Trener Ernak to szef totalny – wnioski po Anwil – Sporting
Nie ukrywam, że obawiałem się tego meczu. Anwil miał za sobą wyczerpujące fizycznie i mentalnie tygodnie i dodatkowo ciągle musiał radzić sobie w osłabieniu. Jednak już w drugiej kwarcie środowego spotkania ze Sportingiem zrozumiałem, że trener Selcuk Ernak ma to wszystko pod kontrolą i nerwy należy odsunąć na bok.
Anwil strasznie mi zaimponował, a zwłaszcza właśnie turecki szkoleniowiec. Kiedy zostało ogłoszone podpisanie z nim kontraktu byłem sceptyczny, nieufny, ostrożny. Taką mam naturę, może trochę podejrzliwą. Po dwóch miesiącach oglądania zespołu z Włocławka jestem jednak już praktycznie w stu procentach przekonany, że na ławce Anwilu siedzi fachowiec. Człowiek, który wielką koszykówkę naprawdę zna i wie, jak się w nią gra. To jest szef totalny, powiem krótko.
Pewność siebie, jaka od niego bije, jest wręcz momentami magnetyczna. To, że Turek prawie w ogóle nie korzysta z przerw na żądanie jest dla większości obserwatorów naszej ligi wręcz szokujące (dla mnie też w jakimś stopniu). Czy kryzys, nie kryzys, akcja specjalna – nie ma, gramy dalej, zespół musi sobie poradzić. No i co najlepsze – naprawdę radzi.
-
Start: 17:30 15/11GDYDZWTYPPowyżej 162,51.82
-
Start: 19:30 15/11WROZIGTYPŚląsk wygra1.44
W Słupsku, w Sopocie, tam się prosiło o przerwanie gry. Także w meczu ze Sportingiem były ze 2 momenty, w których sobie pomyślałem: Dobra, będzie time out, idę wstawić wodę na herbatę. Trener Ernak jednak stoi oparty o bandy reklamowe i czeka, a gra leci dalej. Ta jego pewność siebie spływa na zespół i Anwil nie panikuje, gra dalej swoje i wychodzi z tego mikro kryzysu.
Turek mówił już na konferencjach prasowych nie raz: Ja nie panikuję, mój zespół też nie panikuje. Dodatkowo po ostatnim meczu ligowym w Sopocie tłumaczył, że time out to tylko jedno z narzędzi do kontroli meczu, jakie ma trener. Są przecież jeszcze zmiany, wywołanie zagrywki czy jakiegoś konkretnego schematu. No i niby takie to proste i oczywiste, a jednak wszyscy przecieramy oczy ze zdziwienia, że tak można.
Anwil mecz ze Sportingiem wygrał w mojej ocenie konsekwencją. Early offense (wczesna ofensywa) włocławian było momentami absolutnie przepiękne. Rzuty oddane w pierwszych 10-12 sekundach akcji, nieczekanie na ustawienie się obrony rywala, czasami jeden prosty pick and roll i generowanie masy okazji na punkty – to wszystko wydaje się takie proste, ale jednocześnie wymaga właśnie konsekwencji i wytrwałości, co proste do narzucenia zespołowi nie jest. Po drodze zdarzą się straty, zdarzą się pomyłki (w tym tempie podejmowanie decyzji jest obarczone większym ryzykiem), ale to są wszystko koszty, z którymi jak widać trener Ernak nie ma problemu. Coaching, wiara w swój pomysł i zaszczepienie tego pomysłu w zespole – Turek to zrobił.
Obrazek słaniającego się na nogach Krzysztofa Sulimy, wykończonego Kamila Łączyńskiego – koszykarze Anwilu, także weterani, zasuwają od kosza do kosza i nie ma przebacz. W tej Ernakowej koszykówce nie ma czasu na to, żeby poklepać piłkę, pomasować się o pozycję. Po co kręcić złożoną zagrywkę, skoro pozycje na wczesnym etapie akcji same się czasem znajdują – właśnie dzięki szybkiemu przejściu z obrony do ataku.
To, że Anwil wpadł w takie ryzy, takie schematy – można powiedzieć, że wcale nieskomplikowane (defensywnie i ofensywnie) – sprawiło, że tak dobrze poradził sobie w momencie, kiedy wypadli ze składu gracze pierwszopiątkowi. Trener Ernak wniósł do świata PLK wiele świeżości i innego spojrzenia na koszykówkę i jakkolwiek się nie skończy jego przygoda z Anwilem, już teraz należy to docenić.