Wyniki NBA: Doncic sprawia ogromne lanie Bostonowi! Finały dalej trwają!
No oczywiście. Przecież to nie mogło się skończyć TAK PO PROSTU do zera. Nie z tym Bostonem – tym, który w ostatnich dwóch latach po prostu wypuszczał przewagi (czy to przewagę wyniku, czy przewagę parkietu), nie miał instynktu zabójcy. No i oczywiście musieli wyjść dziś na parkiet w Dallas i prowadząc 3-0, z Mistrzostwem na wyciągnięcie ręki, dostać absolutne manto różnicą prawie 40 punktów.
Dallas Mavericks wygrali mecz numer cztery różnicą 38 punktów i jest to wygrana gigantyczna w kontekście Finałów NBA, ale też nie rekordowa. Bulls w 1998 roku wygrywali Game 3 z Jazz różnicą 42 oczek, a Celtics 2008 wygrali 39 punktami nad Lakers. Rekordu więc nie nie było, ale było blisko.
Po tak jednostronnej serii Celtics dostali prawie rekordowy oklep.
Bardzo nie chcę umniejszać, czy odbierać czegoś zawodnikom Dallas, bo na kilku polach zagrali dziś bardzo dobrze (o tym zaraz), ale… To musiało być już rozprężenie Celtics, prawda? Kiedy po trzecim meczu Tatum z Brownem padli sobie w objęcia, Tatum zapewniał, że to tylko emocje chwili, że wcale się jeszcze nie cieszą, że dalej pełne skupienie.
Pełne skupienie było dziś po stronie Mavericks, którzy przed meczem musieli otrzymać od trenera Kidda jakąś przemowę w stylu Braveheart. Siedzisz przed telewizorem, widzisz trafiającego trójkę z rogu Derecka Lively i wiesz, że to nie będzie zwykły mecz. Za chwilę Lively daje z góry po lobie i to jest pierwsza kwarta:
BOS – DAL – 84:122 [3-1]
To był absolutny blow-out – nie było nawet „momentów”, ani niczego, co byłoby blisko momentów. Od początku do końca jechanka ze strony Mavericks. Na przerwę po drugiej kwarcie zespoły schodziły przy wyniku 61-35. Boston Celtics pod wodzą Joe Mazzulli nie zdobył jeszcze tak mało punktów przez połowę meczu. Tak do szatni schodzi najlepsza ofensywa sezonu po zdobyciu 35 punktów w pół meczu:
Nie chcę przesadnie pastwić się nad Bostonem przez wzgląd na to, jak dobry był to zespół do momentu tego meczu. Dziś jednak było bardzo źle i nie trudno nawet wymieniać po kolei: Jayson Tatum 4/10 z gry, Jaylen Brown 3/12 i tylko 1 zbiórki i 2 asysty, Derrick White 2/8 (wszystko zza łuku), Al Horford jeden rzut przez 23 minuty gry. Jrue Holiday z kolei 2 asysty i 5 strat.
Okazuje się, że nagle przy tak słabej, apatycznej wręcz ofensywie Bostonu, można skleić highlighty z gry Luki Doncicia w obronie – gry bardzo zaangażowanej, co warto dodać:
Taką właśnie obosieczną bronią są proste założenia ofensywne. Zazwyczaj grasz prostą zasłonę na szczycie, szukasz Luki Doncicia, grasz 1 na 1 i zdobywasz punkty. W dniu, w którym nie jesteś w stanie tego Doncicia Objechać, kończysz z 85 punktami na koncie.
Dallas byli dziś w końcu wyraźnie lepsi na deskach. W liczbie zbiórek wygrali aż 52:31, zbierając 13 piłek w ataku. Ogromną częścią sukcesu na tym polu był wchodzący z ławki debiutant Dereck Lively. Przez 22 minuty trafił 4/5 z gry na 11 punktów i 12 zbiórek, z czego aż 7 w ataku:
Mavericks byli dziś też skuteczniejsi w rzutach z dystansu. Nie z powodu Luki Doncicia (0/8!), a z powodu… Tima Hardaway’a Jr.! Mavs klasycznie już nie otrzymali wiele wsparcia w ofensywie dla duetu Luka&Kyrie. Pozostali starterzy zdobyli łącznie 18 oczek w tym meczu. Nie to co Tim Hardaway Jr.. Przez całą serię był właściwie nieobecny – do tego meczu spudłował wszystkie 7 oddanych rzutów. Dziś wszedł na 12 minut i trafił 5/7 z dystansu. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że było to już w czwartej kwarcie, kiedy wszystko było przesądzone:
Luka Doncic był dziś imponujący. Dlatego, że aż tak dobrze wyglądał w obronie 1 na 1, ale też dlatego, że widać po nim te kontuzje z którymi gra, a pomimo nich potrafi być najlepszym zawodnikiem na boisku. Nie jest to optimum Doncicia, jest to 0/8 za trzy, jest to „tylko” 5 asyst… Ale jest to wciąż 29/5/5, oraz najlepszy w zespole plus/minus na poziomie +30. Do tego Kyrie Irving dający 21 punktów i 6 asyst: