Play-In! Dziś wschód: Hornets-Pacers i Wizards-Celtics
No to zaczynamy! Biorąc pod uwagę, że pierwsza runda Playoffów najczęściej jest tą najmniej pasjonującą, turniej Play-In jawi się jako taka trzydniowa perełka w tym szalonym, niezdrowo napakowanym meczami terminarzu. W końcu przechodzimy do meczów, w których porażka realnie grozi odpadnięciem z gry. Jakie emocje czekają nas najbliższej nocy?
7. Celtics – 8. Wizards (3:00)
Pojedynek zespołów wyżej rozstawionych, a więc o trochę mniejszym ładunku emocjonalnym – bo choć zwycięzca tego meczu ma już zapewniony udział w pierwszej rundzie (przeciwko Nets), to przegrany nie odpada z rywalizacji, tylko dostanie jeszcze szansę z wygranym kolejnej pary.
Patrząc na takie zestawienie przed sezonem, bazując na sile zespołów na klasycznym 'papierze’, Celtics byliby zdecydowanymi faworytami. Wiemy jednak, jakie problemy ma Boston w tym sezonie; wiemy, że kontuzjowany jest Jaylen Brown i wiemy, jak słaba była końcówka sezonu w ich wykonaniu. Waszyngton też ma swoje problemy, ale skupmy się na razie na Celtics.
W ubiegłych latach playoffowe kłopoty Bostonu rozbijały się o pozycję centra – znajdował się taki Bam Adebayo i środkowi (nieźli, ale odstający fizycznością) jak Daniel Theis po prostu nie dawali rady go zatrzymać. Po stronie Wizards nie ma może takiego tura jak Bam, ale jest trzech bardzo różnych centrów, którymi trener Presti gra naprzemiennie i każdy z nich pełni w ofensywie rolę. Zarówno Robin Lopez, Alex len, jak i Daniel Gafford, mają usage% między 15-20%, co świadczy o ich czynnym udziale w ofensywie. To ciekawe, że Wizards jako zdecydowanie najszybciej grający zespół w lidze (104,67 posiadania, drudzy Bucks zaledwie 102,85), jest jednocześnie jednym z najczęściej grającym przez post-up. Co więcej, z tych akcji tyłem do kosza zdobywają punkty na naprawdę dobrej skuteczności (1,01 punktu na posiadanie). To rzadko się ze sobą łączy. W meczu o stawkę tempo mimochodem trochę pewnie zwolni, więc gry tyłem może być nawet więcej. Pytanie – czy Celtics mają na to odpowiedź?
W obozie Wizards tyłem do kosza grają nie tylko podkoszowi. W ligowej czołówce w ilości takich akcji jest Russell Westbrook, jest Rui Hachimura – zawodnicy z bardzo różnych pozycji. To zawodnicy bardzo silni i dynamiczni, potrafiący to wykorzystać. Istnieje duże ryzyko, że kiedy na parkiecie będą oni obaj, plus na przykład Robin Lopez, Wizards ZAWSZE będą w stanie znaleźć miss-match prowadzący do wzięcia na plecy znacznie słabszego obrońcy.
W tym kontekście bardzo bolesny będzie brak Jaylena Browna, który najpewniej poradziłby sobie mniej lub bardziej pilnując 1 na 1 Westbrooka. Tymczasem Celtics na boisko wychodzą piątkami, w których obok niewysokiego Kemby Walkera wychodzi równie nieimponujący fizycznie Evan Fournier, czy Tremont Waters. Trenerowi Bradowi Stevensowi – choć jest najwyższej próby defensywnym specjalistą – ciężko będzie ustawić przeciwko temu defensywę. Zwłaszcza, że podwojenia mogą okazać się zabójcze, kiedy w rogu stoi ktoś pokroju Davisa Bertansa. Oprócz Marcusa Smarta (który powinien już wrócić po trzech meczach przerwy) i starającego się Jaysona Tatuma, wielu dużych i silnych obrońców nie ma. Występ centra, Roberta Williamsa, też stoi pod znakiem zapytania, a akurat jego fizyczność byłaby nieoceniona.
Brzmi to wszystko bardzo pesymistycznie dla Celtics, ale trzeba pamiętać o kilku rzeczach. Po pierwsze: Bradley Beal nie jest zdrowy. Sam przyznał po ostatnim meczu sezonu regularnego (w którym dzielnie gonił tytuł króla strzelców), że jego ścięgno udowe wciąż go ogranicza. Po drugie: Celtics mają zdecydowanie więcej doświadczenia w meczach o stawkę. Zarówno Westbrook jak i Wall brali w takich udział, ale w zupełnie innych środowiskach. Trener Stevens też jest trenerem bardziej uznanym niż Scott Brooks. No i ostatnia sprawa – Jayson Tatum. Ten, w przeciwieństwie do Beala, jest zdrowy i jeśli zagra akurat mecz, w którym odda z 30 rzutów i trafi większość (a stać go na to) to Wizards mogą nie znaleźć odpowiedzi. Zwłaszcza, że obrona Wizards należy raczej do tych słabszych.
plusy Wizards:
- przewaga fizyczna, nie tylko pod koszem
- wiele opcji gry w post-up
- nieobecność Jaylena Browna
plusy Celtics:
- słaba obrona (głównie podkoszowa) Wizards
- kłopoty ze ścięgnem Bradley’a Beala
- więcej ogrania, doświadczenie (także na ławce trenerskiej)
9. Pacers – 10. Hornets (0:30)
No i tutaj proszę Państwa emocję będą wyższe. Wygrany zespół gra dalej – z przegranym wcześniejszej pary o miejsce 8. i prawo do gry w pierwszej rundzie przeciwko Sixers. Przegrany natomiast… Jedzie do domu. Kto okaże się tym przegranym?
Odpowiedź wydaje się trochę prostsza, niż w przypadku poprzedniego zestawienia. Charlotte – dla których był to w ogólnym rozrachunku całkiem przyzwoity sezon – mieli naprawdę słaby finisz. W ostatnich 10 meczach wygrali tylko 3 razy – 2 razy z Pistons i raz z Magic. Po prostu przestali trafiać rzuty – we wspomnianym okresie mają 27. skuteczność rzutów z gry (43,6%) i 25. skuteczność rzutów za trzy (32,5%). LaMalo pod koniec sezonu stracił trochę błysku (trudno mieć to za złe debiutantowi), a jego kontuzja w połowie sezonu, razem z problemami zdrowotnymi innych, jak Terry Rozier, Gordon Hayward, Devonte’ Graham, czy Miles Bridges, ewidentnie miały wpływ na rozjechanie się Hornets.
Swoje kłopoty kadrowe mieli też Pacers – w końcówce sezonu grali iście g-league’owymi ustawieniami, z takimi osobistościami jak Oshae Brisset, Kelan Martin, czy Amida Brimah, grającymi znaczące minuty. Mimo tego nie przegrywali seriami.
Do dzisiejszego meczu oba zespoły nie przystąpią w pełnym składzie. Dla Pacers nie zagra jeszcze Myles Turner, który jest już bliski powrotu do zdrowia, ale trener Bjorkgern wykluczył jego udział. Nie zagrają też TJ Warren i Jeremy Lamb, którzy poza grą pozostają od dawna. Dla Hornets nie zagra z kolei Gordon Hayward i to wydaje się być największym z wymienionych osłabień. To zawodnik, który średnio na mecz oddaje 15 rzutów i są to rzuty, które ciężko zastąpić. Głównie dlatego, że często są to rzuty wynikające z umiejętności dostania się bliżej kosza, skąd Hawyard grozi też rozegraniem. Taki point-forward dużo ułatwiał w grze Hornets.
Jest jedna formacja Charlotte wyraźnie słabsza od pozostałych i jest to pozycja centra. Duet Zeller-Biyombo będzie miał duży problem z zatrzymaniem Domantasa Sabonisa. Trener Bjorkgern nie wystawia Litwina na środku w wyjściowej piątce, ale długie minuty meczu spędza on de facto jako center i choć nie grozi regularnym rzutem za trzy, jego gra na piłce kilka metrów od kosza będzie stanowiła kłopot.
Może się okazać, że na Sabonisa Hornets najzwyczajniej w świecie nie mają odpowiedzi. W pojedyńczym meczu Hornets i tak będą jednak groźni, jako zespół, który w dużej mierze opiera się na próbach z dystansu. Jest tu kilku zawodników, których stać na erupcję punktów: od Terry’ego Roziera, przez Devonte’ Grahama, aż po LaMelo Balla. W ogóle bardzo ciekawie będzie zobaczyć Balla w meczu o stawkę już w jego pierwszym sezonie. Zobaczymy – choćby i w małym wymiarze – na ile jego głowa nadąża za jego niewątpliwym talentem. Przynajmniej na tym etapie kariery – nawet gdyby miał zagrać mecz na 0/10 z gry i 10 strat, to nie ma co się zżymać, on ma dopiero 19 lat i poznaje, co się z czym je. Jego występ to jedna z rzeczy, na które najbardziej czekam tej nocy.
plusy Pacers:
- doświadczenie playoffowe sprzed roku
- brak odpowiedzi Hornets na Sabonisa
- przewaga fizyczności na obwodzie
plusy Hornets:
- wolumen strzelecki (kilku graczy stać na to, by włożyć z 40 punktów)
- niezła obrona na skrzydłach (Bridges, Washington)
- nieprzewidywalność LaMelo Balla?