PLK: Rośnie gwiazda Thornwella – wnioski po Zastal vs Dziki
Rośnie gwiazda Tornwella
Może po jego zagraniach publiczność w hali CRS nie podrywa się z krzesełek. Może nawet nawet nie był w żadnym spotkaniu tego sezonu najlepszym zawodnikiem Zastalu, ale za to jestem przekonany, że jest najprzydatniejszym koszykarzem zielonogórskiej ekipy. Mowa o Sindariusie Thornwellu, który ma za sobą kolejne udane spotkanie, kolejne, w którym było go pełno wszędzie i kolejne, w którym błysnął w kluczowym momencie – tym razem przechwytując piłkę. Amerykanin, w przypadku którego bano się, że będzie odcinaczem kuponów od swojego CV, staje się ulubieńcem zielonogórskich kibiców.
Będzie lepszy rozgrywający
Efekt Waltera Hodge’a w Zielonej Górze wystąpił, bez dwóch zdań. Jego wejście do drużyny tchnęło w nią nową energię, a jego osobowość poniosło resztę koszykarzy do lepszej gry. Niemniej jednak koszykarsko Hodge Zastalowi za wiele nie daje, umówmy się. Może wkładam kij w mrowisko, ale czy Walter jest w ogóle lepszy niż James Washington, który był w Zielonej Górze w zeszłym sezonie i po którym nikt za bardzo nie tęskni? Hodge to co mógł dać zespołowi, w zasadzie w ogóle zielonogórskiej koszykówce, to już dał i chwała mu za to. Dążę do tego, że raczej nikt większych obaw przed zmianą jedynki i odejściem Hodge’a mieć nie powinien – Zastal musiałby drugi raz (po Browningu) mocno przeszarżować na rynku, by nie dokonać wzmocnienia.
Trójki Kołodzieja
Michał Kołodziej miał być liderem polskiej rotacji Zastalu w tym sezonie, po tym jak świetnie kończył minione rozgrywki. Pierwsze kolejki nie były jednak w jego wykonaniu udane, podobnie jak całego zespołu. Kołodziej, który jest kapitanem Zastalu, wraca jednak do dobrego grania, a przede wszystkim do trafiania za 3 punkty, bo to jest jego główny atut. Ostatnie 7 meczów to świetne 11/19 za 3 w jego wykonaniu. Mam takie przeświadczenie, niekoniecznie poparte jakimiś zaawansowanymi liczbami, a po prostu tak zwanym testem oka – jak Kołodziej trafia, Zastal jest groźny i wygrywa.
Bender nie na PLK
W trakcie konferencji prasowej po meczu ze Startem Lublin trener Krzysztof Szabłowski mówił (z delikatnym przekąsem), że Maciej Bender pod względem fizycznym musi wykonać progres (częściowo już się to stało). Tak, to kawał chłopa, ale niekoniecznie przekłada się to na twardość pod koszem, zwłaszcza po bronionej stronie parkietu. Bender, z racji tego, że z Dzików odszedł Nick McGlynn, wskoczył w większe minuty i tym samym w kolejnym już meczu mogliśmy oglądać, jak rywale korzystają z jego braków w obronie bezlitośnie atakując go przy każdej nadążającej się okazji. Bender będzie miał na karku już zaraz 28 lat – to ostatni dzwonek, by zbudować sobie pozycję w PLK, bo inaczej podzieli los Jakuba Motylewskiego, który mając podobne warunki i problemem, przez kluby z ekstraklasy zaczął być z czasem pomijany.
Przejęcie dowodzenia
Z uwagi na problemy kadrowe Dziki ostatnio grały w bardzo okrojony składzie. Te absencje nie przeszkodziły im w wygrywaniu (przed meczem w Zielonej Górze), ale za to mam wrażenie, że mogły trochę zachwiać budową hierarchii w zespole. Mateusz Szlachetka sprawdził się w roli ball handlara i to na pewno w jakiś sposób podkopało Rickeya McGilla, którego wcześniej raczej stawialiśmy w roli takiego naturalnego lidera Dzików. Andre Wesson także zgłosił swoje aspiracje do tego, by brać na siebie odpowiedzialność za ważne momenty i trudne rzuty. Jestem bardzo ciekawy, co z tego wszystkiego się wyklaruje i na kogo postawi trener Szabłowski. Domyślam się, że szkoleniowiec Dzików, znanych z zespołowości, będzie próbował jakoś te role rozdzielić, choć mocno się zastanawiam, czy ekipie z Warszawy, by grać o wysokie cele w PLK, taki wyraźny lider by się nie przydał.
-
TAK
-
NIE
-
TAK67 głosów
-
NIE46 głosów