Thunder wracają do gry – wielki finisz w Indianapolis

Oklahoma City Thunder pokazali, czym jest mistrzowska odporność. W czwartym meczu finałów NBA, rozegranym w kipiącej od emocji hali Gainbridge Fieldhouse, goście z Oklahomy odwrócili losy spotkania w ostatnich minutach i zwyciężyli z Indiana Pacers 111:104. Seria wraca do Oklahoma City.
Mecz, który zmienił narrację
Po zwycięstwie Pacers w Game 3 i objęciu prowadzenia w serii, wielu ekspertów upatrywało w tym meczu momentu przełomowego – potencjalnego „punktu odcięcia” Thunder. Gospodarze rozpoczęli spotkanie z energią, a trybuny żyły każdą akcją. Indiana grała zespołowo, trafiała z dystansu, a Obi Toppin dwukrotnie rozgrzał kibiców back-to-back trójkami, które wydawały się zwiastować kolejne zwycięstwo.
Przez trzy kwarty Pacers mieli mecz pod kontrolą. Tyrese Haliburton i Pascal Siakam skutecznie kierowali ofensywą, a ławka dawała cenne wsparcie.
Jednak ostatnia kwarta zmieniła wszystko.
Shai Gilgeous-Alexander: lider, który nie pęka
Gdy Indiana prowadziła 101:97 na niespełna trzy minuty przed końcem, Shai Gilgeous-Alexander wkroczył do akcji. Lider Thunder zdobył siedem punktów z rzędu, najpierw trafiając trudny rzut po koźle, a chwilę później wymusił faul. Po jego rzucie na 104:103 dla Thunder, gospodarze stracili rytm, a OKC przejęło inicjatywę.
– To była kwestia zaufania do siebie nawzajem. Nikt nie panikował. Wiedzieliśmy, że wystarczy jedno dobre posiadanie, by przechylić szalę – mówił po meczu Gilgeous-Alexander.
Thunder zamknęli mecz runem 14:3. W obronie Chet Holmgren zablokował kluczowy rzut Haliburtona, a Lu Dort przechwycił podanie na 40 sekund przed końcem, przypieczętowując zwycięstwo.
Dzień wcześniej na media availability obie drużyny mówiły o koncentracji, odporności i determinacji. Trener Pacers Rick Carlisle tonował nastroje, podkreślając, że „seria nie zaczyna się, dopóki ktoś nie wygra na wyjeździe”. Trener Mark Daigneault podkreślał za to, że „nigdy nie chodzi o to, jak zaczynasz, tylko jak kończysz” – i to motto zmaterializowało się w czwartej kwarcie.
Indianapolis żyło tym meczem. Setki fanów koczowały pod halą, uliczne telebimy zapełniły się godzinę przed rozpoczęciem spotkania. Obecność Caitlin Clark i Aliyah Boston z Indiana Fever dodatkowo podgrzała atmosferę, ale tym razem to nie był dzień gospodarzy.
Co dalej? Seria zaczyna się od nowa
Po czterech meczach finałów NBA mamy remis 2–2, a kluczowy piąty mecz odbędzie się w Oklahoma City. To klasyczny „swing game”, który często przesądza o losach całej serii.
– „To nie jest koniec. To tylko jeden mecz. Teraz trzeba odpowiedzieć. I odpowiemy” – zapowiedział Haliburton, który mimo dobrego występu w czwartej kwarcie nie był w stanie zatrzymać fali Thunder.
To była koszykówka najwyższej próby – intensywna, dramatyczna i pełna zwrotów akcji. Finały NBA 2025 pokazują, że mamy do czynienia z dwiema równorzędnymi drużynami. Ale dzisiaj – przynajmniej przez ostatnie minuty – Oklahoma City Thunder wyglądali jak zespół, który wie, jak się wygrywa mistrzostwa.
Z Indianapolis, Łukasz Grabowski
-
Pacers
-
Thunder
-
Pacers10 głosów
-
Thunder10 głosów