Wyszło jednak to, że właściwie nigdy drużyny nie budował (większość kariery był asystentem), bo konstrukcja pozycji numer 1 w Zielonej Górze nie mogła się sprawdzić. Litwin postawił na gościa, którego sufit nawet nie wiadomo, czy jest w PLK – Browning przecież grał wcześniej na peryferiach europejskiej koszykówki.
Sirvydis nie dość, że postawił na totalnie niesprawdzonego, zagadkowego gracza, to jeszcze obsadził go w roli pierwszej jedynki nie mając właściwie zmiennika, bo ciężko nazwać nim Michała Plutę, który przez ostatnie kilka lat nie był w stanie wypracować sobie zaufania u żadnego trenera, z jakim pracował. To nagle teraz miałoby być inaczej?
Zastal postawił tego lata na dość młody zestaw Polaków, którzy właściwie tylko i wyłącznie powinni iść w górę. Przy takiej konstrukcji, raczej niewskazane jest stawianie na niepewnych obcokrajowców, a za takich trzeba uznać i Browninga i Sindariusa Thornwella. Nikt mnie nie przekona, że zjazd, jaki zaliczył ten gość, nie był podejrzany.
Obsada pozycji numer 1 to jednak „jeden z” grzechów, tak to nazwijmy, Sirvydisa, które sprawiają, że nie wierzę w to, że ten trener się długo w Zielonej Górze utrzyma. Jego wypowiedzi na konferencjach prasowych, podkopywanie lokalnych graczy, no i na końcu brak porozumienia z zarządem odnośnie zmian w drużynie – a chyba tak to trzeba nazwać. No nie wygląda to optymistycznie i zdrowo.
Wszystkie ostatnie decyzje podejmowane przez klub, czy przez trenera, mam wrażenie, że są kierowane impulsem, emocjami. Nie ma w tym wszystkim długofalowego myślenia, tylko liczy się tu i teraz. Jaki trener odpala gracza po dwóch meczach? Jaki klub wpycha do drużyny zawodnika, którego nie chce trener? Jaki klub zabrania zespołowi kontaktów z mediami przed meczami?! Czy to nie brzmi kuriozalnie?
Zastal, jak do tej pory, przegrał dopiero jeden mecz, który tak naprawdę powinien wygrać. Reszta? Na pewno nie był faworytem. Ta nerwowość, to rozpędzanie karuzeli zmian i transferów, wcale się dobrze skończyć nie musi.