Polska w strefie medalowej EuroBasketu! Jak ograliśmy Lukę Doncicia?
Czy to był największy wieczór w historii polskiej koszykówki? Może jestem trochę zbyt młody, by jednoznacznie stwierdzać, że tak, ale pierwszy półfinał Mistrzostw Europy od 1971 roku to nie byle co. Na koncie mamy już srebrny medal z 1963 roku i trzy medale brązowe (ostatni z 1967 roku), ale to były inne czasy, to była inna koszykówka, inny świat. W nowożytnym baskecie to jest dla nas historia bez precedensu. Przypomnijmy – wczoraj wieczorem reprezentacja Polski ograła w ćwierćfinale EuroBasketu obrońców tytułu, Słowenię, wchodząc tym samym do strefy medalowej.
Jak to się w ogóle u licha stało, że reprezentacja Polski ograła obecnych mistrzów Europy z Luką Donciciem w składzie?!
Czynników – jak to zwykle bywa – jest wiele. Po pierwszej połowie nasi koszykarze prowadzili już różnicą blisko 20 punktów, co wyglądało jak anomalia. Nie zrozumcie mnie źle – kibicuję naszej KoszKadrze z całego serca, ale patrząc na personalia, jesteśmy od Słoweńców słabsi właściwie na każdej pozycji. Na wielu z nich wręcz wyraźnie słabsi. Ten czynnik nadprzyrodzony, który nadaje pierwszej połowie znamion anomalii, to trafiane rzuty. Skuteczność 9/19 zza łuku, czyli 47,4%, to niesamowity poziom – zwłaszcza, że duża część z tych prób to wcale nie były łatwe, niekryte rzuty oddane bez obrońcy przed twarzą. Trzeba to wprost powiedzieć – w tym elemencie mieliśmy sporo szczęścia.
Nie samym szczęściem wygrywa się jednak z taką ekipą jak Słowenia. Podstawą była defensywa – zarówno zaangażowanie w nią naszych zawodników, jak i pomysł trenera Igora Milicicia. Podstawowym założeniem na ten mecz było podwajanie Luki Doncicia, kiedy ten dostawał piłkę. Najczęściej podwojenie to szło od Olka Balcerowskiego, który nie tylko odpowiednio szybko znajdował się przy Luce, ale przede wszystkim bardzo szybko wracał do rotacji po tym, jak Doncic oddawał piłkę wszerz parkietu. Zobacz tylko, jaką pracę wykonuje w tym posiadaniu Balcerowski:
Najpierw wspomaga on AJ Slaughtera, zostawiając swojego gracza, zamykając rozgrywającemu rywali możliwość minięcia, wykreowania sobie miejsca zwodem, czy prostego podania w kierunku kosza:
Kiedy Balcerowski asekuruje Slaughtera, krycie jego zawodnika przejmuje dochodzący z obwodu Zyskowski. Stąd, kiedy sytuacja na rozgrywającym zostaje opanowana, Balcerowski – jako nasz jedyny nominalny podkoszowy – wraca do strefy podkoszowej, by przejąć z powrotem najwyższego gracza rywali, oraz asekurować długimi ramionami przestrzeń przy obręczy. Zyskowski tymczasem już wraca do krycia swojego gracza na obwodzie, wiedząc, że to naturalny kierunek, w którym może powędrować w tym momencie piłka:
Nawet kiedy wszyscy gnali już do kontry, ale okazało się, że Slaughter nie utrzymał piłki, Balcerowski pozostał czujny, podwajając na koniec ścinającego pod kosz Doncicia – ciągły orient, nastawienie na ciągłe doskakiwanie do pomocy w podwojeniu.
Duet Michał Sokołowski i Olek Balcerowski, który najczęściej kontestował grę Luki Doncicia, zatrzymał go na skuteczności 5/15 z gry, tylko 14 punktach, zmuszając go przy tym do aż 6 strat. Niesamowita robota – tego duetu, ale i całego zespołu, który przytomnie rotował za ich plecami, jak Zyskowski w klipie wyżej.
To, w połączeniu z dokładną i skuteczną grą w ataku, brakiem strat i dobrą, fizyczną grą pod koszem, dało nam w pierwszej połowie przewagę. To i oczywiście jak zwykle wielowymiarowy występ naszego lidera, Mateusza Ponitki. W tym meczu to on wyglądał jak gwiazda NBA. Jak zwykle pełne zaangażowanie, agresja w grze, brak strachu. Dacie wiarę, że jego 26 punktów, 16 zbiórek i 10 asyst to nie tylko jego pierwsze w karierze triple-double, ale też dopiero czwarte w całej historii EuroBasketu? Wcześniej na europejskim czempionacie dokonali tego tylko Toni Kukoc, Stojan Vrankovic i Andrei Mandache.
W trzeciej kwarcie trochę się pozmieniało. Obrona wciąż grała z tym samym dobrym pomysłem i z tym samym zaangażowaniem (nawet jeśli wydarzyło się kilka błędów – przy tak agresywnym schemacie defensywnym to absolutnie nieuniknione), natomiast ofensywa… No ofensywa siadła. Selekcja rzutowa przestała być tak dobra, co wyglądało na efekt stresu związanego z odrabiającymi straty Słoweńcami. Kilka zbyt pochopnie oddanych trójek, które może i wpadały w pierwszej połowie, ale na przestrzeni całego meczu nie są optymalnym sposobem gry. Kwarta przegrana 6:24 po takich świetnych 20 minutach gry to był straszny kubeł zimnej wody. Była taka akcja pod koniec tej trzeciej odsłony, kiedy Balcerowskiemu odgwizdano faul pod koszem rywali, kiedy potwornie się zdenerwował. Pomyślałem wtedy, że to może nie być dobry znak.
Mental naszych reprezentantów okazał się jednak ostatecznie niezawodny. Po tej euforii związanej z pierwszą połową, bardzo przykro śledziło mi się niektóre wpisy pod koniec trzeciej kwarty – że wstyd, że frajerstwo, że padaka jak zwykle. Jakby co poniektórzy zapomnieli, że walczymy o strefę medalową z jedną z najsilniejszych drużyn globu, jako reprezentacja ze zdecydowanie niższego pułapu, dla której planem na ten turniej miało być wyjście z grupy. Na starcie 4. kwarty byliśmy na odległość jednego posiadania do Słoweńców – gdybyśmy na tym samym etapie meczu przegrywali dyszką, ale po trzech kwartach regularnego, systematycznego tracenia punktów, nikomu raczej nie przyszłoby do głowy narzekać.
Polska to jest sensacja tego EuroBasketu – w pełnym tego słowa znaczeniu. W głosowaniu na MVP turnieju, na ten moment Mateusz Ponitka prowadzi przed takimi nazwiskami jak Doncic, Antetokounmpo, czy Jokic. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś/aś, to możesz nadrobić tutaj:
Jutro o 17:15 – to znaczy w piątek 16.09 – zagramy mecz półfinałowy z Francją. Jakie są nasze szanse? Jeszcze kilka dni temu powiedziałbym tak, jak myślałem przed meczem ze Słowenią – minimalne. To był występ, który nie zdarza się tak często, ale kiedy wierzyć, jak nie teraz. Bukmacherzy nie widzą nas oczywiście w roli faworytów, ale kurs w okolicach 4.00 to zdecydowanie lepiej, niż bliski 10.00 kurs przed wczorajszym spotkaniem:
Gramy o medal Koszykarskich Mistrzostw Europy, za miesiąc zaczyna się sezon NBA, w którym będziemy mogli oglądać młodego, utalentowanego polskiego zawodnika… To jest naprawdę dobry czas dla polskiej koszykówki. Cieszmy się tą chwilą.