PLK: Hodge, Waczyński – niełatwe powroty legend
W trakcie obecnego sezonu mogliśmy zaobserwować powroty do PLK już dwóch legend tej ligi – Waltera Hodge’a do Zastalu Zielona Góra i Adama Waczyńskiego do Śląska Wrocław. Oba transfery wzbudziły wielkie zainteresowanie, oba transfery zapewne także były wielkim zastrzykiem energii dla będących w kryzysie zespołów, ale jedocześnie bezpośrednio wielkiego wpływu na grę tych drużyn nie miały.
Hodge ma 38 lat, Waczyński ma 35 lat – to widać. To nie są już zawodnicy, których pamiętamy, którzy dominowali tę ligę. To nadal koszykarze z wielkim umiejętnościami, z doskonałym rozumieniem basketu i dużym autorytetem, ale gra im się na tę chwilę naprawdę ciężko. Gdybyśmy odkleili nazwiska z koszulek, jestem przekonany, że ich wejścia do ligi ocenilibyśmy jednoznacznie słabo.
W bezpośrednim starciu Zastalu ze Śląskiem (82:88) Hodge zdobył 2 punkty w 10 minut gry nie trafiając żadnego z dwóch rzutów z gry, a Waczyński nie zdobył żadnego punktu w 18 minut gry, pomimo 4 prób z gry. Kiedyś takie liczby byłyby nie do pomyślenia.
-
Start: 17:30 16/11TPTANWTYPPoniżej 170,5 punktu1.9
Adam na parkietach PLK w tym sezonie spędził już 33 minuty i w tym czasie zdobył tylko 2 punkty. Śląsk jednak może na niego czekać i wręcz powinien. Strzelec, jakim niewątpliwie „Waca” jest, potrzebuje rytmu, potrzebuje gry, której z uwagi na kontuzje od dawna nie miał. Zastal na Hodge’a aż tak czekać nie może, bo ten za dwa miesiące z hakiem się z Polski będzie ewakuować, ale mimo to wciąż można mieć nadzieję na jakiś błysk Portorykańczyka.
Pytanie jest jednak takie – czy aby na pewno koszykówka jest zawsze najważniejsza? Pisząc koszykówka mam na myśli wartość boiskową. Hodge zanotował mecze jakie zanotował, a mimo wszystko możemy mówić o „efekcie Waltera”, po którego przyjściu do Zielonej Góry Zastal wygrał dwa bardzo ważne spotkania.
W ani jednym z tych zwycięstw Hodge nie zrobił na boisku przysłowiowej różnicy. Jednak jego obecność w Zielonej Górze różnicę zrobiła, bo wyzwoliła w pozostałych dodatkowe pokłady energii, której wcześniej tak brakowało. Cały zespół zagrał zdecydowanie inaczej, zdecydowanie lepiej i chyba przecież właśnie o to chodziło?
Waczyński w Śląsku zmienił trochę mniej, ale patrząc na mecze wrocławian, coś jednak zmienił (choć oczywiście jest też opcja, że przypisujemy jego przyjściu zjawiska, które miały inne podłoże). Odkąd we Wrocławiu jest były kapitan reprezentacji Polski, mam wrażenie, że oglądamy o wiele bardziej pewnych siebie i zmotywowanych polskich graczy Śląska. Błażej Kulikowski zalicza bardzo dobry moment sezonu, a Daniel Gołębiowski jest chyba najsolidniejszym punktem całego Śląska.
Nie mam wątpliwości, że reszta graczy w obu drużynach będzie korzystać na obecności takich weteranów. To dlatego w NBA tak wiele się mówi o tych weteranach i tak bardzo dba o to, by mieli oni swoje miejsce w zespołach. Może właśnie Waczyński czy Hodge to namiastka takiego „weteraństwa”, czyli wpływu na grę drużyny, ale niekoniecznie samą grą?