Wyniki NBA: Embiid wraca i wygrywa mecz! Wielki pojedynek Jokica z Wembym, GSW w gazie!
Wrócił! W końcu wrócił i to jak wrócił! Jakby był tu przez cały czas – zmienił tylko fryzurę.
Mowa oczywiście o Joelu Embiidzie, który wybiegł na parkiet kiedy tylko pojawiły się informacje, że „może jeszcze w tym tygodniu”. No i był gotowy. Zagrał co prawda skromne jeszcze 29 minut, ale wyglądał przez te pół godzinki bardzo świeżo. No i wygrał Sixers mecz w końcówce. Zdążyliśmy zapomnieć jakim potworem w defensywie jest Joel:
MIL – WAS – 113:117
LAL – TOR – 128:111
NYK – MIA – 99:109
OKC – PHI – 105:109
HOU – MIN – 106:113
CLE – UTA – 129:113
SAS – DEN – 105:110
LAC – SAC – 95:109
DAL – GSW – 100:104
W zeszły weekend oglądałem League Passa (o dziwo działał) z kolegami, którzy nie śledzą NBA jakoś bardzo wnikliwie i zastanawiali się: Kto właściwie gra w tych Thunder oprócz Shaia i Cheta, że są tak wysoko w tabeli?
Nie dziwię się, że mniej wnikliwy fan ma z tym problem: Kiedy z gry wypada Jalen Williams, w jego miejsce w pierwszej piątce wskakuje Jaylin Williams i pełni w zasadzie podobną rolę. Jak tu nadążyć.
Thunder grali nie tylko bez Jalena Williamsa, ale też bez Shaia Gilgeous-Alexandra. Bez tej dwójki gra na piłce w ataku pozycyjnym trochę kulała. Wspomniany Williams (Jaylin!) zaliczył co prawda aż 12 asyst, ale trafił też tylko 2/8 z gry. W ataku błysnął właściwie tylko Chet Holmgren zdobywając 22 punkty i 7 zbiórek. Taki chudy to wszędzie się wciśnie:
No ale to był Joel-Embiid-Show. Bez Tyrese Maxey’a i bez De’Anthony’ego Meltona ograli czołówkę zachodu (też z kontuzjami, ale jednak) i można się zacząć zastanawiać, czy ci Sixers – nawet z nisko rozstawionych miejsc, po turnieju Play-In – nie będą przypadkiem groźni w Playoffach. Maxey, Hield, Oubre, Harris – jest tam trochę składu, który przy grającym duże, efektywne minuty Embiidzie może zaskoczyć.
Pytanie, jak będzie za te dwa tygodnie wyglądał Embiid na większych niż dziś minutach. Dziś zdobył 24 punkty, 6 zbiórek i 7 asyst, wygrał mecz w końcówce (oczywiście trafionymi wolnymi – oczywiście) i dał duży powiew optymizmu:
Zawsze kiedy gra Jokic, można wkleić jego podanie, które zasługiwałoby pewnie na topkę roku. Jokic do NFL:
Drugą historią tej nocy (trochę ich było!) po powrocie Embiida, był pojedynek Jokicia z Wembanyamą. Pojedynek świetny. Na tyle dobry, że Spurs – bez Sochana i Vassella – byli nawet blisko ogrania obrońców tytułu. Widać, że Wmeby’ego motywuje starcie z taką postacią jak Joker. Dał więc show na 23 punkty, 15 zbiórek, 8 asyst i aż 9 bloków. Blisko do quadraple-double, bardzo blisko. Na tym etapie jest chyba jasne, że Wembanyama prędzej czy później zostanie piątym graczem w historii, który tego dokona. Zaczynam sądzić, że prędzej niż później.
Nie tylko młody Wembanyama był tym starciem zmotywowany. Nikola Jokic zaliczył tej nocy nawet kilka wsadów (!), wiedząc, że Wemby może łatwo zablokować wszystko inne. Jeśli Jokic podnosi tyłek, żeby dać z góry, to znaczy że naprawdę mu zależy.
Serb ten pojedynek oczywiście wygrał i wygrał go w ładnym stylu: 42 punkty, 16 zbiórek, 6 asyst. Warto to nadrobić, serio:
Narzekamy na to, że w NBA za dużo się gwiżdże kontaktu, prawda? Prawda, ale no cóż, akurat tego się nie gwizdnęło:
Golden State Warriors mieli nad ranem wyrównane do samego końca starcie z Dallas Mavericks. Starcie niełatwe, bo przecież Dallas wygrali 9 z 10 ostatnich meczów.
Warriors jednak też są dobrej dyspozycji. Zanotowali tej nocy piąte zwycięstwo z rzędu, motywowani oddechem Rockets, który poczuli przez chwilę na plecach w tabeli.
Na końcu tym, co zadecydowało, było świetne defensywne posiadanie Draymonda Greena. Warriors będą żyć z Draymondem w takich sytuacjach i umierać, kiedy ten wylatuje z boiska w trzeciej minucie za pyskówki. Przynajmniej są emocje:
Luka Doncic był świetny – jak zawsze ostatnio. Zdobył 30 punktów, 11 zbiórek i 12 asyst, ale to nie wystarczyło. Steph Curry? Nie był to wielki pojedynek dwóch liderów. Steph zagrał cichy mecz na 13 punktów, 7 zbiórek i 7 asyst. Ofensywa Warriors była wyjątkowo kolektywna. Najwięcej – bo 23 punkty – zdobył Andrew Wiggins. Po kilkanaście punktów notowało jednak aż 5 innych zawodników, a na listę strzelców nie wpisało się tylko wspomnienie po Kevonie Looney’u.
W Minneapoli oglądaliśmy starcie być może dwóch najbardziej kocich zawodników NBA. W lewym narożniku mamy wanna-be młodego Jordana, Anthony’ego Edwardsa, który lata nad obręczami:
W prawym narożniku z kolei mającego niespotykaną kontrolę nad swoim ciałem Jalena Greena, walącego tróje po koźle i czarującego w powietrzu:
Indywidualnie lepszy mecz zagrał Jalen Green – zdobył 26 punktów i 6 asyst, kiedy Edwards pudłował wszystkie 6 oddanych trójek. Wolves to jednak lepszy zespół, niezależnie od dyspozycji lidera. Mają nie tylko świetnych w obronie Goberta i McDanielsa, ale też Naza Reida, który pod nieobecność Townsa zdobywa po prostu punktu. Dziś 25 oczek – nie wiem, czy jest w lidze ktoś lepiej imitujący w ataku Townsa niż właśnie Reid:
Milwaukee Bucks w starciu ze słabiutkimi Washington Wizards, Giannis Antetokounmpo robi potężne triple-double na 35 punktów, 15 zbiórek i 10 asyst; Khris Middleton dokłada 24 punkty, 9 zbiórek i 6 asyst… Bucks wygrywają taki mecz, prawda?
Nie!
Bucks są w tym sezonie już 1-5 bez Damiana Lillarda, którego – na ich nieszczęście – boli pachwina. Pod jego nieobecność w pierwszej piątce ewidentnie kontuzjowany Pat Beverley trafił 1 rzut, a Malik Beasley kopał się po czole na 2/13 z gry. Nie był to obwód ani dający coś w ataku, ani w obronie.
Podczas gdy Giannis przejeżdżał się po Anthonym Gilu i Tristanie Vukcevcu (nowy nabytek Wizards z EuroLigi, jest niezły), punkty rzucał im Corey Kispert. Nawet nie Jordan Poole (13 asyst), ani Kyle Kuzma (nie gra). Corey Kispert trafił 10/18 z gry, zdobył 27 punktów i odesłał do domu jednych z faworytów do wygranej na wschodzie.
Nie wygląda to dobrze. Zarówno w kontekście Bucks, jak i ogólnie wschodu, na którym ci Bucks są jednym z głównych faworytów do walki z Celtics o Finały.
Heat w końcu zaczynają mieć w Terrym Rozierze tego gracza, na którego liczyli. Przy kolejnym cichym występie Jimmiego Butlera (17 punktów) i Bamie Adebayo zatrzymującym niemal Hartensteina, Robinsona i Achiuwę po drugiej stronie (łącznie 6 punktów tej trójki), Rozier zdobył 34 punkty, trafił 8/11 za trzy, w tym w najważniejszych momentach, w zaciętej końcówce:
Sacramento Kings pokonali Clippers, którzy to – wydawało się – wychodzą powoli z dołka. Ich wychodzenie z dołka zniweczył jednak Kawhi Leonard, a w zasadzie jego kolano, które uniemożliwiło mu dziś grę. Zdrowie Leonarda – po całym zdrowym sezonie – przed Playoffami zaczyna niepokoić.
Robił pod koszem co chciał Domantas Sabonis. Na jego konto wpadły 22 punkty, 20 zbiórek i 9 asyst w 35 minut. Clippers mieli tylko 20 punktów z ławki Westbrooka – mało:
Wsad meczowy pod nogą? Nie taki częsty widok:
Los Angeles lakers ograli pewnie Toronto Raptors, a do grona zawodników, którzy zdobyli w karierze 10 tysięcy punktów dołączył D’Angelo Russell. Dziś uzbierał najlepsze w drużynie 25, trafiając 7/14 za trzy i dodając do tego 7 asyst:
Cleveland Cavaliers byli lepsi niż Utah Jazz, dominując ich szczególnie pod koszem. Evan Mobley i Jarrett Allen zebrali po 21 punktów: