Wyniki NBA: Noc blowoutów! Bucks zmiatają Celtics, 62 punkty przewagi Thunder!
To była noc naznaczona absolutnymi blowoutami. Był nawet w TNT taki zabawny moment, kiedy chciano przejść do któregoś z trzech trwających meczów, ale będący w studio Ernie Johnson przytomnie zauważył, że w każdym z nich przewaga jednego z zespołów i tak wynosi ponad 20 punktów.
Najbardziej szokujący z tych wszystkich meczów zakończonych wysokim zwycięstwem jest starcie Bucks z Celtics, bardzo wysoko wygrane przez ekipę z Milwaukee. Boston przegrywał różnicą 35 punktów już po pierwszej połowie, trafiając przed zmianą stron 1/16 za trzy (6%), pozwalając Bucks trafić 11/22. W pewnym momencie Milwaukee zdobyło 24 kolejne punkty bez odpowiedzi rywali:
BKN – CLE – 102:111
BOS – MIL – 102:135
POR – OKC – 77:139
NYK – DAL – 124:128
PHX – LAL – 127:109
Dla Bostonu pewnym usprawiedliwieniem może być kalendarz. Był to dla nich nie tylko mecz w back-to-back po podróży z Bostonu do Milwaukee, ale przy okazji 3. mecz w przeciągu 4 dni. Trener Mazulla po tej kompromitującej pierwszej połowie wywiesił białą flagę, nie męczył dalej swoich liderów grających na niezbyt świeżych nogach. Po przerwie na parkiet wyszła piątka Pritchard-Mykhailiuk-Stevens-Hauser-Kornet. Nikt ze starterów nie wyszedł już na parkiet.
Bucks, utrzymując absurdalnie wysokie prowadzenie, widząc rezerwowy skład Bostonu, zachęceni zostali, by tez dać pograć zmiennikom. Stąd w drugiej połowie sporo grania Thanasisem Antetokounmpo, Chrisem Livingstonem, czy AJ Greenem. Stąd też najlepszy strzelec w tym meczu, czyli także grający z ławki Bobby Portis. Przez 21 minut zdobył on 28 punktów i 12 zbiórek, trafiając 5/6 za trzy.
Jedynym meczem, który nie zakończył się tej nocy wyraźnym zwycięstwem jednej z ekip, było starcie Knicks z Mavericks. Mecz rozstrzygnął się na samym finiszu, kiedy po festiwalu zbiórek ofensywnych Josh Green posłał trójkę zamykającą mecz:
Grający bez Luki Doncicia Mavericks (kostka), wysoko wygrywali przez praktycznie cały mecz. Już w pierwszej kwarcie prawie uciekli na 20 punktów, przewagę utrzymując (w mniejszym lub większym stopniu) praktycznie przez cały mecz. 'Praktycznie’ przez cały, bo w czwartej kwarcie Knicks udało się odrobić straty, w dużej mierze dzięki 12 punktom Jalena Brunsona – to jemu zawdzięczamy jedyną zaciętą końcówkę tej nocy:
Mavs ostatecznie wyszli z tej sytuacji obronną ręką, prowadzeni przez Kyrie Irvinga, który – to już chyba żadne zaskoczenie – jako dominujący na piłce gracz czuje się jak ryba w wodzie. Jego udziałem padły dziś 44 punkty, 4 zbiórki i 10 asyst:
Emma Stone wywołała niemałe poruszenie na ławce rezerwowych Suns. Trudno się dziwić. Bradely Beal prawie doznał urazu karku:
Dobry humor zawodników Suns tej nocy nie wynikał jednak jedynie z obecności pięknych celebrytek, a przede wszystkim z bardzo pewnego zwycięstwa nad Los Angeles Lakers. To już od pierwszej kwarty nie było wyrównane widowisko. Kiedy LeBron James trafia 3/11 z gry, zdobywając 10 punktów, 5 zbiórek i 9 asyst, gra Jeziorowców się nie klei.
Kleiła się za to gra Bradley’a Beala, który zdobył 37 punktów, 6 zbiórek i 4 asysty, trafiając rewelacyjne 8/10 za trzy:
Chet Holmgren jest wyjątkowy, to i wyjątkowe „rzuty” wpadają mu do kosza:
Tu mieliśmy chyba największą deklasację. Portland Trail Blazers trafili całe 77 punktów przeciwko Thunder, przegrywając ostatecznie różnicą aż 62 punktów. Tak, Thunder rzucili prawie drugie tyle, co ich rywale. Zaledwie 22% za trzy i 27% trafień z gry Portland musiało się tak skończyć.
Wspomniany Chet Holmgren zdobył 19 punktów, 4 zbiórki i 3 asysty w 20 minut, Shai Gilgeous-Alexander w 21 minut zdobył 31 punktów, a większe minuty grali rezerwowi. Skromne 22 minuty rozegrał też Josh Giddey, który w tym czasie zdążył jednak zanotować swoje 9. w karierze triple-double na 13 punktów, 10 zbiórek, 12 asyst i 3 bloki:
Na końcu mecz w Paryżu, który rozgrywany był pomiędzy Cavaliers a Nets, czyli – co tu dużo mówić – NBA nie wysłała do Europy tego co ma najlepsze. Końcowy wynik to teoretycznie niewielkie 9 punktów przewagi na korzyść Cavs, ale mecz ani przez moment nie był wyrównany i od początku do końca toczył się pod dyktando Cleveland. W głównej mierze pod dyktando Donovana Mitchella, który zdobył w Paryżu 45 punktów, 12 zbiórek, 6 asyst i 4 przechwyty (i 7 strat):