Wyniki NBA: Warriors dostają potężne lanie od Celtics! Nieudany comeback Suns, rekord Nurkicia!
Ta niedziela była naprawdę wyjątkowa dla europejskiego kibica NBA. Trzy mecze o bardzo miłej dla higieny snu godzinie, w tym starcia takich drużyn jak Warriors z Celtics, czy Timberwolves z Clippers. Nie tak często możemy w polskim domu do kolacjo oglądać na żywo Lukę Doncicia, Stepha Curry’ego, Jaysona Tatuma i Kawhi Leonarda jednego dnia. Piękna sprawa.
Mimo wszystko zacznę od rantu. Zakładam, że nie interesuję Cię to przesadnie, ale frustrację należy z siebie wyrzucać. Działanie aplikacji League Pass w tym sezonie woła o pomstę do nieba – zwłaszcza w weekendy – dziwna korelacja. usługa kosztuje ciężkie pieniądze, a większość weekendowych meczów w tym sezonie – tych o „europejskich godzinach” – i tak musiałem oglądać gdzieś indziej. Potwornie irytujące.
Moja irytacja nie była jednak nawet blisko tego, co przezywali wczoraj zawodnicy Golden State Warriors.
To było absolutne upokorzenie przed oczami polskich telewidzów.
Spójrz tylko na minę Klay’a Thpompsona, kiedy na początku drugiej kwarty Jayson Tatum podnosi prowadzenie Bostonu do 29 punktów. Do rozegrania jeszcze ponad pół meczu, a on już bardzo nie chce tam być:
Jeszcze na kilka godzin przed meczem występ Stepha Curry’ego stał pod znakiem zapytania z powodu dyskomfortu w kolanie. Ostatecznie Curry zagrał, choć bardzo szybko zdał sobie sprawę, że lepiej było nie wychodzić dziś na parkiet:
PHI – DAL – 120:116
LAC – MIN – 89:88
GSW – BOS – 88:140
CHA – TOR – 106:111
DET – ORL – 91:113
IND – SAS – 105:117
NYK – CLE – 107:98
OKC – PHX – 118:110
Golden State Warriors doświadczyli najbardziej dotkliwej porażki w tym sezonie. Trudno było się spodziewać takiego obrotu spraw. To jasne, że Celtics byli faworytami w tym meczu, ale 52 punkty różnicy? Byłoby to bardziej zrozumiałe, gdyby przydarzyło się wtedy, kiedy GSW znajdowali się w dołku. Ci jednak wygrali 8 z 10 ostatnich meczów, przegrywając tylko z mocnymi Clippers i Nuggets. Bęcki od Bostonu przyszły więc niespodziewanie.
Bęcki od Bostonu to aliteracja tego tygodnia. A tu meksykańska fala od kibiców Boston Bęcki:
Sam początek meczu nie zapowiadał jednostronnego zwycięstwa, czy blamażu jednej ze stron. Do połowy pierwszej kwarty wynik oscylował w okolicach remisu. W pewnym momencie Jaylen Brown trafił jednak trzy kolejne trójki, dając początek runowi 14-0. Niestety dla Warriors, nie odbili się oni jednak po tym runie. Zamiast tego run Bostonu trwał i trwał i wydawało się, że trwa w nieskończoność:
To był świetny mecz Bostonu, ale też fatalny Warriors. Klay Thompson wrócił do pierwszej piątki pod nieobecność Andrew Wigginsa i nie popisał się, zdobywając 6 punktów. Steph Curry był bardzo słaby. Możliwe, że kolano jednak mu doskwierało. Trafił okrągłe 0/9 za trzy i tylko 2/13 z gry w ogóle i po niespełna 17 minutach gry na parkiet już nie wrócił. Trener Steve Kerr szybko wywiesił białą flagę. Curry zagrał 17, Klay Thompson 13 minut, reszta graczy pierwszej piątki też po kilkanaście. Przez większość meczu oglądaliśmy jak gra Lester Quinones.
Liderzy Celtics – Jayson Tatum i Jaylen Brown – zdobyli kolejno 27 i 29 punktów, też nie grając zbyt dużych minut. Obaj nie przekroczyli 25 minut gry, nie widząc sensu gry w rozstrzygniętym już od początku drugiej kwarty meczu:
Mecz na szczycie konferencji zachodniej – starcie Clippers z Wolves – zakończył się wynikiem 89:88. Czyżby zespoły rozegrały tylko po 3 kwarty i poszły do domu? A może użyto wehikułu czasu i rozegrano mecz w tempie z przełomu lat 80′ i 90′?
Otóż nie. To fakt, oglądaliśmy najlepszą w lidze defensywę Clippers, oraz bardzo udany mecz w obronie nie tak dobrej na co dzień defensywy Clippers. Przede wszystkim jednak oglądaliśmy mecz stojący pod znakiem ogromnej nieskuteczności. Mieliśmy 3/10 z dystansu Anthony’ego Edwardsa, 3/11 Paula George’a, 2/7 Townsa, 0/6 Hardena, czy 1/4 Kawhi Leonarda. Poniżej 30% z dystansu po każdej ze stron, plus niewysoka skuteczność z gry ogólnie.
Znamienny dla tego meczu był występ Jamesa Hardena. Trafił okrągłe 0/10 z gry, przez 34 minuty notując tylko 4 punkty, ale też 5 zbiórek i 10 asyst przy tylko 1 popełnionej stracie:
Był na parkiecie tylko jeden zawodnik, który trafiał swoje rzuty. Norman Powell, który nie pierwszy raz próbował ratować ofensywę Clippers, gdzie mamy przecież Hardena, George’a, czy Kawhi Leonarda. Powell przez 27 minut z ławki trafił 6/8 za trzy, zdobywając 24 punkty, trzymając zespół w meczu do końca:
Gdyby nie Powell, nie udałoby się Clippers wygrać tego meczu, ale nie on był najlepszy na parkiecie. Liderem był bez cienia wątpliwości Kawhi Leonard, który nie pudłował z dystansu, tylko piłował swoje rzuty z półdystansu i dostając się do obręczy na 12/26 z gry i 32 punkty:
Bardzo pechowo rozpoczął się dla Knicks mecz z Cleveland Cavaliers. Zespół, który i tak jest od dłuższego czasu przetrzebiony kontuzjami, musiał przez praktycznie całe starcie radzić sobie dodatkowo bez swojego lidera, Jalena Brunsona. Doznał on groźnie wyglądającej kontuzji kolana, która – jak się na szczęście okazało po badaniach – jest prawdopodobnie nie tak poważna:
Bez Burnsona na pozycji rozgrywającego pozostał jedynie Miles McBride, który z tego tytułu rozegrał aż 47 minut i 13 sekund meczu. Dosłownie – po tym, jak Brunson doznał kontuzji w 47 sekundzie, McBride wszedł i do końca meczu nie zszedł już z boiska. W tym czasie dostarczył 16 punktów i 5 asyst:
DEUCE MCBRIDE.
— NBA (@NBA) March 4, 2024
TOO SHIFTY. 😤 https://t.co/yehgUUci1M pic.twitter.com/lIi96FeEyw
W kontekście braku nominalnego rozgrywającego cenna okazała się gra centra, Isaiah Hartensteina, który oprócz 8 punktów i 7 zbiórek dał też 8 asyst. Nieoceniony był również Josh Hart, który do 13 punktów dorzucił aż 19 zbiórek (skrzydłowy 193 cm!!!) i 10 asyst:
Zwycięstwa Knicks nie byłoby jednak gdyby nie nieobecność Donovana Mitchella w Cavs świetny występ Donte DiVincenzo. Odbił się on po ostatnim fatalnym rzutowo występie i i dziś trafił 6/14 za trzy na 28 punktów, 6 zbiórek, 4 asysty i 3 przechywty:
Sporo emocji dostarczył pojedynek Suns z Thunder. Stało się tak za sprawą potęznego, choć ostatecznie nieudanego comebacku Phoenix. Oklahoma w trzeciej kwarcie wyszła na prowadzenie różnicą 24 oczek i wydawało się, że to już po przysłowiowych ptakach. Nic bardziej mylnego. W ostatnich minutach trzeciej odsłony meczu Suns poszli w run 27:7, sprawiając, że ostatnia kwarta miała jeszcze trochę emocji do zaoferowania.
