Pokaz ofensywnej mocy – wnioski po pierwszym meczu Anwilu

Pokaz ofensywnej mocy – wnioski po pierwszym meczu Anwilu

Pokaz ofensywnej mocy – wnioski po pierwszym meczu Anwilu
Luke Nelson, Selcuk Ernak / foto: Piotr Kieplin / KK Włocławek

Drużyna na 100 punktów

Anwil w swoim pierwszym meczu, w dodatku wyjazdowym, zdobył 97 punktów. Włocławianie trafili 53% rzutów za 2 i blisko 47% rzutów za 3 punkty, a i tak zostałem z wrażeniem, że wielu otwartych pozycji goście nie byli w stanie zamienić na punkty. Wniosek więc nasuwa się sam – Anwil w ataku jest piekielnie mocny.

Podopieczni trenera Selcuka Ernaka ze sporą łatwością dochodzili do pozycji rzutowych, do okazji na punkty. Widać to jak na dłoni, ile możliwości jest w tym składzie, właściwie na każdej pozycji. Dobrze krąży piłka i kto wie, czy nie jest to zasługa posiadania w składzie dwóch klasycznych rozgrywających. Luke Nelson oczywiście oddał aż 15 rzutów, ale nie można powiedzieć, by grał pod siebie, czy forsował grę w izolacjach. Brał to, co dawała mu obrona.

Poprzedni Anwil był inny, nie ma tu wątpliwości. Trener Przemysław Frasunkiewicz dość chętnie przechodził do gry 1 na 1 z obwodu, bo wierzył, że miał graczy do tego stworzonych (i też takich szukał). Obecny Anwil Victora Sandersa czy Tomasa Kyzlinka nie ma, a co za tym idzie, nie jest aż tak bardzo uzależniony od jednostki. Jest jednak zawsze ale – gra zespołowa zawsze jest piękna, jak idzie. Jak nie idzie, wtedy patrzy się na jednostki i ich możliwości przełamania złego momentu – zobaczymy, jak Anwil będzie sobie radził w takich momentach i na kogo ten ciężar odpowiedzialności spadnie.

Zmiany krycia

W przypadku ekipy z Włocławka bardziej intryguje mnie gra po bronionej stronie parkietu. Już ustaliliśmy, że potencjału ofensywnego jest w Anwilu na 100 punktów w każdym meczu. Z możliwościami fizyczno-defensywnymi jest jednak inaczej, bo klasycznych „plastrów”, obrońców, we Włocławku nie ma.

Zespół prowadzony przez trenera Ernaka w Zielonej Górze pokazał, że sytuacje z zasłonami będzie często rozwiązywał najprościej jak się da, czyli zamianami krycia. Ich była cała masa, często też bez piłki, czasem też niekoniecznie wymuszone przez ruch rywali, ale przez system. Jestem naprawdę mocno zaciekawiony, jak to będzie wyglądało dalej, bo w piątek bezwzględnie się sprawdziło – Zastal na własnym parkiecie zdobył tylko 70 punktów, w tym 31 w drugiej połowie.

Anwil takim systemem, w meczach z drużynami o niewielkim potencjale ofensywnym, powinien zapewniać sobie spokojne wygrywanie. Dużo większą zagadką będą mecze, kiedy włocławianie trafią na drużyny, które będą potrafiły mismatche wykorzystywać. Na odpowiedź na to pytanie jeszcze jednak trochę poczekamy.

Atak wokół Funderburka

Bardzo ekscytującym zawodnikiem w ostatnich dwóch sezonach PLK był Aric Holman. Mam wrażenie, że będziemy mogli oglądać w obecnych rozgrywkach gracza bardzo podobnego do niego w postaci D.J. Funderburka z Anwilu. Amerykanin, podobnie jak były gwiazdor Legii, w ofensywie jest niezwykle niebezpieczny dla rywali – potrafi chociażby grać przodem do koszem z piłką w rękach, trafić z półdystansu czy dystansu, a na dodatek ma tak zwany „soft touch”, czyli mięciutkie wykończenie blisko obręczy.

Anwil spokojnie może puścić ofensywę w rezerwowych ustawieniach właśnie przez akcje kręcone wokół Funderburka, bez względu na to, czy będzie on grał na piątce, czy na czwórce. W obu przypadkach znajdą się przewagi, jakie może wykreować sama obecność Amerykanina na parkiecie. Zastal w piątkowym starciu nie radził sobie z jego popowaniem (po postawieniu zasłony wyjście do rzutu z dystansu) i choć finalnie nie zabolało to Zastalu, bo Amerykanin nie trafił obu trójek, tak inne zespoły muszą wyciągnąć z błędów zielonogórzan lekcję.

Funderburk trafił 4 z 5 rzutów za 2 i skończył mecz z linijką 11 punktów, 8 zbiórek i 2 asysty. Jak na rezerwowego podkoszowego nieźle, prawda?