Wrócił na parkiet, choć w innej roli. Maciej Klima: Teraz bardziej czuję się jak starszy brat, niż kumpel z ławki

Wrócił na parkiet, choć w innej roli. Maciej Klima: Teraz bardziej czuję się jak starszy brat, niż kumpel z ławki

Wrócił na parkiet, choć w innej roli. Maciej Klima: Teraz bardziej czuję się jak starszy brat, niż kumpel z ławki
fot. Materiały prasowe Weegree AZS Politechnika Opolska

16 sezonów, niecałe 500 meczów, ponad 5000 punktów dla łańcuckiego Sokoła. Wieloletni kapitan. Legenda. Emerytowany koszykarz, teraz powraca w roli asystenta trenera. – Emocje, które towarzyszyły mi jako zawodnikowi w trakcie meczu i w ogóle gra, były nie do opisania i były jak… narkotyk. Teraz jest we mnie więcej spokoju, jakbym zażywał połowę dawki – dostrzega Maciej Klima.

Pamela Wrona: Przypuszczałeś, że wrócisz na parkiet, ale w innej roli?

Maciej Klima, drugi trener Muszynianka Sokół Łańcut:
Nie myślałem o tym, ale też nie zarzekałem się, że do tego nie dojdzie. Mam predyspozycje, żeby być w tym co najmniej dobrym, ale przede mną wiele pracy. Pomysłów i determinacji nie powinno mi zabraknąć.

Jak się w niej czujesz i odnajdujesz?

Minęły dopiero dwa miesiące. Gdybym porównywał do bycia zawodnikiem, to wolałbym grać. Ale wracając do domu znów zamęczam żonę Anię historiami z treningu, więc entuzjazm póki co jest.

⁠Pamiętam, jak mówiłeś po zakończeniu kariery, że najtrudniej jest pogodzić się z brakiem gry, rywalizacji oraz z utratą więzi z kolegami z drużyny. Czy to poniekąd powróciło, czy odczuwasz to teraz jednak inaczej?

Trochę powróciło i trochę… jest inaczej. Emocje, które towarzyszyły mi jako zawodnikowi w trakcie meczu i w ogóle gra, były nie do opisania i były jak… narkotyk. Teraz jest we mnie więcej spokoju, jakbym zażywał połowę dawki.

Co do relacji z chłopakami, to dopiero się poznajmy. To fajna grupa. Oczywiście nie zbuduję z nimi tak zażyłej relacji jak kiedyś. Nie siedzimy razem na tylnej kanapie autobusu, nie świętujemy razem wygranych i nie pcham im się do szatni. To ich przestrzeń. Jeśli miałbym do czegoś porównać, to bardziej czuję się jak starszy brat, niż kumpel z ławki.

Są inne emocje, kiedy jest się w sztabie szkoleniowym, a kiedy samemu ma się większy wkład w wynik?

Trochę za wcześnie, żeby sensownie odpowiedzieć. Tak jak wspomniałem, jest we mnie więcej spokoju i to akurat postrzegam jako plus. Zarządzanie drużyną wymaga kontroli wielu aspektów, którymi grając się nie przejmowałem. Każde spotkanie jest dla mnie cenną lekcją.

Czy teraz będąc z boku widzi się trochę więcej?

Na pewno. Żałuję, że będąc graczem nie korzystałem więcej z video, nie analizowałem bardziej swojej gry i zachowań przeciwników. Patrząc z boku, widzisz nie tylko więcej, ale też inaczej. Oglądając grę oczami zawodnika oraz z kamery zawieszonej wysoko nad parkietem, może się okazać, że to zupełnie inne mecze.

Samo patrzenie na koszykówę wraz ze zmianą stanowiska jakoś się zmienia?

Pewnie tak, choć filozofia póki co jest ta sama. Zmieniła się natomiast koszykówka. Próbuję nadgonić. Więcej czasu spędzam chyba nad koszykówką w domu niż w hali na treningach.

Czy bycie byłym koszykarzem, a obecnie drugim trenerem sprawia, że łatwiej jest rozumieć zawodników?

Zdecydowanie. Możliwe, że odpowiednia komunikacja z zawodnikiem to najważniejsze i najtrudniejsze zadanie trenera. Tak jak łatwiej jest dogadać się dwóm utytłanym w smarze mechanikom, tak szybciej znajdą też wspólny język dwaj koszykarze, nawet jeśli jeden z nich jest piekelnie inteligentny, przystojny i będący na emeryturze (śmiech).

⁠Twoje losy i trenera Dariusza Kaszowskiego były splecione przez wiele lat. Jak teraz wygląda wasza współpraca i na co może liczyć?

Uczyłem się koszykówki pod okiem trenera Kaszowskiego. Jeśli w ogóle mam jakiś warsztat to w większości jest on podpatrzony właśnie u niego. Podobnie więc oceniamy boiskowe sytuacje i w ogóle zdecydowanie więcej nas łączy niż dzieli.

Z drugiej strony, różnorodność mogłaby wprowadzić fajny impuls do naszej gry i urozmaiciła trening. Co do relacji – myślę, że płynnie przeszliśmy z opcji trener-zawodnik do trener-asystent i to akurat zasługa trenera Kaszowskiego. Zna się na swojej robocie, a mnie spokojnie wdraża w nowe obowiązki.

To jakie one są?

Najłatwiej określę to mówiąc, że jestem tylko i aż asystentem. To mrówcza i czasochłonna praca, ale konia z rzędem temu, kto będzie w stanie ocenić jej wartość. Jestem też kibicem. Potrafię wymienić jednym tchem wielkie drużyny, prowadzących je trenerów i kluczowych zawodników, ale proszę, nie pytaj mnie kto był w nich asystentem (śmiech). Nie mówię tego z goryczą – raczej ze świadomością, że moim zadaniem jest pomagać trenerowi oraz zawodnikom, bo to na nich spoczywa odpowiedzialność.

Zatrzymajmy się przy skautingu. Co jest kluczowe i jakie narzędzia są nieocenione?

Skauting to rzeczywiście jeden z moich obowiązków, ale trener Kaszowski siedzi nad meczami nie mniej niż ja. To, co przygotuję ja plus to, na co zwrócił uwagę trener Kaszowski, muszę jeszcze przygotować w formie zgrabnego i wartościowego video. Bardziej koncentruję się na indywidualnych predyspozycjach zawodników i ogólnej charakterystyce przeciwnej drużyny.

Oczywiście, pokazujemy zawodnikom sety, z których rywal najczęściej korzysta oraz te, które mogą zaskoczyć nasze zasady w obronie, ale z umiarem. Co do narzędzi, przypadły mi do gustu pokazane przez Daniela Puchalskiego Livetag.pro oraz fastdraw. Daniel, dziękuję!

Czy w tym zadaniu przydaje się to, że znasz wielu zawodników i ligę?

Król jest nagi. Liga jest zupełnie inna niż kiedyś (obcokrajowiec, młodzieżowiec), a znajome twarze najczęściej znajduje w obsadzie sędziowskiej i wśród komisarzy.

Słyszałam wiele razy, że bycie trenerem jest trudniejsze od bycia zawodnikiem. Już się o tym przekonałeś?

Zawodnik przez te dwie godziny lub w trakcie jednostek treningowych pracuje dużo ciężej. Później jednak wraca do domu i… może zająć się czymkolwiek tam chce. Trener zabiera robotę do domu. Co do odpowiedzialności za wyniki zespołu, też spoczywa ona głównie na jego barkach. Nie jest to na pewno także ciepła, pewna posadka. Cóż, nawet jeśli nie brzmi to zachęcająco, to niektórzy odnajdują się w tym i uwielbiają tę pracę. Jak będzie ze mną? Wrócimy do tej rozmowy po rozegranym chociaż jednym sezonie.

Jak zatem ma wyglądać nowy Sokół Łańcut w sezonie 2024/25?

Od ostatniego sezonu w I lidze zmieniło się praktycznie wszystko. Pracujemy razem stosunkowo krótko, ale wystarczająco żeby dostrzec z grubsza nasze braki i atuty. Naszym zadaniem jest pracować na treningach nad pierwszymi, a w trakcie meczu wyeksponować te drugie. Za nami dwa spotkania. Spotkanie z Bydgoszczą pokazało nam możliwości tej drużyny. Tak chciałbym, aby wyglądał Sokół w kampanii 2024/25.

Do zobaczenia na meczach!