Play-In start! Dziś Nets, Cavs, Clippers i Wolves powalczą o Playoffy!
To już dziś! Zaczynamy walkę o najwyższe cele! Jak to ma miejsce od jakiegoś czasu, przed daniem głównym dostajemy przystawkę, a więc turniej Play-In. Jest to namiastka emocji rodem z NCAA, gdzie jeden mecz decyduje o awansie lub odpadnięciu z rozgrywek. Tej nocy odbędą się dwa spotkania, z których wygrani będą już pewni gry w Playoffach – przegrani dostaną za to jeszcze jedną szansę. Kluczowe aspekty każdej z tych jednomeczowych rywalizacji przedstawiam w punktach:
Nets – Cavaliers
(dziś 1:00)
Wygrany z tej pary zmierzy się w pierwszej rundzie z Boston Celtics. Przegrany będzie musiał walczyć o awans z wygranym z pary Hawks – Hornets, by zmierzyć się w pierwszej rundzie z Heat. Cavaliers mają lepszy bilans z Heat niż Celtics, ale przy takim ryzyku trudno oczekiwać, że nastąpią tu jakiekolwiek kalkulacje.
Zarówno Cavs jak i Nets mocno zmieniali się w przeciągu całego sezonu. W przypadku ekipy z Brooklynu wynika to z powrotów po kontuzjach i spektakularnych transferów, natomiast w przypadku kawalerzystów niestety rozchodzi się głównie o kontuzje ważnych zawodników, jakie ci łapali na przestrzeni sezonu.
- Przewaga parkietu Nets jest już faktyczną przewagą, od kiedy Kyrie Irving ma prawo wejść na parkiet na Brookynie. Nets wygrali 3 z 4 meczów przeciwko Cavs w sezonie regularnym, z czego jeden przed kilkoma dniami. W składach zbliżonych do tych, w których zagrają dziś, Nets u siebie wygrali różnicą 11 oczek.
- Cavs przystąpią do meczu w składzie dalekim od optymalnego. Nie zagra oczywiście Collin Sexton, ale wrócić nie zdąży też Jarrett Allen, który nie wyleczył jeszcze w pełni złamanego palca. Cavs tracą tym samym duża część swojej najmocniejszej formacji, czyli formacji podkoszowej. Zwłaszcza przeciwko Nets to duża strata.
- Nets są najsłabiej zabezpieczającą własną deskę ekipą w NBA. W defensywie udaje im się zebrać tylko 70,4% wszystkich możliwych piłek. To najgorszy wynik w lidze. Przeciwko takim zawodnikom jak Evan Mobley, Kevin Love, czy nawet Isaac Okoro, albo Lauri Markkanen, może grozić to dużą liczbą ponowień.
- Po stronie Nets zagrają Kevin Durant i Kyrie Irving. To są zawodnicy, którzy w każdym meczu mogą rzucić powyżej 30 punktów. Cavs nie tylko nie dysponują żadną tak pewną ofensywną opcją, ale też wystarczającą liczbą obrońców przeciwko takim graczom. O ile pojedynki Irvinga z Isaaciem Okoro, czy przede wszystkim Kevina Duranta z Evanem Mobley’em ,mogą być naprawdę pasjonujące, tak nie widać żadnych innych potencjalnych obrońców w grze 1 na 1.
- Odpowiedzią Cavs powinna być gra strefą. W sezonie regularnym często stosowali ustawienie 1-2-2, z Mobley’em na szczycie i dwoma innymi wysokimi z tyłu (Markkanen, Love, Allen kiedy grał). Może mieć to o tyle dużo sensu, że Nets w brew pozorom nie błyszczą w elemencie najgroźniejszym przeciwko strefie, czyli w trójkach z rogów. Trafiają ich tylko 3,1 na mecz (21. miejsce w lidze), a fakt, że od dawna nieobecny jest Joe Harris na pewno w tym nie pomaga.
- Skład Nets jest po prostu szerszy i lepszy. Oprócz tego, że dwóch najlepszych indywidualnie zawodników na ten moment gra po ich stronie, z ławki mają wartościowych zawodników, takich jak Patty Mills, Nic Claxton, czy nawet Goran Dragic. Trener Bickserstaff będzie musiał z kolei – nawet po skróceniu rotacji – posiłkować się dużymi minutami takich zawodników jak Cedi Osman, Lamar Stevens, czy zdecydowanie już zbyt stary Rajon Rondo.
Timberwolves – Clippers
(dziś 3:30)
Jeden z tych zespołów od razu wejdzie do Playoffów, gdzie zmierzy się w serii z Grizzlies, a drugi będzie musiał wygrać mecz ze zwycięzcą starcia Pelicans-Spurs, by w pierwszej rundzie zagrać przeciwko Suns. Stawka jest więc naprawdę spora – jeśli bowiem ktoś z tego duetu ma sprawić problemy rywalom w pierwszej rundzie, to zdecydowanie łatwiej będzie o to przeciwko młodym Grizzlies niż doświadczonym finalistom z zeszłego roku.
Clippers znaleźli się w turnieju Play-In – i to tak wysoko rozstawieni – nieco niespodziewanie. Praktycznie cały sezon rozegrali bez dwójki liderów, Kawhi Leonarda i Paula George’a. Ten drugi wypadł z gry jeszcze w grudniu i wrócił na kilka ostatnich meczów, wymiernie pomagając zespołowi w zajęciu dogodnej pozycji do ataku na Playoffy. Okazuje się, że Tyronn Lue z tych wszystkich Amirów Coffey’ów, Luke’ów Kennardów i Iviców Zubaców potrafił zmontować zespół na niezłym poziomie, do którego wystarczy dodać gwiazdę, żeby stał się bardzo groźny.
- Clippers byli w stanie poradzić sobie bardzo dobrze bez Paula George’a – bez niego notowali bilans 24-27, czyli 47% zwycięstw. Z nim na parkiecie z kolei są lepsi o +5,7 punktu na 100 posiadań, notując bilans 18-13, czyli 58% zwycięstw. Stosując takie duże uproszczenie, z Georgem Clippers są zespołem na poziomie 58% zwycięstw, czyli mniej więcej na poziomie Jazz czy Nuggets. To jest lepsza ekipa niż ich bilans.
- Pod znakiem zapytania stoi występ Luke’a Kennarda, który ma problemy ze ścięgnem udowym. Jego nieobecność byłaby dla zespołu dużym osłabieniem – to ten strzelec z dystansu, na którego grane są nieraz akcje w ataku pozycyjnym.
- W czterech meczach rozegranych pomiędzy tymi ekipami, Clippers nie wygrali tylko jednego – tego, w którym nie wystąpił Ivica Zubac. Center będzie dostępny na to spotkanie.
- Tak zwane 'Star Power’ wciąż znajduje się po stronie Wolves. W trudnej chwili piłka może powędrować zarówno do Edwardsa, Townsa, jak i Russella. Po drugiej stronie, oprócz Paula George’a, są mniej pewni Reggie Jackson, Marcus Morris, czy niedoświadczony Amir Coffey. To defensywa Clippers musi więc wystawić więcej solidnych defensorów w grze 1 na 1.
- Ofensywa Wilków rzutami za trzy stoi. Każdy z trójki liderów – zarówno Towns, Edwards, jak i Russell – grozi przede wszystkim rzutem z dystansu, czy to samodzielnie wykreowanym, czy po podaniu, na przykład w pick’n’popie. W czterech meczach tych ekip w sezonie regularnym, ta trójka została zatrzymana na łącznej skuteczności 22/63, co daje skromne 34,9%.
- Clippers wyraźną część ofensywy opierają na rzucie za trzy – są pod tym względem 3. najskuteczniejszą ekipą w całej lidze. Powyżej 40% trafia aż 6 zawodników – licząc Normana Powella, który wrócił na 5 ostatnich meczów ze skutecznością 54,2% Timberwolves będą więc musieli wykombinować jak ustawić ofensywę obwodową. W sezonie regularnym nie była to ich mocna strona – pozwalali rywalom na trafianie 13,1 trójki na mecz, co jest dopiero 25. wynikiem w całej lidze. Po drugiej stronie bieguna znajduje się defensywa Clippers, która pozwalała rywalom na tylko 11,7 trójki na mecz, co jest 5. wynikiem w całej stawce.