Sacramento Kings dobrze wykorzystali draft – Davion Mitchell to defensywna bestia!
Sacramento Kings nie należą z pewnością do specjalistów od draftu. Mimo faktu, iż od 15 lat corocznie posiadają pick w loterii draftu, nigdy jakoś nie udało im się wybrać zawodników, którzy wprowadziliby ich z powrotem do playoffów. I choć oczywiście nie wszystkie wybory w ostatnich latach były zmarnowane, to takie decyzje jak Marvin Bagley w 2018 roku jeszcze długo będą się śnic po nocach kibicom Sacramento. Ten tekst nie zamierza jednak pastwić się nad draftową nieudolnością klubu ze stolicy Kalifornii. Przeciwnie, chciałbym zwrócić uwagę, że drugi rok z rzędu Kings dokonali świetnego wyboru w drafcie. Rok temu był to Tyrese Haliburton. W tym to inny obwodowy zawodnik, Davion Mitchell.
Już na wstępie pojawia się jednak pewien brak logiki. Królowie bowiem mając w składzie De’Aarona Foxa, Buddy’ego Hielda (który w tym sezonie praktycznie na pewno będzie wymieniony, ale w tym celu też musi grać) i Haliburtona wybrali kolejnego obrońcę? Swego czasu usilnie szli w środkowych, teraz najwyraźniej przyszedł czas na rozgrywających. I można by ten wybór oceniać negatywnie, gdyby nie fakt tego, jak kapitalnie prezentuje się Mitchell na boisku.
Davion przystępował do draftu jako zwycięzca NCAA i jej najlepszy obrońca. Jego pozycję w drafcie jednak dosyć mocno storpedował wiek (23 lata, tyle samo co np. Jayson Tatum), lecz ostatecznie z 9. trafił do Kings. Głównym czynnikiem była tutaj zapewne defensywa, z której Mitchell słynął na studiach. Tam też otrzymał swój niecodzienny pseudonim, czyli Off Night, wskazujący, że ktokolwiek wybiegnie naprzeciw Daviona, będzie wyłączony. Co ciekawe wzięło się to pośrednio z roboty, jaką w defensywie wykonywał swego czasu na… Tyresie Haliburtonie.
Królowie natomiast od lat dołują w tym aspekcie, w zeszłym roku będąc zdecydowanie najgorszą obroną w NBA. Na pierwsze efekty nie trzeba było długo czekać. W preseason, Sacramento legitymowali się 5 obroną, w czym duży udział miał ich debiutant. Od razu posypały się słowa uznania ze strony innych graczy:
„Kiedy jest w pełni skupiony na piłce, wygląda niesamowicie. Od samego patrzenia na to jak błyskawicznie się porusza bolą mnie nogi. Jest kapitalnym obrońcą na piłce, robi rzeczy których nie da się nauczyć. Według mnie już teraz jest w top5 najlepszych obrońców na piłce w całej lidze.”
De’Aaron Fox
Jeszcze dalej poszli Buddy Hield i Tyrese Haliburton ogłaszając Mitchella najlepszym defensorem na piłce w całej NBA.
Powiecie, że to przesada i że zdecydowanie za wcześnie na takie deklaracje, a Fox i koledzy chcą po prostu podbudować i zareklamować debiutanta. Szczególnie Haliburton, który cały obóz przygotowawczy był bezpośrednim rywalem Mitchella. W pewnym stopniu zapewne tak jest. Na pewno próbka jego możliwości jest zbyt niewielka, aby już teraz nazywać go najlepszym obwodowym obrońcą w NBA. Jednakże jednym z najlepszych już czemu nie? Jak dotąd boisko weryfikuje pozytywnie tę teorię. Liczby również:
Pamiętajmy, że nie mówimy tu o świetnej zespołowej obronie, która winduje statystyki Mitchella, a wręcz przeciwnie. Wyniki te nie biorą się także z faktu, że Mitchell jako debiutant gra ogony przeciwko rezerwowym rywali. Nic z tych rzeczy. Davion ogranicza na takim poziomie topowych graczy NBA. W swoim debiucie wyszedł naprzeciwko Portland Trail Blazers i duetowi Lillard/McCollum. Trudno o lepszy test dla obwodowego obrońcy. Debiutant Kings tymczasem zdał go celująco. Zatrzymał Dame’a na skuteczności 1/7 z gry podczas niespełna 5 minut krycia go. Można powiedzieć, że nie znaczy to wiele, bo Lillard zaczął sezon ewidentnie bez formy. Wystarczy jednak rzucić okiem na ich pojedynki, aby dostrzec, iż Mitchell miał w tym naprawdę duży udział:
McCollum, choć zaprezentował się lepiej (2/4 z gry i jedna strata), to też nie miał lekkiego życia:
Drugi mecz wcale nie zapowiadał się łatwiej. Utah Jazz ze swoją zespołową grą potrafią być koszmarem dla obrony rywali. I choć Jazzmani wyszli z tego meczu zwycięsko, to o kilku sytuacjach na pewno woleliby zapomnieć:
Teorię, iż Mitchell już teraz należy do ścisłej czołówki defensorów potwierdził po meczu lider Utah, Donovan Mitchell (zbieżność nazwisk przypadkowa):
„Cała defensywa naprawdę zaczyna się od niego. Robi mnóstwo rzeczy, które wybijały z rytmu nie tylko mnie, ale i moich kolegów z zespołu. Jest tak dobry, jak go reklamują.”
Donovan Mitchell
Liczby także to potwierdzają:
Niezły początek kariery w najlepszej lidze świata. Jeśli dwa pierwsze spotkania były testami, to trzeci stanowił prawdziwą maturę. Mitchell dostał za zadanie zatrzymać Stepha Curry’ego i szybko przekonał się, że Curry nie bez powodu jest dwukrotnym MVP tej ligi:
Ich pojedynki nie wyglądały tak oczywiście przez cały wieczór.
W ostateczności Davion dał się trochę we znaki rozgrywającemu Warriors, choć lepsi w tym byli tym razem jego koledzy (60% skuteczności z gry Curry’ego przy Mitchellu, a tylko 39% w całym meczu). W tym czasie Mitchell przejął obowiązki ofensywne (22 pkt i 9/16 z gry), pokazując, że potrafi być produktywny po obu stronach parkietu.
Davion Mitchell nie zdobędzie nagrody dla Debiutanta Roku, chyba że częściej będzie nam serwował takie mecze jak przeciwko Golden State. Defensywa niemal nigdy nie przyciąga tyle uwagi co popisy w ataku. Nie zmienia to jednak faktu, że Kings wybrali w drafcie prawdziwą perełkę, co aż dziwnie brzmi w wypadku tej organizacji. Gdy nabierze doświadczenia, może na lata zagościć w All-NBA Defensive Teams. Właśnie tacy gracze robią różnicę, kiedy przychodzi do poważnego grania (przykładem niech będzie chociażby PJ Tucker). Jeśli tylko doda do repertuaru powtarzalny rzut zza łuku, będzie doskonałym uzupełnieniem dla De’Aarona Foxa, na którym Kings chcą budować swoją najbliższą przyszłość.
Najlepszą okazję do obejrzenia Mitchella w akcji będziemy mieli dzisiaj i to o normalnej porze. O godzinie 20:30 rozpocznie się spotkanie z Dallas Mavericks, a defensywne talenty Daviona zostaną poddane prawdziwej próbie, kiedy naprzeciwko stanie Luka Doncic.