Wyniki NBA: Pelicans koszmarem Kings, Tyler Herro ratuje Miami Heat!
Sacramento Kings po raz SZÓSTY w tym sezonie przegrywają z New Orleans Pelicans. Sześć porażek z rąk jednej ekipy w jednym sezonie. Ta ostatnia wyjątkowo bolesna, bo pozbawiająca Kings szans na Playoffy. Pelicans będą im się śnili przez całe wakacje. Ała:
CHI [9] – MIA [8] – 91:112
SAC [9] – NOP [7] – 98:105
Sacramento Kings odpadają z turnieju Play-In i nie zagrają w Playoffach. W pierwszej rundzie przeciwko rozstawionym z pierwszego miejsca Thunder zagrają za to New Orleans Pelicans i czy nie powinniśmy się byli tego spodziewać? Kings nie mogli w tym sezonie wygrać z Pelicans. Nie po pięciu kolejnych, przekonujących zwycięstwach Nowego Orleanu.
Pelicans zagrali bez Ziona Williamsona, który pod koniec poprzedniego meczu doznał urazu ścięgna udowego. Wprowadziło to pewne obawy, bo Zion gral jednak wówczas świetnie przeciwko Lakers, podczas gdy koledzy nie dowozili. Dziś Ziona nie było, a CJ McCollum znowu nie dowiózł – 7 punktów, 3/8 z gry, 3 asysty i 4 straty, bardzo słaby występ. Udało się jednak znaleźć kogoś ciągnącego ofensywę i byl to Brandon Ingram.
Pierwszy tak dobry mecz po długiej przerwie spowodowanej kontuzją. Spędził na parkiecie 37 minut wiedząc, że musi oddawać rzuty. Trafił więc 10/20 z gry na 24 punkty, 6 zbiórek, 6 asyst i całkiem widowiskowy blok:
Sacramento Kings ugryzły niestety urazy Monka i Huertara i najzwyczajniej w świecie nie było komu rzucać. Mecz ten rozbił się o (nie)skuteczność Kings z dystansu na poziomie 26,8%. Solidne 3/5 trafił Harrison Barnes, ale poza nim mieliśmy 2/7 Keegana Murray’a, 0/4 Keona Ellisa, czy 2/6 z ławki Daviona Mitchella. Próbował De’Aaron Fox, który jednak na aż 16 oddanych trójek trafił zaledwie 4.
Trzeba jednak oddać Foxowi, że próbował brać ciężar meczu na siebie. Zdobył 35 punktów i walczył tak długo, jak była jeszcze nadzieja. Zabrakło mu potrzebnego ofensywnego wsparcia:
Przydałby się Kings tak dobry występ Keegana Murray’a jak ostatnio przeciwko Warriors. Niestety dziś jego udziałem padło zaledwie 11 punktów, a na jego usprawiedliwienie – doznał on w trakcie meczu jakiegoś urazu w trakcie upadku:
W przeciwieństwie do starcia z Lakers, dziś większe minuty otrzymał Jonas Valanciunas, który znacznie lepiej pasuje stylistycznie do match-upu z Domantasem Sabonisem. Valanciunas stanął na wysokości zadania i w 26 minut zdobył aż 19 punktów i 12 zbiórek, z czego 6 w ataku. Valanciunas, razem z Trey’em Murphym (który rozegrał bardzo dobre 43 minuty) pozwolili Pelicans nie tylko nie przegrać z Kings pod obręczami, ale być zespołem lepszym – skuteczniejszym rzutowo i na zbiórkach:
Miami Heat jednak – pomimo wszystkich przeciwności, kontuzji tak wielu zawodników – awansują do Playoffów. Tam odbędzie się klasyk ostatnich lat, czyli ich seria z Bostonem. Tym razem jednak Heat nie wydają się mieć większych szans na podjęcie rywalizacji…
Co w ogóle nie zraża kibiców. Posłuchaj tylko:
„WE WANT BOSTON!
WE WANT BOSTON!”
„Oni są oczywiście najlepszą drużyną pod względem liczb, statystycznie, w całej lidze. Będzie to dla nas olbrzymie wyzwanie, ale do tego jesteśmy stworzeni, jesteśmy tym podekscytowani. No i musimy nadrobić za Jimmiego, więc stawimy się w Bostonie z doskonałą mentalnością, z dobrym podejściem i będziemy gotowi na wszystko.”
– Tyler Herro
Trzeba przyznać Tylerowi Herro, że ma w sobie godny pozazdroszczenia entuzjazm.
Miami Heat zagrali dziś bez kontuzjowanych Jimmiego Butlera, Josha Rochardsona i Terry’ego Roziera a i tak udało im się poradzić sobie z Chicago Bulls, za co należą im się sowa uznania. Trener Erik Spoelstra – w swoim stylu – był bowiem w stanie wyczarować trochę ofensywnej produkcji z zespołu, w którym na papierze coś ugrać z piłką potrafi tylko Tyler Herro. Jednocześnie udało się zatrzymać Coby White’a na 5/16 z gry, pomimo nie posiadania w składzie żadnego obwodowego obrońcy poza grającym 25 minut Calebem Martinem.
Heat nie faulowali, dostawali się na linię ponad dwa razy częściej niż rywale i trafiali trójki na skuteczności ponad 42%. Wszystko grało na miarę możliwości:
Było komu stawić się do gry. Zaskoczył Kevin Love z ławki, który w 12 minut zdobył aż 16 punktów, wymuszając na rywalach aż 10 rzutów wolnych i notując rewelacyjny plus/minus na poziomie +19. Świetnie zagrał też w końcu debiutant Jaime Jaquez, który do 21 punktów dołożył 6 zbiórek i 6 asyst. Bam Adebayo… No on znowu przeszedł obok meczu – 5/8 z gry, 13 punktów i Heat nie wyglądali źle, gdy za niego grali Love z Highsmithem. No ale przede wszystkim uratował sezon Miami Tyler Herro. Trafił 8/17 z gry, w tym 4/9 za trzy, zdobywając 24 punkty, 10 zbiórek i 9 asyst. Plus/minus na poziomie +32. Linijka godna jakiegoś Luki Doncicia: