Wyniki NBA: Skandal sędziowski w meczu Knicks! Gorrrący Jaime Jaquez Jr.!
Detroit Pistons przegrali minionej nocy swój szósty mecz z rzędu mecz, ósmy w 10 ostatnich meczach i 49. w całym sezonie. Nie trzeba być ekspertem żeby dojść do wniosku, że Detroit Pistons to nie jest dobra drużyna koszykówki. Dziś grali jednak dobrze i w końcówce mieli swoją szansę, żeby odnieść 10. zwycięstwo w sezonie – można powiedzieć, że jubileuszowe.
Szansę tę odebrał im sędzia.
Na niespełna pół minuty przed końce, przy przewadze Pistons jednym punktem, rozpoczęła się jedna z najbardziej szalonych sekwencji, jakie w życiu widziałem. Nie opisze tego, musisz zobaczyć:
Kiedy Donte DiVincenzo podał piłkę prosto w ręce Ausara Thompsona, wydawało się, że to już po wszystkim. Piłka jednak raz jeszcze trafiła do zawodników Knicks po tym, jak z pełnym impetem wpadł mu pod nogi wspomniany DiVincenzo.
To był faul i to dość oczywisty. Potwierdza to raport pomeczowy, w którym sędziowie po analizie wideo przyznają, że niesłusznie nie odgwizdali przewinienia.
Trener Monty Williams był wściekły. Przyszedł na konferencję prasowa, wygłosił w emocjach swoje zdanie na ten temat… Po czym wstał i wyszedł. Zapłaci za to karę, ale chyba musiał dać upust tym emocjom:
„I gdzie są teraz nowojorskie media? Absolutnie najgorsze sędziowanie w sezonie. Brak gwizdka. Wystarczy tego. Wszystko zrobiliśmy jak trzeba, powiadomiliśmy ligę, wysłaliśmy nagrania. Zmagamy się ciągle z tym samym syfem w kółko. Mieliśmy szansę wygrać mecz, a gość zanurkował w nogi Ausara [Thompsona – przyp. red.] i nie było gwizdka. To jest abominacja. Nie możesz czegoś takiego nie zauważyć w meczu NBA. I tyle. Mam już dość gadania na ten temat; mam dość tego, że nasze chłopaki pytają: co więcej mogliśmy zrobić, trenerze? Ta sytuacja to idealny przykład tego, z czym zmagamy się przez cały sezon. Wystarczy tego. […]”
– trener Monty Williams
TOR – IND – 130:122
DET – NYK – 111:113
BKN – MEM – 111:86
MIA – SAC – 121:110
Napisałem, że Detroit Pistons grali dobrze. Ich rywalami byli mocno osłabieni, ale wciąz bardzo groźni Knicks. Tymczasem świetnie wypadł Jalen Duren, do 11 punktów dokładając 16 zbiórek i 4 asysty. Świetnie – zwłaszcza w obronie – wypadł Ausar Thompson, do skromnych 7 punktów dodając 4 zbiórki, 3 asysty i 3 przechwyty. Przede wszystkim jednak świetny w roli lidera był Cade Cunningham – autor 32 punktów, 5 zbiórek i 8 asyst na skuteczności 5/7 z dystansu:
Knicks przez cały czas byli jednak w grze i na końcu – z pomocą sędziego niestety – udało im się to wykorzystać. Nie ma zaskoczenia w tym, że Knicks w grze trzymał głównie Jalen Brunson, który uzbierał łącznie 35 punktów i 12 asyst:
Miami Heat byli tej nocy skazywani na pożarcie. Nie tylko dlatego, że co do zasady prezentują w tym sezonie gorszą formę niż ich rywale, Sacramento Kings. Przede wszystkim dlatego, że karę zawieszenia odbywał Jimmy Butler, Nikola Jovic i Thomas Bryant. W połączeniu z brakiem Tylera Herro i Terry’ego Roziera, którzy zmagają się z bólem kolana (każdy swojego, nie wspólnego kolana) oraz Josha Richardsona, okazało się, że Heat mają dziś bardzo krótką rotację.
W pierwszej piątce na rozegraniu wyszedł zapomniany już trochę Delon Wright, a z ławki na dobra sprawę pograł tylko Haywood Highsmith. Kevin Love wszedł jeszcze na 15 minut, a Cole Swider i Alondes Williams zagrali ogony.
Do tego Duncan Robinson – w meczu, w którym tak liczy się występ każdego, kto akurat może grać – trafia 0/6 za trzy i 1/11 z gry.
Efekt? Druzgocąca porażka z Kings? Skąd! Imponujące zwycięstwo! Już na starcie 4. kwarty Heat prowadzili róż nicą aż 20 oczek. Kings co prawda rzucili się jeszcze w pogoń i zniwelowali straty, ale wsad Caleba Martina na niespełna minutę przed końcem rozstrzygnął to widowisko:
Dziwny to był mecz Duncana Robinsona. Faktycznie, trafił fatalne 1/11 z gry, natomiast rozdał najlepsze w karierze 11 asyst i zanotował plus/minus na poziomie aż +25, zdecydowanie najwyższy w zespole:
Tym, który błyszczał jednak najjaśniej po stronie Heat był ich debiutant, Jaime Jaquez Jr.. Jaime zasługuje na to, żeby zdjąć mu to „Jr.” zza nazwiska, bo rusza się tak, jakby był w tej lidze już od 25 lat:
Jaquez zdobył aż 20 ze swoich 26 punktów w drugiej połowie, w której to Heat na dobre odjechali rywalom. Do 26 oczek dodał 5 zbiórek, 2 asysty i 3 przechwyty. Trudno z kolei policzyć ile zrobił w całym meczu piruetów:
Do gorrrącego Jaime Jaqueza dołączył Bam Adebayo, który nie tylko zatrzymał Domantasa Sabonisa na 14 punktach, ale sam zdobył 28 oczek, 10 zbiórek i 7 asyst:
Toronto Raptors wygrali z Indianą Pacers, ale w końcówce musieli uważać, bo wynik był całkiem bliski. Immanuel Quickley nie jest jednak głupi. Wie, że gra na czas mu się opłaci. Rzeczywiście się opłaciła, bo obrona rywali straciła w pewnym momencie cierpliwość:
Indiana Pacers są mocno zależni od Tyrese Haliburtona. To skomplikowane. Kiedy bowiem nie grał, Pacers radzili sobie pod jego nieobecność. Kiedy jednak gra, musi grać dobrze. Dziś był fatalny – trafił 2/11 z gry na 9 punktów, rozdał skromne jak na siebie 7 asyst i zanotował plus/minus na poziomie -16. Słabsze mecze zdarzają mu się coraz częściej.
Dobry mecz rozegrali z kolei Raptors, na czele z ich debiutantem. Gradey Dick z ławki przez 22 minuty trafił wszystkie 4 oddane trójki na 18 punktów, 5 zbiórek i 2 asysty:
Najjaśniejszą gwiazdą był jednak oczywiście Scottie Barnes, który zanotował swoje 5. w karierze triple-double. Zdobył on 21 punktów, 12 zbiórek, 12 asyst, a wszystko to okrasił aż 5 blokami:
Brooklyn Nets bardzo łatwo poradzili sobie z Memphis Grizzlies, zatrzymując ich na zaledwie 86 zdobytych punktach. Najlepszy na Brooklynie był Dennis Schroeder, zdobywając 18 punktów, do których dołożył 5 asyst: