Rookie Ranking #9 – wybuch Coby’ego White, Zion vs. LeBron
Witajcie po dwóch tygodniach! Kto pamięta jeszcze Weekend Gwiazd w Chicago? Zdążył już przejść do historii, ale nawiążemy do niego poprzez mecz Rising Stars. Drużyny NBA rozegrały w ostatnim czasie mniej spotkań a to za sprawą corocznego odpoczynku, który jak w ostatnich latach wynosił aż 6 dni od zmagań ligowych.
Na początek wróćmy pamięcią do meczu Rising Stars z 14 lutego, w którym wyłącznie mogliśmy podziwiać debiutantów podczas tegorocznego Weekendu Gwiazd. W tym roku Team USA pokonał Team World 151 do 131. MVP został występujący drugi sezon w NBA Miles Bridges z Charlotte Hornets. Wśród 23 graczy powołanych na to spotkanie mogliśmy oglądać 10 debiutantów(jedenasty Tyler Herro był kontuzjowany). Widowisko mogło się podobać. Troszkę ciekawych zagrań, przy jednym z wsadów Zion Williamson wykrzywił nawet kosz ! Przyjemnie oglądało się współpracę nie tylko klubową jak na linii Morant-Jackson Jr., ale także graczy na co dzień nie grających w jednym zespole jak np. Luka Doncic i Brandon Clarke. Słoweniec nie raz zagrał górną piłkę do debiutanta Niedźwiadków, co mogło się podobać. W Team USA bardzo widoczni i aktywni Kendrick Nunn i Eric Paschall, z kolei w Team World bardziej zaprezentowali się Rui Hachimura i R.J.Barrett – zdobywca największej liczby 27 punktów.
źródło: YouTube/NBA
źródło: YouTube/NBA
Tymczasem po krótkiej przerwie i mimo mniejszej liczby spotkań w ostatnich dwóch tygodniach na brak wrażeń nie mogliśmy narzekać. Ranking zaliczył kolejne przetasowania. Fenomenalną formą pochwalić się mógł debiutant Chicago Bulls Coby White, który występami jak niejeden weteran parkietów powrócił do naszego notowania po kilku tygodniach przerwy. Do formy sprzed kontuzji udało się wrócić Kendrickowi Nunnowi, który nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w pojedynku o Rookie of The Year z Ja Morantem. Dużo mówi się oczywiście o Zionie Williamsonie, który cały czas prezentuje świetną dyspozycję i utrzymuje Pelicans w batalii o Playoffs 2020.
Przed nami gracze, którzy nas ostatnio pozytywnie zaskoczyli a dalej cały czas rankingowa siódemka najlepszych debiutantów.
Zion Williamson (New Orleans Pelicans) – pierwszy zawodnik minionego draftu nadal jest w trakcie swojej niesamowitej serii od czasu swojego debiutu w styczniu tego roku i cały czas zapisuje się w historii ligi NBA kolejnymi świetnymi występami, wykręcając coraz lepsze statystyki.
Debiutant Pelicans w miniony wtorek zrównał się z Carmelo Anthonym, który dotąd jako jedyny zanotował 9 kolejnych spotkań z co najmniej 20 punktami na swoim koncie. W tym czasie rzucał średnio 25.7 pkt na mecz na bardzo dobrej skuteczności z gry wynoszącej 55.3%. Williamson jest także 4 debiutantem w historii z co najmniej 25 punktami w 4 kolejnych meczach.
Kiedy jednak weźmie się pod uwagę punkty zdobyte na minutę Zion wyrabia historyczne tempo. Per 36 minut Williamson ma średnią 29.5 punktu po rozegraniu pierwszych 13 spotkań, co czyni go najlepszym rookie w historii NBA – jak donosi Bryan Kalbrosky z HoopsHype. Tym samym prześcignął nawet Lukę Doncicia, który na 36 minut w poprzednim sezonie notował 23.7 pkt. Niżej od debiutanta Pelikanów są uplasowani tacy gracze jak: Wilt Chamberlain (współczynnik – 29.2 ), Joel Embiid: 28.7 czy Michael Jordan: 26.5. Oczywiście na koniec sezonu współczynnik Zion może spaść niżej niż wyżej wymieni, ale jego start w tym sezonie jest po prostu niesamowity. Przyszedł do ligi NBA z bardzo dużymi oczekiwaniami i póki co ostatnie mecze udowodniły, że wpasował się doskonale.
Jednym z jego ostatnich sprawdzianów był matchup przeciwko LeBronowi Jamesowi i Los Angeles Lakers. Williamson udowodnił, że jego grę świetnie się ogląda i jeśli udałoby mu się z Pelikanami dotrzeć do playoffs, ewentualny matchup w pierwszej rundzie z Jeziorowcami będzie niezwykle ekscytujący. W pierwszym meczu z Jamesem Zion rzucił 29 punktów. Sam LeBron nazwał gwiazdę Pelicans wyjątkowym i był pod wrażeniem jego umiejętności:
„On gra wyjątkową koszykówkę. Myślę, że jego gra będzie stawała się coraz lepsza i lepsza z czasem zdobywania kolejnego doświadczenia. Dzisiejsze spotkanie było najlepszym dowodem jak wpasował się do tej gry. Wysokie tempo, sposób w jaki grają, to pasuje do jego gry.”
źródło: YouTube/ESPN
źródło: YouTube/ESPN
Kevin Porter Jr. (Cleveland Cavaliers) – ostatni wybór Cavaliers pierwszej rundy draftu 2019 r. jest właśnie po swoim najlepszym meczu w sezonie. W poniedziałkową noc rzucił 30 punktów, pomagając w dużej mierze wrócić do gry swojej drużynie i pokonać po dogrywce Miami Heat. Porter Jr. wyłania się jako bardzo utalentowany debiutant, który został wybrany nie z numerem z czołówki draftu. Coraz lepiej się go ogląda na parkiecie – jego ruch z piłką, zdolność do wjazdów i gra na kontakcie.
Jego średnia minut to 22.7 w tym sezonie. W ostatnim czasie na przełomie stycznia i lutego zaliczył serię 7 spotkań z dwucyfrowym wynikiem punktowym, w której średnio rzucał 16.1 pkt na mecz na 51.9% z gry i 50% za trzy. Od czasu powrotu po kontuzji kolana, Porter jeszcze bardziej potwierdza swoją wartość jako zawodnik, który potrafi być zagrożeniem na dystansie. Jest bardziej efektywny, szczególnie gdy porusza się bez piłki, pokazując swoją użyteczność wychodząc po zasłonach lub ścinając pod kosz. Jest idealnym wsparciem do gry z Collinem Sextonem i Dariusem Garlandem, sam nie jest świetnym rozgrywającym, skupia się bardziej na poruszaniu się po parkiecie i próbuje znaleźć sobie otwartą przestrzeń, gdzie któryś z guardów będzie mógł mu podać piłkę.
źródło: YouTube/DownToBuck
Nicolo Melli (New Orleans Pelicans) – o 29 letnim podkoszowym Pelicans było mowa na początku tego sezonu. Mówiliśmy m.in. że może być asem Pelikanów w grze na dystansie. Nie myliliśmy się, ale trzeba było czekać aż w końcu wejdzie we właściwy rytm. Ciekawostką jest fakt, że od początku tego roku nikt nie trafia lepiej trójek niż debiutant Nicolo Melli. ESPN zanotowali, że Włoch trafia na skuteczności 48.6% z dystansu, co jest najlepszą średnią procentową w całej lidze wśród graczy, którzy mieli co najmniej 3 próby zza łuku w co najmniej 10 spotkaniach. Melli trafił 36 z 74 swoich prób.
Podczas gdy Zion Williamson wymaga nieco więcej zainteresowania jego osobą, to prowadzi innych skupionych wokół niego by się bardziej otworzyć, na tym również korzysta Melli. Po przyjściu z Euroligi myślano, że Włoch będzie big manem, który potrafi rzucać z dystansu i już nam to udowodnił, musieliśmy tylko nieco na to poczekać. Może dotychczas Melli nie miał większej liczby przełomowych spotkań, ale pokazał, że jeśli się nie szanuje jego umiejętności i pracy, można drogo za to zapłacić.
źródło: YouTube/SmartHighlights
Urazy debiutantów
Brandon Clarke – po przerwie na mecz gwiazd Clarke zdołał zagrać zaledwie 2 spotkania, bo ciężko zaliczyć mu mecz, w którym zagrał niecałe 4 minuty. Przeciwko Clippers zszedł z parkietu po blisko 4 minutach gry z powodu urazu prawego mięśnia czworogłowego i już nie powrócił na boisko. Początkowo zespół mówił o urazie biodra, ale został on wykluczony. W 50 spotkaniach Clarke średnio notuje 12.0 pkt, 5.8 zb i 1.4 ast. Poprzednio w tym sezonie Clarke opuścił już 7 spotkań poprzez liczne urazy – mięsień skośny, lewe biodro czy plecy.
Tyler Herro – ostatni raz Tylera mogliśmy oglądać na parkiecie 03.02.2020 r. gdy zagrał tylko 10 minut w spotkaniu z 76ers i doznał urazu kostki. Jego powrót do zdrowia jest w toku, ale kilka dni temu coach Eric Spoelstra przyznał, że jego podopieczny uczynił progres w powrocie na parkiet. Nie zagrał w ostatnich 9 spotkaniach, a jego kontuzja nie jest aż tak poważna jak początkowo sądzono, nie znamy jednak oficjalnego terminu powrotu Herro na parkiet. Kontuzja nie pozwoliła mu zaprezentować swoich umiejętności podczas tegorocznego Rising Stars Challenge.
Herro jest kluczową postacią w rotacji Heat w tym sezonie. Notuje średnio 13.1 pkt, 4.0 zb, 2.0 ast w 46 rozegranych spotkaniach. Bez niego Heat zaliczyli bilans 2-7.
(Statystyki na dzień 28.02.2020)
7. DeAndre Hunter (Atlanta Hawks) 12.3 ppg, 4.2 rpg, 1.8 apg, 40.8% FG, 34.3% 3-PT
Hunter powrócił do naszego rankingu po swoich ostatnich świetnych występach w drużynie Atlanty Hawks. Zresztą cały zespół w ostatnim okresie czasu gra lepszą koszykówkę, notując bilans 9-11 w ostatnich 20 spotkaniach. Przez moment Hunter był nawet 4 najlepszym strzelcem minionego tygodnia, ale po jego ostatnim występie przeciwko Orlando Magic – 2 pkt 0-8 0-4 za trzy spadł nieco w tej klasyfikacji.
Biorąc pod uwagę miesiąc luty Hunter zdobywał 12.3 pkt, 6.8 zb, trafiając na 38.8% skuteczności z gry i najlepsze w pierwszym sezonie 40.5% z dystansu. Jednak w ostatnim tygodniu jego skuteczność zza łuku wynosiła już tylko 30.8%(4-13). Podczas gdy gra Huntera była w ostatnim czasie już zdecydowanie spójna, zeszły tydzień można chyba nazwać wypadkiem przy pracy. Trafiony tylko jeden z dziesięciu rzutów z dystansu, 26% ogółem z gry.
Nie można jednak odmówić mu zaangażowania i umiejętności, które zapunktują nie tylko dzisiaj, ale również w przyszłości. Defensywa Huntera, jego zasięg ramion czyni go niepowtarzalną wartością na parkiecie w drużynie Jastrzębi, szczególnie gdy brakuje głównych bohaterów jak Young czy Collins.
źródło: YouTube/SmartHighlights
6. R.J.Barrett (New York Knicks) 13.7 ppg, 5.1 rpg, 2.4 apg, spg , 38.9% FG, 30.7% 3-PT
W ostatnich dniach o Barrettie zrobiło się głośno, gdy ujawnił, że jest praworęczny, ale rzuca jednak przy użyciu lewej ręki. Młody debiutant New York Knicks wspomniał reporterom jak donosi Laura Albanese z Newsday, że mówił już, że ma lepszą strzelecką formę jako praworęczny, ale osobiście czuje mu się jednak wygodnie, gdy rzucającą jest lewa ręka i to lewą dłonią będzie głównie kierował swój rzut.
Czynił to już jako zawodnik Duke podczas swojego jedynego sezonu w collegu i teraz zamierza to kontynuować. Niestety z rzutem u gracza Nowojorczyków jest w tym sezonie bardzo średnio, zmaga się by utrzymać jak najlepszą skuteczność z dystansu – obecnie 30.7%.
Z drugiej strony Barrett może się pochwalić miejscem w czołówce debiutantów zarówno pod względem ilości punktów jak i zbiórek na mecz – w obu statystykach zajmuje wysokie 5 miejsce. Gdy spojrzymy na niego pod tym względem jego brak skuteczności zza łuku nie wygląda już tak tragicznie.
Jednak trzeba podkreślić, że efektywność jest jego głównym problemem. W 4 poprzednich meczach poza 14.5 punktami zdobywanymi na mecz rzucał tylko 40% z gry i 20% z dystansu. Po powrocie po kontuzji i opuszczeniu 9 spotkań jeszcze bardziej nie może się wstrzelić. Dodatkowo Kanadyjczyk odstaje w statystykach od tego co prezentował jeszcze jakiś czas temu – zdobywa z dwupunktowych prób 41.8% skuteczności, gdy z tych samych rzutów na uczelni miał skuteczność 53%. Kolejnym z obszarów do poprawy są u niego rzuty wolne, w collegu rzucał je na skuteczności 66.5%, w barwach Knicks jest to 60.4%.
źródło: Youtube/SmartHighlights
5. Darius Garland (Cleveland Cavaliers) 12.3 ppg, 1.9 rpg, 3.9 apg, 39.9% FG, 35.7% 3-PT
Cavaliers udało się wrócić na ścieżkę zwycięstw. Po tym jak niedawno przerwali serię 6 porażek, w ostatnich 5 meczach odnieśli aż 4 wygrane, co zdarzyło im się w tym sezonie tylko raz pod koniec grudnia. Cavs pokonali w ostatnich dniach Wizards, by potem pokonać również Heat i 76ers osłabionych przez brak Simmonsa i opuszczenie parkietu przez Embiida. Jego seria spotkań z co najmniej 4 asystami została przerwana w ostatnim spotkaniu z Philadelphią. Rozegrał 10 takich meczów.
Po przerwie na mecz gwiazd Garland na całe szczęście nie zszedł z tonu i nie posypał się ze swoją skutecznością. Nadal gra na solidnych cyferkach a mianowicie 47.8% z gry a także 44.4% z dystansu. Luty jest najlepszym miesiącem pod względem skuteczności dla Garlanda, w żadnym innym miesiącu tyle nie trafiał – 42.9% z gry, 39.5% z dystansu. Drużyna ma z nim najlepszy ofensywny rating w jego debiutanckim sezonie – na 100 posiadań zdobywają 105 punktów.
Zmiana trenera na J.B. Bickerstaffa jak widać póki co pomogła Kawalerzystom. Garland nie tylko nadal utrzymał swoją szybkość, ale ciekawie wygląda jego współpraca z wysokimi w tym z nowym nabytkiem Andre Drummondem. Darius coraz częściej wykorzystuje postawione wysoko zasłony, nie raz rewanżuje się obsługiwając podaniem wysokich zawodników podkoszowych.
źródło: Youtube/SmartHighlights
4. Coby White (Chicago Bulls) 12.3 ppg, 3.5 rpg, 2.4 apg, 38.7% FG, 35.6% 3-PT
Jeśli na kogoś dobrze podziałała przerwa związana z ASW to na pewno był to Coby White z Chicago Bulls. Przez pewien okres czasu już było o nim cicho. Bulls grali w kratkę co nikogo nie dziwi, przegrywali z silniejszymi ekipami, szukając zwycięstw z drużynami swojego pokroju lub słabszymi. W lutym na 8 spotkań wygrali tylko jedno, w minioną niedzielę na swoim parkiecie pokonali Washington Wizards. Z 25 spotkań bieżącego roku wygrali zaledwie 7(2 x z Wizards, 2 x z Cavaliers, raz z Pistons, Timberwolves i Spurs) w tym tylko dwie wygrane odnieśli na wyjeździe.
Po kilkudniowej przerwie Byki co prawda się nie poprawiły, w 4 meczach zaliczając bilans 1-3, playoffs im odjeżdżają, do ósemki tracą dziś ponad 6 spotkań i nic nie wskazuje by to miało się poprawić. Kontuzje ich nie oszczędzają. Tymczasem przerwa pozwoliła na nowo wrócić do niesamowitego poziomu debiutantowi Bulls, który podpalił się z piłką w rękach, tworząc niezwykłą historię i zapisując się na długo w lidze NBA. Powiedzieć, że w 3 ostatnich meczach zdobył średnio 33.7 pkt, 5.3 zb, 57.4% z gry i świetne 58.1% skuteczności z dystansu(średnio 6 trafionych trójek) to zbyt mało.
Żaden inny debiutant nie grał tak, będąc jednocześnie graczem rezerwowym. White stał się pierwszym rookie rezerwowym, który osiągnął co najmniej 30 punktów w 3 kolejnych spotkaniach – odpowiednio 33, 33 i 35 punktów.
Coby White is the first rookie in @NBA history to score 30+ points in three consecutive games coming off the bench. pic.twitter.com/5zyweqs19c
— Chicago Bulls (@chicagobulls) February 26, 2020
Jakby tego było mało wychowanek uczelni North Carolina stał się pierwszym rookie w historii ligi, który trafił 5-krotnie lub więcej razy z dystansy w trzech kolejnych meczach. Jednocześnie dołączył do wielkiego Michaela Jordana jako jedyny debiutant Bulls z trzema z rzędu meczami 30+ pkt.
Wielu kibiców Byków po tych występach jeszcze bardziej nalegało w mediach społecznościowych, by 20-latek w końcu wystąpił w pierwszej piątce, w końcu jest tego wart. Jednakże coach Jimy Boylen nie wydaje się jeszcze gotowy by poczynić ten ruch.
Z kolei po ostatnim meczu z Oklahomą City Thunder pochwały dla Coby’ego nadeszły od samego weterana Chrisa Paula:
„Powiedziałem mu, że nie rzuci przeciwko mnie 33 punktów(jak w poprzednich 2 spotkaniach), ale on trafił 35 czego nie wiedziałem do momentu, aż mi to powiedział po spotkaniu. To absolutnie nierealne. Oglądałem jego grę kiedy tylko sam nie grałem, więc jestem zadowolony, że mogę go widzieć w tak świetnej dyspozycji.”
Zdobycie 33 punktów lub więcej w 3 kolejnych meczach bez względu na okoliczności jest imponujące dla debiutanta. White grał w każdym ze spotkań niecałe 34 minuty. Gdy złapał rytm na dystansie nie zamierzał zwalniać i nie obchodziło go jakiego obrońcę miał przed sobą, koledzy robili mu jak najwięcej miejsca, stawiali zasłony a każdy kolejny rzut miał dużą gwarancję być celny.
Jeśli White nadal będzie kontynuował taką produktywność jako rezerwowy, Boylen będzie musiał się poważnie zastanowić nad tym, czy wypuścić go od pierwszych minut. W końcu kontuzjowany jest Kris Dunn, a Satoransky nie ma aż takiej kontroli piłki jak White. Chwali go Zach LaVine:
„Wyszedł na swoje. Mówiłem to od pierwszego dnia, on jest wyjątkowy. Może trafiać jak nikt inny. On cały czas kontynuuje być coraz lepszy. Ma 20 lat i uważam, że w końcu teraz odnalazł swój rytm.”
Przez część sezonu White zmagał się ze spójnością w grze, ale jednak jego ostatnia świetna seria nie przyszła znikąd. Już w pierwszych 12 spotkaniach tego sezonu miał on nawet 3 występy z minimum 25 punktami na koncie. Jego silną stroną jest kontrola piłki, poruszanie się z nią. Coraz lepiej wykonuje akcje catch-and-shoot, trafia step-back trójki, ale gdy widzi odrobinę miejsca punktuje w pomalowanym.
Póki co Bulls czekają na nadchodzący w sobotę mecz z Knicks, a Coby White w miniony czwartek nie brał udziału w treningu z powodu urazu pleców jak doniósł K.C. Johnson z NBC Sports Chicago.
źródło: YouTube/NBA
źródło: YouTube/ChicagoBulls
3. Rui Hachimura (Washington Wizards) 13.9 ppg, 5.9 rpg, 1.6 apg, 48.7% FG, 27.0% 3-PT
Rui Hachimura opuścił w tym sezonie 23 spotkania z powodu kontuzji, ale trzeba przyznać że zarówno przedtem jak i po urazie skrzydłowy Wizards nadal jest kompetentny i efektywny. Defensywnie nadal jeszcze jest do poprawy, ale statystycznie swoim zaangażowaniem zdecydowanie nadrabia to w ofensywie.
Jest czwartym najlepszym strzelcem wśród debiutantów i drugim najlepszym zbierającym tuż za Zionem Williamsonem. Od czasu przerwy na ASW Japończyk w każdym ze spotkań punktował dwucyfrowo, notując 14 punktów, 5.8 zb na 48.8% skuteczności (4-8 za trzy) w blisko 33 minuty spędzone na parkiecie. Oczywiście główną postacią Czarodziei był Bradley Beal, który był na ustach wszystkich ze swoimi występami 50+ back-to-back, ale Rui nadal po cichu udowadnia swoją wartość i to nie tylko na parkiecie. W jedynym zwycięskim meczu w tym tygodniu miał 17 punktów i wyglądał jakby wrócił do swojej efektywności sprzed kontuzji. Rzucał otwarte trójki, dobijał piłki pod koszem i widać, że jest chemia między nim a Bealem.
W tym tygodniu liga ogłosiła, że Hachimura jest pierwszym japońskim graczem, który został wydraftowany i jednocześnie jest graczem NBA którego koszulki w Japonii najlepiej się sprzedają ! Rui bije na głowę LeBrona Jamesa i Stephena Curry’ego a jego koszulki stanowią aż 24% wszystkich sprzedanych jerseyów w jego kraju.
źródło: YouTube/NF
2. Kendrick Nunn (Miami Heat) 15.7 ppg, 2.7 rpg, 3.6 apg, 44.6% FG, 34.7% 3-PT
Miami Heat zalicza w ostatnich dniach nieco gorsze dni. Mimo bilansu 7-3 nadal utrzymują się na czołowym 4 miejscu konferencji wschodniej, co może zapewnić im przewagę parkietu w zbliżających się Playoffs.
Przed przerwą na Weekend Gwiazd mówiliśmy o zmaganiach się debiutanta Miami Heat ze skutecznością po powrocie po kontuzji. Tym razem kilka dni odpoczynku dobrze na niego podziałało. Odrodziła się jego pewność siebie. W każdym z 3 ostatnich spotkań notował co najmniej 21 punktów. W czterech spotkaniach, które rozegrał po meczu gwiazd notuje średnio 20.8 pkt i 5.0 ast na mecz, rzucając 52.6% z gry i 41.7% z dystansu.
Luty był dra Kendricka najsłabszym miesiącem dotychczasowej gry – ledwo ponad 38% skuteczności, gdy już w październiku i styczniu tego roku potrafił zagrać na ponad 51%. Do tego drużyna traciła z nim aż 119 punktów na 100 posiadań, co było najgorszym defensywnym ratingiem w tym sezonie. Uraz Achillesa, którzy przytrafił mu się pod koniec stycznia sprawił, że Nunn nawet po powrocie nie mógł złapać wcześniejszego rytmu. Przez to zespół przegrał 5 z 6 spotkań wyjazdowej serii.
