Wojciech Jagiełka: Pierwszy krok jest najtrudniejszy, ale trzeba go odważnie postawić

Wojciech Jagiełka: Pierwszy krok jest najtrudniejszy, ale trzeba go odważnie postawić

Wojciech Jagiełka: Pierwszy krok jest najtrudniejszy, ale trzeba go odważnie postawić
fot. Materiały prasowe GKS Tychy

Tworzyli nierozłączny duet i wspólnym wysiłkiem stworzyli solidne fundamenty tyskiej koszykówki. Pracowali razem od trzynastu lat i zaczynali od trzeciej ligi. Trener Tomasz Jagiełka miał w swoim asystencie nie tylko braterskie oparcie, ale przede wszystkim mógł liczyć na jego profesjonalizm, zaangażowanie i oddanie pracy. W ubiegłym sezonie świętowali historyczny sukces pierwszoligowego klubu, po którym przyszedł czas na krok do przodu i spróbowanie swoich sił w ekstraklasie. – Pierwszy krok jest najtrudniejszy, ale trzeba go odważnie postawić – przyznaje Wojciech Jagiełka.

Pamela Wrona: W koszykówce nie zdarza się, spędzić w jednym klubie tyle lat, tworząc razem z bratem nierozłączny duet na ławce trenerskiej. Jak ta sztuka się udała i w jaki sposób się uzupełnialiście?

Wojciech Jagiełka, asystent trenera w Tauron GTK Gliwice: To fajna historia, która rozpoczęła się w momencie, gdy GKS Tychy trafił pod szyld tyskiego sportu. Rzeczywiście, trwało to bardzo długo. Jako dwie młode osoby rozpoczynaliśmy przygodę z trenowaniem, choć mój starszy brat był już wcześniej asystentem trenera w I lidze. Powierzono nam drużynę, jako byłym zawodnikom i rodowitym tyszanom.

Pracę rozpoczęliśmy od trzeciej ligi, następnie dwa razy awansowaliśmy szczebel wyżej i kolejne długie lata – bo ponad dziesięć sezonów – spędziliśmy na zapleczu ekstraklasy.

Zdecydowanie, praca z jedną z najbliższych osób daje dużo swobody. Doskonale się rozumieliśmy i uzupełnialiśmy. Mimo naszych bliskich relacji, potrafiliśmy to rozgraniczyć, bo w koszykówce to on był pierwszym trenerem, a ja drugim. Niekiedy mieliśmy różne zdania. Dużo mnie nauczył i wiele mu zawdzięczam. Zawsze prędzej czy później przychodzi moment, kiedy można spróbować czegoś innego i nabrać nowego doświadczenia. Moje przejście do innego klubu daje mi możliwość większego rozwoju, a jednocześnie mojemu bratu praca z innym asystentem może także przynieść wiele korzyści.

Zajęcie trzeciego miejsca było dobrym momentem, by sprawdzić się w innym miejscu?

Zawsze po jakimś czasie pojawiają się jakieś opcje. W tej sytuacji trwało to dość długo. Po dziesięciu sezonach i historycznym sukcesie, zbieg różnych okoliczności sprawił, że otrzymałem możliwość współpracy z gliwickim klubem. Akurat teraźniejszy prezes Stanisław Mazanek przestał pełnić funkcję asystenta i zrobił się wakat.

GKS to mój klub, który w moim sercu będzie zawsze, dlatego zależało mi na tym, aby wszystko było załatwione jak należy. Po wielu rozmowach między mną, moim bratem, a trenerem Tauron GTK Pawłem Turkiewiczem zdecydowaliśmy, że będzie to dobre posunięcie. Był to dobry czas, ale jestem zarazem zadowolony, że wszystko dobrze się ułożyło.

Czy pomimo doskonałej okazji, trudno było jednak rozstać się z tyskim zespołem, który dawał stabilizację?

To nigdy nie jest proste. Nie jestem sam, mam rodzinę, dlatego to było dla mnie wyznacznikiem. Nie była to łatwa decyzja, bo poświęciłem wiele pracy, serca i czasu temu miejscu, natomiast chciałem się rozwijać. Pierwszy krok jest najtrudniejszy, ale prędzej czy później trzeba go odważnie postawić. Ja zrobiłem to teraz i całą swoją energię skupiam na Tauron GTK Gliwice.

Zatem lokalizacja pomogła w podjęciu decyzji?

Z pewnością miała na to wpływ. Nie zmieniam miejsca zamieszkania, całą najbliższą rodzinę mam w Tychach i nowe miejsce zatrudnienia w niczym nie koliduje. Udało mi się wszystko dostosować pod ekstraklasę.

Jakie były założenia dotyczące waszej współpracy?

Praca asystenta niekiedy różni się pewnymi elementami w zależności od poziomu, natomiast zazwyczaj wszystko wygląda jednakowo. Praca do zrobienia jest wszędzie ta sama. Wiadomo, że w ekstraklasie szczegóły odnośnie opisu zawodników, rozpracowania przeciwnika czy skautingu są dużo trudniejsze, natomiast sądzę, że moje doświadczenie z I ligi było na tyle duże, że mogłem przywyknąć do tego w krótkim czasie i zobaczyć, jak funkcjonuje PLK.

W Tychach pracowaliśmy dobrze. Nie chodzi o to, by wystawiać sobie laurkę, ale zawsze stawialiśmy sobie wysokie i ambitne cele. Nigdy nie szliśmy na skróty. Być może dlatego przejście do innego miejsca jest dla mnie łatwiejsze. Przeskok będzie zawsze, jeśli zmienia się rozgrywki i wszystko różni się detalami, ale obowiązki są wciąż te same. Wysoko stawiając sobie poprzeczkę, nie tak trudno było zaklimatyzować się w nowym otoczeniu.

Pierwsze wnioski?

Zagrywki, sety i cały system jest poniekąd inny. Chodzi przede wszystkim o egzekutorów, czyli wykonawców. Są to jednak inni gracze niż na niższych poziomach. Do tego zagranicznych zawodników może być pięciu lub sześciu i to oni podnoszą standardy ligi. Siłą rzeczy, w I lidze nie ma aż takiej rotacji i skauting, ocena oraz rozpoznawanie koszykarzy po dziesięciu latach nie stanowiła dla mnie najmniejszego problemu. Tutaj, zwłaszcza obcokrajowcy zmieniają się dość często i to generuje dodatkową pracę. W moim odczuciu, to największa różnica patrząc z perspektywy asystenta trenera.

Co więcej, w I lidze dopiero od niedawna może występować jeden zagraniczny zawodnik, a tutaj wszystko odbywa się w języku angielskim, więc to też coś innego niż dotychczas.

Trener Paweł Turkiewicz inaczej prowadzi zespół. O tym, czy jest zadowolony z naszej współpracy, musiałby sam powiedzieć, natomiast ja jestem. Już dowiedziałem się sporo nowych rzeczy, co może mieć przełożenie na nasze lepsze wyniki. Trener, jak i cały pion zarządzający klubem zajmowali się budową składu. Ja wtedy uczestniczyłem w mistrzostwach Europy z kadrą narodową. Pytał mnie o opinię na temat graczy, szczególnie tych, których znałem z parkietów pierwszej ligi oraz o przejrzenie profilów zagranicznych zawodników. Ostatecznie jednak, to zdecydowanie oni odpowiadali za ten proces budowy zespołu.

Mam swoje zadania, które wykonuję w trakcie treningu, prowadzę indywidualne treningi z zawodnikami. Trener jest przekonany, że im więcej zbiorę informacji i wniosków, tym lepiej. Dzielimy się swoimi opiniami i przemyśleniami, które później sam analizuje. Dla mnie priorytetem jest bycie aktywnym. Nie mogę być biernym na takim stanowisku. I tak chyba powinno być, żeby mieć ze sobą dobry kontakt, mieć wobec siebie zaufanie i lojalność, niezależnie od wyników.

Każdy trener ma swoją specyfikę pracy. Pamiętam, jak przed play-off zawodnicy otrzymywali motywujące materiały wideo, które zawierały ich najlepsze momenty z sezonu.

Obecnie, to psychologia odbywa coraz większą rolę w sporcie. Faktycznie, było to zawsze ciekawe. W Tauron GTK żeby dojść do tego punktu, musimy najpierw znaleźć się w play-off (śmiech). Jeśli byłaby taka wola, to jak najbardziej byłbym za tym, aby to kontynuować. Cieszę się, jeśli komukolwiek to pomagało i się podobało – i głęboko wierzę, że tak było.

Praca asystenta też na tym polega. Nie tylko na tym, żeby przygotować głównemu trenerowi raport i wykonać swoje obowiązki związane z grą, ale aby mieć również inny niż pierwszy trener kontakt z resztą sztabu i zespołu. Asystent trenera jest w sztabie i powinien trzymać tę stronę, natomiast ma trochę inne zadania, dlatego powinien zarazem mieć też dobre relacje z zawodnikami.

Poza byciem asystentem w pierwszej lidze, prowadziłeś zespół drugoligowy, jesteś przy kadrach – trzeba szczerze lubić to, co się robi?

Oczywiście. Jeszcze lata temu, obowiązków było więcej, ale jestem coraz starszy i mam świadomość, że robienie wielu rzeczy jednocześnie może i daje większe doświadczenie, ale przez to pewne rzeczy nam uciekają. Kadry wojewódzkie czy narodowe – przedtem U-16, a od tego roku U-18 – to jednak inna odskocznia i doznanie, które można potem wykorzystać i przenieść do swojego zespołu. Praca przy różnych drużynach, nie tylko młodzieżowych i styczność z różnymi szkoleniowcami sprawiała, że miałem inne horyzonty.

Ta zmiana to dla mnie krok do przodu. Na razie nie myślę o tym, co będzie później. Na to składa się wiele czynników, w tym sytuacja rodzinna. Obecnie rodzina jest dla mnie wyrozumiała i wspierająca, za co jestem wdzięczny. Tymczasem, żyję tu i teraz i chcę czerpać z tego doświadczenia jak najwięcej.