Śląsk w problemach – zmiany są nieuniknione?
Śląsk Wrocław, po zdobyciu Superpucharu Polski podczas turnieju rozgrywanego w Radomiu w ostatni weekend września, przegrał 5 z 6 oficjalnych spotkań – 3 w PLK i 2 w Lidze Mistrzów. Jedyne zwycięstwo to to w Gdyni, kiedy wrocławianie zdobyli aż 100 punktów i rozdali w sumie 31 asyst. Ten mecz to jednak wyjątek – w pozostałych, w polskiej lidze, Śląsk kręcił się wokół ledwie 70 zdobytych punktów (w BCL 2 razy po 75).
Dlaczego właściwie od razu uczepiam się zdobytych punktów? Śląsk już właśnie podczas meczów o Superpuchar przedstawił się wszystkim jako zespół, który lubi biegać, który ma zawodników będących w stanie szybko przejść z obrony do ataku. Co za tym idzie, z samego tempa gry wrocławianie powinni generować więcej punktów niż ledwie okolice 70-ciu.
-
Start: 17:30 27/10DZWWARTYPPoniżej 158,5 punktu1.83
Po porażkach zawsze jest szukanie winnego. W przypadku Śląska mam wrażenie, że na celowniku są dwie postaci – oczywiście trener Miodrag Rajković i dodatkowo Jeremy Senglin, który miał być podstawową opcją ofensywną drużyny, a w lidze jeszcze nie zaliczył meczu z dwucyfrowym dorobkiem punktowym. Niemniej jednak prędzej czy później dojdziemy do obsady pozycji numer 1 i wniosku, to że to właśnie w tym miejscu jest największy problem.
Sam trener Rajković przyznał na jednej z ostatnich konferencji prasowej, że ma w składzie trzech combo guardów (Isaiah Whitehead, Marcel Ponitka i Jeremy Senglin) i że każdy z nich musi w jakimś stopniu wziąć odpowiedzialność za kreowanie gry. Oceniając Senglina dodał także, że oczekuje od niego po prostu lepszej gry bez względu na to, na jakiej będzie grał pozycji, czy 1 czy 2.
Co mnie w tym wszystkim zastanawia, a może nawet trochę i dziwi, to fakt, że w zeszłym sezonie trener Rajković kilka razy dawał do zrozumienia na konferencjach prasowych, że trochę jest rozczarowany postawą Marka Klassena i że w jego zespołach zazwyczaj rozgrywający był kluczem do wszystkiego – przedłużeniem ręki trenera, mózgiem drużyny – jak zwał, tak zwał.
Ciężko więc nie odnieść wrażenie, że Śląsk, sztab osób odpowiedzialnych za transfery, w tym pewnie także sam Miodrag Rajković, zrobił pod górkę trenerowi (sobie), bo takiego gracza, który mógłby pełnić rolę dyrygenta, regulatora gry na parkiecie, w składzie po prostu nie ma. Rozumiem chęć maksymalizacji ilości talentu w składzie pod kątem gry w Lidze Mistrzów, czyli łapanie się dużych nazwisk, ale póki co nie widać, w jaki sposób Rajković chce to poukładać, bo to raczej nie jest trener, który dobrze będzie się czuł ze „spontanicznym graniem”.
Wrocławianie za chwilę grają kolejny mecz w BCL z wymagającym rywalem i kolejna porażka jest bardzo prawdopodobna. Może się tak skończyć, że nie będzie się dało uciec przed presją robienia zmian w zespole, jaką generuje środowisko kibiców, czy w ogóle osoby wspierających klub. Ja jestem jednak zdania, że trzeba próbować. W lidze terminarz Śląsk wygląda całkiem przyjemnie i może właśnie 2-3 zwycięstwa zbudują tę drużynę.
Niemniej jednak, dyrektor sportowy Aleksander Leńczuk, trener Rajković, muszą się cały czas zastanawiać, jak rozwiązać sytuację z pozycją rozgrywającego, bo wiecznie czekać też się nie da. Jeśli Senglin i Whitehead nie będą się za miesiąc czuli komfortowo ze swoimi zadaniami i ze swoją rolą, pewnie trzeba będzie się na zmiany zdecydować. Póki co jednak – spokojnie. To są zbyt dobrzy gracze, by ot tak ich odpuścić. To dopiero 3 mecze przegrane w lidze, dopiero jedna wpadka. Trzeba pamiętać, że żadna zmiana nie gwarantuje poprawy – wystarczy sobie przypomnieć, ilu rozgrywających przewinęło się przez ten klub w poprzednim sezonie.