Paul George: Nie ma powodów do obaw
Los Angeles Clippers ku zaskoczeniu koszykarskiego świata przegrali oba mecze u siebie. Teraz przy stanie 0-2 muszą jechać do Dallas, gdzie spróbują odwrócić losy serii o 180 stopni. Stawka jest szalenie wysoka. Porażka w pierwszej rundzie byłaby katastrofą dla klubu, który stał się jednym z głównych faworytów do tytułu po tym, jak dwa lata temu do składu dołączono Paula George’a i Kawhi Leonarda.
Tymczasem jak dotąd ten duet wygrał z problemami jedną serię playoffów, po czym odpadł w fatalnym stylu mimo prowadzenia 3-1. Od tamtego momentu Clippers przegrali już 5 meczów w playoffach z rzędu. Na dzień dzisiejszy są w najgorszej sytuacji z wszystkich drużyn w pierwszej rundzie.
W Los Angeles zachowują jednak nadzwyczajny spokój. Na dzisiejszej konferencji pomeczowej, padło pytanie o to, jak bardzo wzrósł poziom niepokoju w drużynie po porażce w drugim meczu. Paul George odparł wprost:
„Wcale. To jest prawdziwy pojedynek i musimy stanąć na wysokości zadania. Fakty są takie, że jeśli nam się nie uda, to koniec. Nie ma powodów do obaw. Musimy po prostu zagrać swoje, szczególnie w obronie. Luka będzie miał swoje okazje. My musimy skupić się przede wszystkim na ograniczeniu pozostałych.”
Paul George
Oczywiście, jako jeden z liderów PG nie może teraz opowiadać, że Clippers są pogrążeni w kryzysie i obawiają się, że do LA wrócą już jedynie na wakacje. Z drugiej strony jednak nie ma co oszukiwać dziennikarzy i fanów. Clippers dostali dzisiaj kapitalny mecz od Kawhi Leonarda i naprawdę dobry w wykonaniu Paula George’a, a i tak nie byli w stanie dogonić Dallas. Zachowanie spokoju i próby zagrania swojej koszykówki oglądaliśmy w pierwszych dwóch meczach i wszyscy widzieliśmy jaki przyniosły one skutek. LAC muszą dać z siebie 110%, bo inaczej może się to skończyć sweepem.
Sam byłem przekonany, że LAC spokojnie poradzą sobie z Dallas właśnie poprzez ograniczenie kolegów Doncica. Dwa pierwsze spotkania pokazały w jak ogromnym błędzie tkwiłem. Clippers kolejny raz są totalnie nieprzygotowani na najważniejszy okres w sezonie. Na domiar złego, zespół z Miasta Aniołów specjalnie tankował ostatnie 2 mecze sezonu regularnego, żeby trafić na Mavs (i uniknąć Lakers przed finałami konferencji).
Nie wiem, czy to kwestia tożsamości drużyny, wewnętrznych konfliktów, karmy, czy niezdolności do dźwignięcia presji. Jeśli chodzi o ten ostatni problem, to trener Ty Lue ma tutaj rozwiązanie, przynamniej na dwa najbliższe mecze:
„Nie jestem wcale zaniepokojony. Musimy wygrać 4 mecze w tej serii, a grając w hali przeciwnika nie masz presji, że musisz trafiać swoje rzuty. Przyjeżdżasz do rywali i próbujesz urwać mecz, może dwa. Teraz oni muszą wrócić do domu i kontynuować taką formę strzelecką, jaką prezentowali dotychczas. Łatwo jest dokonać tego na wyjeździe bez większej presji. Zobaczymy w meczu numer 3.”
Tyronn Lue
Lue próbuje ściągnąć presję ze swoich podopiecznych, aczkolwiek powinien być ostrożny. Clippers do tej pory nie potrafią znaleźć absolutnie żadnej odpowiedzi na Lukę Doncica. A przecież grali z nim albo na neutralnym terenie, albo u siebie. Tymczasem we własnej hali, przy wsparciu 15 tysięcy kibiców, którzy pojawią się na meczu, Słoweniec może wznieść się na jeszcze wyższy poziom. Tym bardziej, że on nic w tej serii nie musi, on tylko może. Dla LAC z kolei ta porażka oznacza de facto koniec sezonu, gdyż nikt jeszcze nie wygrał serii przy stanie 0-3. Nawet więc jeśli presja na wyjeździe faktycznie będzie nieco mniejsza niż u siebie, to w przypadku Clippers i tak będzie ona ogromna. Do tej pory sobie z nią nie radzili. To ostatni dzwonek na to, aby to zmienić.