Być może jego lepszą postawę możemy poniekąd przypisać Rising Stars Game, gdzie mógł zaprezentować się z dobrej strony na oczach innych młodych gracz i przed milionami fanów koszykówki NBA. Jego 16 punktów 7-11 z gry pomogło Team USA pokonać Team World. Tak mówił po meczu sam zainteresowany:
„To zdecydowanie był mecz, w którym chciałem wyjść i mieć z tego zabawę. Na pewno pamiętam, że widziałem jak piłka przechodzi przez obręcz a ja pomału łapałem swój rytm, znalazłem płynność w grze i to pomogło.”
Kiedy zbierzemy całokształt drużyny Miami w całość z tego sezonu widać wyraźnie, że udowodnili nam, że są wśród najlepszych drużyn Konferencji Wschodniej a wyjście na jaw takiego debiutanta jak Kendrick Nunn w tych rozgrywkach jest jedną z przyczyn ich bardzo dobrej dyspozycji. Zespół będzie teraz potrzebował pełnej, zdrowej obsady, by mogli zawalczyć o przewagę parkietu w playoffs z 76ers i Pacers. Jedno jest pewne, że świetnie będzie oglądać Nunna w playoffs, gracza na którym dopiero poznali się Miami Heat.
źródło: YouTube/DownToBuck
1. Ja Morant (Memphis Grizzlies) 17.5 ppg, 3.4 rpg, 6.8 apg, 49.1% FG, 34.2% 3-PT
Aktualny lider rankingu bez zmian, ale Ja Morant zaczyna być w niebezpieczeństwie utraty swojego najwyższego szczebla. Wszystko w obliczu dobrej formy jego współkandydatów.
Zaczyna się końcówka sezonu, która pokaże, kto z debiutantów zachował najwięcej sił na finisz. Grizzlies nadal na miejscu 8 w konferencji zachodniej z depczącymi im po piętach Blazers i Pelicans. Źle zaczęli po kilku dniach przerwy (bilans 0-4), a sam Morant nie zachwycał swoją grą tak jak ostatnio gdy dosłownie palił się do gry. Z 24 spotkań jakie zostały jego drużynie aż 13 jest przeciwko zespołom z dodatnim bilansen zwycięstw, nie będzie im więc na pewno łatwo.
Morant jest tylko 1-8 z dystansu w ostatnich 4 spotkaniach, które zostały rozegrane po ASW. Rozdał 15 asyst, ale jednocześnie stracił również 15 piłek w tym samym okresie, a jego wskaźnik +/- wyniósł -12.5. Nadzieje na playoffs zostały druzgocąco sprawdzone przez kandydatów do tytułu z konferencji zachodniej – porażki z Lakers, Clippers i Rockets. Teraz jednak nadszedł czas dla Moranta do kroku naprzód, jeśli Grizzlies naprawdę planują rywalizować w zbliżających się Playoffs.
W 4 ostatnich spotkaniach zaliczył średnio 16 pkt, 3.8 ast oraz 46.2% skuteczności z gry. Przez 14 kolejnych spotkań zdobywa dwucyfrową liczbę punktów i od 22 stycznia nie zszedł poniżej 10 punktów w meczu. To zasługa jednak jego równego poziomu i konsekwentnej gry, którą utrzymuje od początku sezonu, mimo że nie zawsze skuteczność szła z nim w parze. Seria dwucyfrowych spotkań cieszy tym bardziej, że dotychczas wynosiła 13 kolejnych spotkań, oby więc ten rekord punktowy trwał jak najdłużej.
Grizzlies mogą mieć teraz niełatwy orzech do zgryzienia przez kolejne kilka tygodni, po tym jak urazu kolana doznał Jaren Jackson Jr. Morant nadal wydaje się być bezpieczny statuetki Rookie of The Year. Absencja jednego z głównych graczy Grizzlies staje się sposobnością dla Morant do pokazania, czy potrafi pociągnąć dalej cały zespół w wyścigu o playoffs i obronić się przeciwko Blazers i Pelicans.
źródło: YouTube/SportLights
źródło: YouTube/Z.Highlights