Phoenix Suns – niepozorny zespół TOP4 konferencji zachodniej
Pamiętacie, jak NBA po kilku miesiącach przerwy wznowiła rozgrywki w Bańce w Orlando i Phoenix Suns nie przegrali tam ani jednego meczu, a i tak nie udało im się ostatecznie wejść do Playoffów? Pewnie tak – chociaż przez to, jak intensywne są wydarzenia w naszym szalonym świecie, wydawać mogłoby się, że to było już bardzo dawno. Wtedy jednak nie brakowało opinii (uzasadnionych), że to nie jest przypadek i kolejny sezon Suns może wyglądać naprawdę dobrze. Skład się trochę zmienił – odszedł Kelly Oubre, a Rickiego Rubio zastąpiono Chrisem Paulem. Dzieje się jednak dokładnie to – Phoenix Suns są w tym sezonie świetni. Nie mówi się o tym jednak zbyt wiele. Może to właśnie ze względu na to, że się tego spodziewaliśmy. Nie tylko my przemilczamy ich świetny sezon (wybaczcie kibice Słońc) – za oceanem także niewiele jest publicystyki o zespole z Arizony. Tymczasem Suns zajmują czwarte miejsce w konferencji zachodniej z bilansem 20-11 – jest to procentowo szósty wynik w lidze. Przed Phoenix są obecnie tylko Jazz, Sixers, Clippers, Lakers i Nets – ci ostatni obecnie o zaledwie 0,2% zwycięstw. Można więc uznać, że na ten moment jest to ścisła czołówka NBA. Co więcej, są oni na fali wznoszącej – w ostatnich 15 meczach zanotowali aż 12 zwycięstw, wygrywając po drodze z Blazers, Sixers, czy Bucks.
Dodanie do tego składu Chrisa Paula trzeba rozpatrywać jako naprawdę dobry ruch. Można było mieć obiekcje w chwili transferu, bo kontrakt CP#3 w wieku 35 lat jest jednak ogromny. Zarząd zespołu poszedł jednak na całość, rozumiejąc, czego potrzebuje ten zespół. Devin Booker jako lider grający na piłce potrzebuje oddechu – kogoś, kto będzie skutecznie prowadził atak. Ricky Rubio to dobry rozgrywający, ale nie taki, który sam grozi rzutem. Myśleliśmy o tym jako o utrudnieniu w sytuacjach, kiedy Booker gra obok rozgrywającego i ten drugi akurat nie ma piłki w rękach. Okazuje się jednak, że chodzi w większej mierze o minuty, w których Bookera nie ma na boisku. Duet Booker & Paul grający razem nie przynosi bowiem wiele dobrego. A przynajmniej nie tak dużo, jak grając oddzielnie.
Statystyka – spośród 20 duetów Suns, które zagrały w tym sezonie więcej niż 200 minut wspólnie, Booker i Paul są dopiero na 19. miejscu pod kątem plus/minus (w sumie i tak są +1,5, co pokazuje, że trener Monty Williams wie jak zestawiać ze sobą zawodników. Dalej – spośród 20 najczęściej grających razem piątek Suns w tym sezonie, 8 najbardziej plusowych to takie, w których Booker i Paul nie pojawiają się wspólnie.
Suns są lepsi, kiedy gra tylko jeden z nich. Wciąż są jednak dobrzy, kiedy grają obaj. Trener Williams robi bardzo dobrą robotę, rotując ich minutami. Nie tylko z resztą w tym aspekcie. Pierwsza piątka Phoenix długo składała się z Paula, Bookera, Bridgesa, Crowdera i Aytona. W pewnym momencie doszło do zamiany Crowdera na Kaminsky’ego. Nie była to zmiana najbardziej oczywista – szybciej do głowy przyszedłby świetnie grający drugoroczniak Cameron Johnson, albo dobrze wyglądający w tym sezonie Dario Saric. Tymczasem piątka Paul-Booker-Bridges-Kaminsky-Ayton jest w ponad 127 wspólnie zagranych minut +17,5. Warto zaznaczyć – jest to najbardziej plusowe ustawienie, w którym wspólnie gra trzech najlepszych zawodników: Booker, Paul i Ayton. To jest tercet, który może nie uzupełnia się idealnie, ale Monty Williams wie jak go otoczyć, żeby to działało.
To kwestia spacingu, znajdowania odpowiednich pozycji do rzutu – szeroko pojętej ofensywy. Ta jest łatwiejsza, kiedy ma się w zespole potrafiącego trafić z każdej pozycji Devina Bookera. To jednak defensywa stała się tym, co wywindowało Suns do tego poziomu, na którym obecnie się znajdują. Suns mają na skrzydłach masę zawodników robiących różnicę w tym aspekcie – Jae Crowder, Cameron Johnson, czy przede wszystkim Mikal Bridges. Do tego rozumiejący coraz lepiej zespołową defensywę Deandre Ayton, wciąż jeszcze dobry w obronie mimo spadku szybkości Chris Paul i Devin Booker – obrońca nie idealny, ale robiący postępy z sezonu na sezon. Suns nie imponują liczbą przechwytów (6,4, 28. miejsce w lidze), czy bloków (4,3, 27. miejsce w lidze). Są jednak bardzo dobrzy w rotowaniu na obwodzie – zwłaszcza w pilnowaniu rogów boiska. Przeciwko nim rywale praktycznie nie trafiają trójek z narożników. Pozwalają na 2,5 trafionej trójki z narożnika na mecz (3. miejsce w lidze). W pozostałych trójkach ograniczają rywali do 8,6 trafienia na mecz (4. miejsce).
Suns kryją na obwodzie naprawdę agresywnie. Wysocy nie boją się grać show przeciwko zasłonom rywali (wychodzić wysoko), czy nawet zmieniać krycia na kozłującym. Naprawdę nieźle radzi sobie w kontestowaniu rzutów z daleka po zasłonie – mimo swoich ograniczeń w mobilności – Deandre Ayton:
W ten sposób w wygranym meczu z Blazers (132:100!) udało im się ograniczyć Damiana Lillarda do 1/7, a Gary’ego Trenta Jr. do 3/12 trafień za trzy. We wcześniejszym meczu z Grizzlies na przykład, wpadli na ryzykowny pomysł podwajania Ja Moranta z piłką. Ryzykowny, bo to świetny podający, który mógł z łatwością znaleźć kolegę na czystej pozycji. Znajdował, ale ale obrońca z pomocy zawsze był na posterunku. Nawet kiedy nie miał już szans zdążyć, sugestywnie markował podbiegnięcie, skupiając się już na zbiórce defensywnej:
Przy tej agresywnej obronie na obwodzie, Suns udaje się nie oddawać deski. Sumarycznie nie zbierają wiele, ale mają jeden z najwyższych w lidze procentowych współczynników zbiórek defensywnych – ich łupem pada 74,7% wszystkich możliwych. Skuteczność i solidność przejawia się z resztą też w innych elementach gry ekipy z Arizony. Grają na przykład tylko 15,8 posiadań w kontrataku na mecz (21. w lidze), ale zdobywają przy tym zdecydowanie najlepsze w stawce 1,22 punktu na posiadanie. Nie zbierają też wiele w ofensywie, ale kiedy już zbierają, zdobywają z dobitek zdecydowanie najlepsze w lidze 1,26 punktu na posiadanie.
Suns to po prostu porządny zespół – przykładający się do tego, co robi, trzymający się swoich założeń, grający z zaangażowaniem. Trudno wyrokować, czy ta „porządność” da im szansę na walkę w Playoffach – w realiach sezonu regularnego, kiedy liczy się przede wszystkim regularność, ich zaangażowanie zdecydowanie popłaca.