Piotr Trepka: Tylko tak nie musimy się nikogo bać
Drużyna ŁKS Coolpack Łódź od zmian na ławce szkoleniowej wygrała ostatnie cztery z pięciu meczów i obecnie plasuje się na dziesiątej pozycji w ligowej tabeli, choć identyczny bilans (7-7) w tym momencie ma jeszcze aż sześć innych zespołów. Piotr Trepka, wcześniejszy asystent mówi o…
swoich odczuciach…
Miałem na początku mieszane uczucia, ponieważ kolejny sezon współpracowałem z trenerem Jarosławem Krysiewiczem i była to dla mnie niezręczna oraz trudna sytuacja. Nie czułem się jednak winny i zawodnikom, którzy byli zaskoczeni również przekazałem, że nie jest to moja decyzja, ale zrobię wszystko, by nasza sytuacja się polepszyła, niezależnie czy to będą tylko dwa mecze czy więcej.
Czułem lojalność wobec trenera, ale przyjaźnie i praca z kimś to jedno, a dobro klubu, w którym spędziłem wiele lat jako zawodnik i trener, to już inna historia. Rozmawialiśmy z Jarkiem na ten temat i byliśmy w kontakcie, zatem znałem jego zdanie. W momencie kiedy zarząd był po rozmowie z trenerem Krysiewiczem, ten zasugerował mi, że pewnie zaproponują mi przejęcie zespołu. Tak rzeczywiście się stało. Zarząd najpierw zapytał mnie czy się podejmę pracę pierwszego trenera jeśli rozstaniemy się z trenerem Krysiewiczem, a następnie zaproponowali mi tę posadę na dwa najbliższe mecze. Przyjąłem propozycję będąc jednocześnie przekonanym, że to tylko sytuacja tymczasowa.
Samą decyzję o rozstaniu się z Jarkiem i mianowaniu mnie trenerem usłyszałem przed treningiem. Jako, że mam pod sobą także drugą ligę, a w mojej ocenie trudniej jest znaleźć tam trenera ze względu chociażby na stawki, byłem przekonany i nawet nakłaniałem zarząd, żeby poszukiwania trenera do pierwszej ligi trwały nadal. Sprawy potoczyły się jednak inaczej, wygraliśmy pierwsze mecze i klub był zadowolony. Atmosfera w drużynie poprawiła się i przyznano, że gra faktycznie wygląda lepiej. Wspólnie z zarządem stwierdziliśmy, że ściąganie kogoś na siłę nie ma sensu.
tym, co zmieniło się w ostatnim czasie…
Uważam, że linia, jaką mieliśmy z trenerem Krysiewiczem, to była słuszna linia. Problemem było to, że na boisku nie wyglądała tak, jak należy. Na początku skupiłem się na tym, a także na treningach, żeby były bardziej intensywne, a obrona była twardsza. Pamiętam swoje lata, a najlepsze miałem właśnie w Łodzi. Treningi były naprawdę cięższe niż mecze. Biliśmy się o każdą piłkę, walczyliśmy twardo i to chciałem zaszczepić w zawodnikach. Powiedziałem im, że jeśli przyjdzie mecz, to mamy czuć się się lepiej niż na treningu, jakby było łatwiej. Jeśli stworzymy sobie takie warunki na treningu, to w mojej ocenie będziemy w stanie wygrać z każdym. To był pierwszy kierunek – żebyśmy stawiali sobie twardsze warunki na treningu, grali z większą intensywnością, szybciej, bardziej zespołowo.
Chciałem również poszerzyć rotację i zmniejszyć liczbę minut liderów, bo każdy kto wywalczył awans może dać wiele zespołowi, a ten potencjał nie był dotychczas wykorzystywany. Sam grając w koszykówkę mam świadomość, że granie po trzydzieści minut w meczu na dużej intensywności to jest za wiele. Dla mnie optymalnie było grać średnio po 26-28 minut, aby faktycznie coś pozytywnego wnieść.
W samej taktyce zmian było niewiele. Teraz powoli będziemy dodawać nowe rzeczy. Kluczem było zrozumienie, że tylko gra jako zespół może przynieść nam efekt. Powiedziałem swoim graczom, że wierzę w nich, każdy może dać coś pozytywnego i będziemy grać szerzej. Każdy ma szansę i musi ciężko trenować, a tylko ich dyspozycja będzie determinowała do tego, kto będzie grał. Myślę, że teraz to zrozumieli i zaakceptowali. Wówczas nie musimy się nikogo bać. Każdy mecz utwierdza nas w tym przekonaniu, że to słuszna droga, choć liga jest bardzo nieprzewidywalna.