Zaawansowany model matematyczny wyliczył szanse w wyścigu po MVP
Za nami już te przynajmniej 15 meczów każdego z zespołów, więc zaczyna się pierwsze wyciąganie wniosków. Zawsze spotyka się to z kontrą ludzi, którzy twierdzą, że to zdecydowanie za wcześnie na jakiekolwiek wnioski. Sęk w tym, że te pierwsze 15 meczów to też są mecze i o ile dużo może się jeszcze w tym sezonie zmienić, to na dziś mamy jakiś 'stan faktyczny’, o którym warto podyskutować. Ulotność tego stanu tylko nadaje dyskusji kolorytu. Sporo tego kolorytu wydaje się mieć na tym etapie rozgrywek wyścig po tytuł MVP. Przede wszystkim dlatego, że na starcie wydaje się nie być wielkiego faworyta, czy dwóch – jak to najczęściej bywało w ostatnich latach. Wynika to chyba z faktu, że żaden z zespołów nie wybija się jakoś wyjątkowo ponad resztę stawki. Na zachodzie trzy zespoły zamykają się w połowie meczu różnicy. Na wschodzie pierwszy i siódmy zespół dzielą trzy mecze różnicy. Jest równo i trudno kogoś wyróżnić. Są na to jednak sposoby.
Strona basketball-reference, będąca wielką skarbnicą i archiwum wszelkich statystyk, wypracowała sobie matematyczny model, liczący szanse na nagrodę MVP na chwilę obecną. Niestety, wzór jest strzeżony tajemnicą – twórcy zdradzają jedynie, że opiera się on na tym, jakich zawodników historycznie wybierano na MVP – z tego powodu ma być transparentny we wskazaniu jakiego zawodnika najchętniej wskaże grono wybierających.
Spójrzmy więc, jak kształtuje się stawka według modelu basketball-reference na dziś – tak, gdyby nagroda miała być wręczana za te pierwszych kilkanaście meczów.
10. Luka Doncic (1,7%)
Dallas nie wygrywają meczów – to główny problem z kandydaturą Doncicia do miana MVP. Ujemny bilans 8-9 i dopiero 10. pozycja w konferencji to trochę za mało, by okrzyknąć kogoś najbardziej wartościowym graczem ligi. Nawet jeśli Słoweniec w istocie jest wielką wartością dla swojego zespołu. W tego rodzaju rankingu Doncic może jednak łatwo awansować. Jeśli Mavs zaczną więcej wygrywać, ten już ma na koncie solidne zaplecze statystyczne. Jeśli jego zespół zakręci się w okolicy pierwszej piątki, liczby na poziomie 27,3 puntku, 9,8 zbiórki i 9,9 asysty będą musiały zwrócić naszą uwagę.
9. Giannis Antetokounmpo (2,4%)
Giannis to w tym sezonie lider, który odsunął się o pół kroku, żeby zrobić trochę miejsca reszcie zespołu. Jego średnia minut nieco wzrosła, a statystyki pomimo tego trochę spadły. Wynika to z przeniesienia ciężaru gry Bucks – zabrania piłki z rąk Giannisa na poczet tego, by dostarczyć mu ją w lepszych pozycjach. Gra Bucks dużo na tym zyskuje – pozycja Antetokounmpo w wyścigu po MVP trochę jednak na tym traci. Sam zainteresowany pewnie jednak nie przejmuje się tym przesadnie – po dwóch nagrodach MVP przyszedł czas na osiągniecia drużynowe. Nie bez znaczenia jest fakt, że grono głosujących lubi wybierać nowe osoby, a dwie statuetki MVP z rzędu Giannisa to raczej wyjątek od reguły. żeby dostać trzecią, musiałby robić coś absolutnie historycznego.
8. Paul George (2,8%)
Clippers wyglądają dobrze i Paul George wygląda w nich dobrze – zwłaszcza w porównaniu z poprzednim sezonem. Stał się on w większym stopniu prowadzącym grę, niż tylko obrońcą, umiejącym wykreować sobie rzut. Notuje najlepsze w karierze 5,4 asysty i oddaje najmniej rzutów od lat. Najlepsza w jego karierze skuteczność 50,4% z gry i szalona skuteczność 48,4% za trzy sprawiają jednak, że nie cierpi na tym średnia punktowa.
7. Damian Lillard (3%)
To już kolejny sezon z narracją Damiana Lillarda robiącego co może, by wyciągnąć Blazers za uszy możliwie jak najwyżej. Zwłaszcza teraz, kiedy kontuzjowany jest CJ MCCollum. No i co tu dużo mówić – idzie mu to nieźle. Portland jest czwarte w konferencji z bilansem 9-6, a Lillard znów notuje świetne średnie na poziomie 28,7 punktu, 4,8 zbiórki i 7 asyst na mecz.
5. LeBron James (5,1%) / Kevin Durant (5,1%)
Nie jest chyba zdziwieniem, że LeBron pojawia się w stawce – chociaż w wieku 36 lat jest już trochę 'uśpiony’ w sezonie regularnym. Niemniej ciągnie się za nim fama najlepszego koszykarza na świecie, a jego zespół legitymizuje się najlepszym w lidze bilansem 14-4. LeBron natomiast gra zdecydowanie najmniej minut w karierze (32,4), notując w tym czasie średnio 23,9 punktu, 7,9 zbiórki i 7,5 asysty, wciąż pokazując, że to on jest w swoim składzie „mózgiem operacji”.
Inaczej jest z Kevinem Durantem, który nie jest 'mózgiem’ swojego zespołu. To nie Durant prowadzi grę w zespole, gdzie na piłce grają Harden i Irving. To on jest jednak bronią ostateczną – koszykarską instytucją, której można zaufać, kiedy nie idzie. Mimo powrotu po bardzo ciężkiej kontuzji w wieku już 32 lat, Durant wciąż ma nieprawdopodobną łatwość w zdobywaniu punktów; niezależnie od sytuacji, wystarczy podać mu piłkę. W połączeniu z faktem, że jest dobrym obrońcą, a w ofensywie nie jest przy tym wszystkim samolubny – wyłania się nam obraz potwornie wszechstronnego koszykarza.
4. Anthony Davis (6,6%)
To, że znajduje się w jednym rzędzie z LeBronem jest dość logiczne. W tym momencie notują identyczną średnią minut (32,4), ale trochę inne – choć równie dobre – statystyki rzędu 22,1 punktu, 8,8 zbiórki, 3,5 asysty i 1,9 bloku. Choć status LeBrona wypracowany na przestrzeni lat jest znacznie wyższy, to jednak Davisa częściej wskazuje się jako tego, który wyniósł Lakers na poziom mistrzowski. Może byłoby odwrotnie, gdyby James dołączył do Davisa, któremu samemu nie udało się wprowadzić zespołu do Playoffów – to w końcu także kwestia narracji.
3. Kawhi Leonard (15%)
Skoro było dwóch przedstawicieli Lakers, musi być i dwóch przedstawicieli Clippers – drugiego zespołu ligi, będącego o pół meczu za Jeziorowcami. Gra Clippers trochę zmieniła się pod trenerem Tyronnem Lue – mają oni drugi najlepszy w lidze rating ofensywny, a piłka trochę bardziej krąży. Widać to między innymi w tym, że usage% duetu George-Kawhi spadł z 52,6% do 47,8%, ale też na przykład w łącznej liczbie asyst tego duetu, która skoczyła z 8,8 do 11,1. Przede wszystkim widać to jednak na parkiecie. LAC grają dobrze, wygrywają mecze, a Leonard jest ich liderem ze średnimi 25,9 punktu, 5,4 zbiórki, 5,7 asysty i 2 przechwytów.
2. Joel Embiid (16,7%)
Już dawno nikt tak nie dominował pod koszami, jak to robi w tym sezonie Joel Embiid. Jest dopiero trzecim zawodnikiem w swoim zespole pod kątem średniej minut (31,6), co nie przeszkadza mu w byciu absolutnie kluczowym elementem. Sixers mają bilans 12-6. W meczach bez Embiida notują bilans 0-4 – z nim na boisku przegrali tylko dwa mecze. Kiedy gra, Philly zdobywają średnio o 18,5 punktu na 100 posiadań więcej od rywali. To, jak dobrze wyglądają Sixers wokół niego wynika z dwóch rzeczy. Jedną jest nieco przemodelowany skład, który umiejętnościami rzutowymi otwiera w środku więcej miejsca. Drugą jest fakt, że Embiid znacznie pewniej czuje się w akcjach, w których jest podwajany i musi oddać piłkę. Nie bez znaczenia jest ustawienie – także trener Doc Rivers ma w tym swój udział. Nie byłoby jednak tego wszystkiego, gdyby JoJo przy swoich warunkach fizycznych nie ruszał się jak solista Baletu Bolszoj.
1. Nikola Jokic (41,7%)
Kandydat matematycznie najmocniejszy i to zdecydowanie. Jest to o tyle ciekawe, że za Denver Nuggets nie stoją wyniki. To 'dopiero’ piąta ekipa konferencji zachodniej – utarło się natomiast, że nagroda MVP przysługuje komuś ze ścisłej czołówki, jako temu, który prowadzi swój zespół do wygranych. Gdyby się jednak zastanowić, który z wcześniej wymienionych zawodników w większym stopniu wpływa na jakość swojego zespołu… Może okazać się, że Nuggets straciliby na nieobecności Jokicia więcej, niż którykolwiek z zespołów mógłby stracić na nieobecności jednego zawodnika. Serbski środkowy swoją grą redefiniuje to, co rozumiemy przez 'pozycję centra’ w koszykówce. Mimo grania jako nominalny środkowy, to on jest w swoim zespole rozgrywającym. Nie tylko jako podający z post-up. Nie raz to on przekozłowuje piłkę przez połowę, to on dostaje zasłony. Jokic to center, który potrafił zaliczyć w tym sezonie mecz na 18 asyst – niewielu rozgrywających w historii NBA to potrafiło. A co dopiero center. Joker gra swój zdecydowanie najlepszy sezon, notuje średnio 25,4 punktu, 11,9 zbiórki, 9,3 asysty, 1,9 przechwytu (6. w lidze!) i szkoda byłoby, gdyby Nuggets nie zaczęli trochę więcej wygrywać.