Emocje te zakończył na kilka minut przed końcem Shai Gilgeous-Alexander, trafiając kolejny rzut z półdystansu na 6 oczek przewagi. Shai w samej tylko 4. kwarcie zdobył 11 punktów:
Drugą połowę, od kiedy zaczął się wielki comeback Suns, oglądało się jednak bardzo przyjemnie. Zwłaszcza Jusufa Nurkicia, kóry nie zostawił suchej nitki na łykowatym Checie Holmgrenie. Potężny Jusuf Nurkic zdobył 14 punktów, 4 asysty… oraz 31 zbiórek! To nie tylko jego rekord kariery, ale także rekord sezonu i najwyższa zdobycz w kategorii zbiórek od 14 lat! Ostatnim, który tego dokonał, był Kevin Love w 2010 roku. Mecze na 30 zbiórek mieliśmy w międzyczasie tylko trzykrotnie. W 2012 zrobił to Andrew Bynum, w 2018 Dwight Howard, a w 2021 Enes Freedom. Przed Kevinem Love w 2010 roku, ostatni mecz na przynajmniej 30 zbiórek to Charles Barkley w 1996 roku. Co chcę przez to powiedzieć – to dosyć rzadkie indywidualne osiągnięcie:
Pomimo świetnej postawy Suns i dużego zapału do odwrócenia losów meczu, losów tych odwrócić się nie udało. Górą znów byli Thunder, którzy po porażce Timberwolves z Clippers wrócili na fotel lidera konferencji zachodniej. Ich lider, Shai Gilgeous-Alexander uzbierał 35 punktów, 8 zbiórek, 9 asyst i 3 przechwyty:
Spora niespodzianką zakończył się mecz Sixers z Mavericks, w którym to Philly bez Embiida (z Mo Bambą w pierwszej piątce!) okazali się lepsi od swoich rywali. Nie pomógł kolejny udany mecz Doncicia z triple-double na 38 punktów. Nie pomógł fakt, że Sixers na rozegraniu prowadził Kyle Lowry z 1/9 skuteczności z gry.
Dobry mecz na 24 punkty zagrał Tyrese Maxey, nieźle z ławki zagrał Kelly Oubre dostarczając 21 oczek (choć tylko 1/7 za trzy), a punktowym liderem był stający regularnie w tym sezonie na wysokosci zadania Tobias Harris – autor 28 punktów i 5 zbiórek:
Paolo Banchero w ogniu:
Orlando Magic dość wyraźnie ograli Detroit Pistons, radząc sobie z ich młodocianym atletyzmem:
Najlepszy na boisku Paolo Banchero uzbierał 29 punktów, 8 zbiórek i 5 asyst:
3/4 za trzy Victora Wembanyamy jak u rasowego rzucającego skrzydłowego:
San Antonio Spurs wygrali z Indianą Pacers, wykorzystując kolejny fatalny mecz Tyrese Haliburtona. Nie tak fatalny jak w sobotę, ale wciąż kiepski. Haliburton dostarczył dziś 12 punktów i 8 asyst, ale trafił tylko 4/16 z gry, w tym 0/6 z dystansu.
Dobrze za to zaprezentował się Jeremy Sochan, któremu odpowiada gra przeciwko tak wybieganym rywalom. Sochan zdobył łącznie 12 punktów, 8 zbiórek i 4 asysty:
Najjaśniej błyszczał jednak rzecz jasna Victor Wembanyama, który przez 31 minut zdobył 31 punktów, 12 zbiórek, 6 asyst i 6 bloków:
Toronto Raptors wygrali z Charlotte Hornets pomimo braku Scottiego Barnesa. Bardzo udany mecz rozegrał dla nich Immanuel Quickley, zdobywając 22 punkty, 7 zbiórek i 11 asyst: