Scottie Barnes zapowiada się świetnie, debiut Lowry’ego w Heat, Curry dalej ma to coś
Ale dobrze wejść znowu w rutynę, w której codziennie do obejrzenia jest jakaś koszykówka spod znaku NBA. Jak na razie taka sparingowa, ale jednak. Dobrze na przykład zobaczyć debiutantów w ich nowych klubach.
Młodziki imponują
Jednym z nich jest Scottie Barnes, wybrany przez Raptors z czwartym pickiem draftu. Chłopak ma ponad dwa metry, dużo siły i ręce na tyle długie, że można go w obecnej lidze wystawić nawet na centrze. Przy tym kapitalnie biega w obronie, a kiedy poda mu się piłkę, potrafi z nią przekozłować i dać dobre podanie. W swoim pierwszym meczu zaliczył 13 punktów, 9 zbiórek, 6 asyst, 2 przechwyty, 2 bloki i (wiem, że to preseason, ale) zdecydowanie najlepszy w zespole plus/minus na poziomie +19 przez 25 minut gry. Kapitalnie to wygląda, a jak doda więcej rzutu, to klękajcie narody:
Do tego ma on mentalne predyspozycje do tego, żeby zostać kiedyś liderem. Niekoniecznie takim czysto koszykarskim generałem parkietu, ale liderem w znaczeniu potrzebnej w każdej szatni osobowości. Jest nakręcony już na preseason:
Nie on jeden z grona debiutantów postawił wczoraj nogę na parkiecie. Z ławki dla Hornets na 20 minut wszedł James Bouknight, który zdobył w tym, czasie 20 punktów, trafiając 7/12 rzutów z gry. Występ zdaje się potwierdzać przypuszczenia, że chłopak z miejsca może stać się solidnym dostarczycielem punktów:
Na przeciwko niego w barwach Thunder stanął Josh Giddey, u którego nie widać już śladu po kontuzji z Ligi Letniej. Smukły Australijczyk zdobył 18 punktów, 7 zbiórek i 3 asysty. Niech was nie zmylą te tylko 3 asysty – gość kapitalnie podawał piłkę. Co równie istotne, nie bał się rzucać i przy swojej koślawej technice trafił 2/4 z dystansu. To napawa optymizmem.
Z młodzików dobrze wypadł też 18-letni Joshua Primo, który dla Spurs w 17 minut z ławki bez kompleksów nawrzucał 17 punktów:
Pozostali debiutanci nie wypadli tak okazale. No, może poza Jalenem Suggsem, który może i trafił dla Orlando Magic tylko 3/11 rzutów z gry w debiucie, ale w śród tych trafień znalazło się coś a’la Steph Curry:
Steph Curry wciąż ma to coś
Ze wszystkich meczów preseason najlepszą obsadę miało starcie Warriors z Blazers. Zarówno Steph Curry, jak i Damian Lillard, dostali po około 20 minut na parkiecie, co jest niezłym wynikiem. Highlightem stała się oczywiście sytuacja, w której Curry zapomniał o nowelizacji przepisów, które teraz nie pozwalają mu już tak bezczelnie wymuszać fauli w ataku:
Warto jednak zerknąć na resztę jego gry w tym meczu, bo przypomniał, dlaczego jest taki groźny. Linijka 13 punktów, 5 zbiórek, 5 asyst i 3 przechwytów nie wygląda powalająco, ale jego ruch z piłką i znajdowanie pozycji (dla siebie i kolegów) już tak:
Chociaż akurat w tym meczu pierwsze skrzypce grał Jordan Poole, który zdobył w 22 minuty aż 30 punktów, trafiając 7/13 z dystansu. Tak grając może naprawdę znacząco osłodzić gorycz związaną z tym, że do gry wciąż jeszzce nie wraca Klay Thompson:
Debiut Kyle’a Lowry’ego w Heat
Sam niejednokrotnie powtarzam, że nie ma co wyciągać wniosków w preseason, ale… Może się okazać, że Heat naprawdę brakowało klasycznego rozgrywającego pokroju Kyle’a Lowry’ego. Pamiętacie kłopoty ekipy z Miami w Playoffowych starciach, kiedy przychodziło do gry ataku pozycyjnego i na piłce znajdować musiał się Jimmy Butler i grać akcje dwójkowe z Bamem Adebayo? To nie tak, że akcje dwójkowe Butlera i Bama to zły pomysł, ale kiedy są one jedyną bronią, z czasem coraz łatwiej ją zatrzymać. Kyle na luzaczku rozdał 7 asyst w 14 minut, popełniając przy tym tylko jedną stratę i (wiem że to preseason, ale) ofensywa Heat wyglądała z nim trochę inaczej niż dotychczas:
Znów, gwoździem programu był kto inny – w tym wypadku Tyler Herro, który zdobył 26 punktów, trafiając bardzo efektywne 9/12 rzutów z gry:
Pierwszy Game-Winner
Emocje do samego końca oglądaliśmy… No nie, to tylko preseason, ale technicznie rzecz biorąc Romeo Langford trafił game-winera, który w sezonie regularnym byłby pewnie jednym z głównych highlightów tej nocy:
Kogo to jednak obchodzi, kiedy Jayson Tatum daje taki plakat:
Ostatnia szansa dla Bol Bola?
Bol Bol wygląda tak, jakbyś przesadził bawiąc się suwaczkami w kreatorze postaci w grze z serii 2K. Teraz wkracza on już w swój 3. sezon w NBA i to chyba ostatnia szansa, żeby na dobre wejść do rotacji Denver Nuggets. Co roku wygląda świetnie w Ligach Letnich i Preseason, ale potem okazuje się, że gra ogony w rotacji trenera Malone. Za nim kolejny niezły występ sparingowy, w którym zrobił użytek ze swoich długich ramion:
Pewnych ograniczeń nie będzie się jednak raczej dało przeskoczyć. Gość, który objeżdża go w tej akcji, to niewybrany w drafcie Moses Wright, który walczy o miejsce w składzie Clippers: