Ostatni tydzień sezonu NBA! Jak rozkładają się szanse na tytuł?
Do końca sezonu został już tylko tydzień. Ekscytacja! Przynajmniej po mojej stronie, mam nadzieję, że u Was też. Na ostatniej prostej spróbujmy sobie trochę uporządkować szanse poszczególnych ekip na końcowy sukces, czyli Mistrzostwo NBA.
Na wstępie nakreślmy co oczywiste – wszystko, co poniżej, to w pełni subiektywny podział na kategorie zespołów, który niech będzie tylko punktem wyjścia do konstruktywnej dyskusji. Pozwoliłem podzielić sobie kilkanaście najlepszych (moim zdaniem) ekip na cztery półki:
Faworyci
Milwaukee Bucks
Phoenix Suns
Miami Heat
Łatwo zapomnieć, że Milwaukee Bucks to obrońcy tytułu i wciąż najgroźniejszy zespół w stawce. To w dużej mierze ze względu na problemy kadrowe, ale też generalnie dość leniwie rozegrany sezon regularny. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że przy niezłym zaledwie bilansie 48-30, który daje 61,5% zwycięstw, ich procent wygranych rośnie, kiedy trener Budenholzer ma do dyspozycji całe trio Giannis-Middleton-Holiday. Jeśli dobrze liczę, z nimi na boisku Bucks mają w tym sezonie bilans 35-8, co daje aż 81,4% zwycięstw. Do gry wrócił Brook Lopez, co znów poszerza ich repertuar defensywy przeciwko pick’n’rollom o solidny drop z obroną obręczy. Z Giannisem na piłce, Middletonem i Holiday’em jako kreującymi dodatkową ofensywę z Giannisem w okolicach obręczy i z rzucającym za trzy środkowym, Bucks mają mnóstwo opcji w ataku, jak i w obronie, gdzie mogą switchować praktycznie wszystko. Kiedy rotacja zostanie skrócona do 7-8 zawodników, kto jest ich najsłabszym obrońcą indywidualnym? Nie ma tam słabego obrońcy. Atakować po zasłonach można co najwyżej Brooka Lopeza, który i tak dobrze sonie w tych sytuacjach radzi. W serii do 4 zwycięstw będzie piekielnie ciężko coś przeciwko nim wymyślić.
Phoenix Suns, jako zespół z najlepszym bilansem w lidze, naturalnie aspiruje do grona ścisłych faworytów. Zwłaszcza, że ta grupa w niemal niezmienionym składzie walczyła już rok temu w Finałach NBA. Ich najczęściej grająca w tym sezonie piątka to dokładnie ta, która wyszła na pierwszy mecz Finałów przeciwko Bucks. Cała rotacja jest jednak wzmocniona solidnym rezerwowym centrem (JaVale McGee!) i combo-guardem, który dostarczy punktów po akcjach indywidualnych jeśli trzeba (Landry Shamet). Poza tym, tacy goście jak Cam Johnson, Mikal Bridges, czy nawet Devin Booker, stali się tylko lepsi. Jeśli Chris Paul będzie zdrowy, są topowym zespołem. Pokazała to jego ostatnia nieobecność – bez niego spadają o tier niżej.
Długo zastanawiałem się, czy umieścić Miami Heat tu, czy tier niżej. Można by umieścić ich razem z tą czołową czwórką ze wschodu, ale wśród nich to Heat mają kilka atutów. Podstawowym jawi mi się fakt, że ich ofensywa jest bardzo… Albo inaczej – nie jest jednowymiarowa. Atak Miami nie opiera się na prostym pick’n’rollu dwóch najlepszych zawodników. Żeby bronić przeciwko nim w serii, trzeba zorientować się jakim sposobem piłka dostaje się w rogi boiska do strzelców, nie odpuszczając jednocześnie strefy podkoszowej gdzie straszy Bam Adebayo. Ich handicap na starcie każdej serii polegać będzie na tym, ze trener rywali będzie potrzebował chwili, żeby rozpracować zagrywki Spoelstry. To jak granie białymi bierkami w szachy.
(Kursy na dzień 05.04.2022)
Runner-ups
Boston Celtics
Brooklyn Nets
Philadelphia 76ers
Utah Jazz
Jeszcze niedawno Boston Celtics nie znajdował się w tej grupie – był wyraźnie niżej. Ich końcówka sezonu jest jednak niesamowita. Od 15 meczów są nie tylko najlepszą ofensywą ligi, ale dysponują także 3. najlepszą defensywą. Zwłaszcza ten drugi fakt jest imponujący, biorąc pod uwagę kontuzję Roberta Williamsa III i pojedyncze mecze opuszczane przez takich zawodników jak Marcus Smart, Al Horford, czy Jaylen Brown. W tym składzie – zwłaszcza, kiedy rotacja zostanie trochę skrócona na Playoffy – nie ma słabego indywidualnie obrońcy. Zazwyczaj taktyka rywali w Playoffach zasadza się na konstruowaniu akcji w taki sposób, by oddawać rzuty przeciwko najsłabszym indywidualnie defensorom rywali. Kiedy rotacja zamknie się w 7-8 zawodnikach, kogo można atakować w ataku pozycyjnym? Paytona Pritcharda? Gość jest niski, ale to wciąż świetny obrońca. Jeśli zagrają na pełnym zaangażowaniu, szczur się nie przeciśnie przez tę defensywę.
W sporcie Twoim sprzymierzeńcem zawsze są stabilność i powtarzalność. Trudno więc stawiać pieniądze na zwycięstwo Brooklyn Nets, gdzie niewiadome są chyba najwyraźniejsze. Podstawową jest Ben Simmons, który w Play-In nie zagra już na pewno (co potwierdził trener Nash), ale w Playoffach być może się uda. Jeśli na parkiecie będzie trio Durant-Simmons-Irving, potrafię uwierzyć, że stać ich na pokonanie każdego. Bez Bena może im jednak zabraknąć defensywnego i atletycznego 'depnięcia’. Koniec końców zawsze będzie na boisku jakiś Patty Mills i Seth Curry, przez których rywale będą zdobywać punkty. Durant i Irving z kolei nie nawrzucają w każdym meczu po 50 oczek – zwłaszcza, kiedy rywale się na nich skupią.
Duet Irvinga z Durantem to ofensywna maszynka, ale na papierze to duet Harden-Embiid może być najgroźniejszym zestawieniem w lidze. Philadelphia 76ers z Embiidem na pakiecie są lepsi od rywali o 11.1 punktu na 100 posiadań, a z Hardenem lepsi o 7,3 punktu na 100 posiadań. Obaj są świetni i bardzo dobrze się uzupełniając, zostawiając sobie wzajemnie przestrzeń. Doc Rivers nie jest jednak w stanie – zwłaszcza w Playoffach – trzymać ich obu cały czas na parkiecie. Przy zawężonych rotacjach trzeba będzie jeszcze bardziej podzielić ich minuty, a w tym czasie defensywa rywali będzie miała ułatwione zadanie – skupić się na jednym z nich. Jasne – punktów mogą dostarczyć inni, na przykład Tyrese Maxey, czy zapomniany trochę Tobias Harris. Mimo wszystko jednak przy dość cienkiej rotacji, w której regularne minuty będą musieli grać (z całym szacunkiem) Georges Niang, czy Furkan Korkmaz, ta ekipa jawi się jako nieco… Jednowymiarowa.
Utah Jazz zaliczyli spacer w dół, z jednego z faworytów na starcie sezonu, do miana solidnego rywala dla najmocniejszych ekip. Jasne – ich wspólne doświadczenie gry w podobnym składzie od kilku lat będzie jak zwykle bardzo pomocne. Wciąż brakuje im jednak klasycznie pojmowanego lidera. Donovan Mitchell to świetny koszykarz, ale efektywnością odbiega od najlepszych. Nie rzuca z przewyższenia, nie jest wybitnym rozgrywającym, zatrzymanie zespołu z nim na kierownicy jest nieco prostsze, niż w absolutnej ligowej czołówki. Nie jest łatwe. Jest nieco łatwiejsze. Nawet jeśli jednak pozwolić mu zdobyć 40+ punktów, niewiele jest wokół opcji ofensywnych do gry na piłce, które mogą go wspomóc. Brak Joe Inglesa to będzie duża strata. Jazz to jednak wciąż zespół, przeciwko któremu trudno zdobywać punkty, kiedy na boisku jest Rudy Gobert. Kiedy jest na nim Mitchell, oni sami też swoje punkty zdobędą.
(Kursy na dzień 05.04.2022)
Czarne konie
Dallas Mavericks
Golden State Warriors
Chicago Bulls
Denver Nuggets
W Playoffach siła gwiazd jest jeszcze ważniejsza niż w sezonie regularnym. Na przestrzeni 82 spotkań można sporo nadrobić solidnym, dobrze poukładanym kolektywem, ale w 7-meczowej serii dużo istotniejsze są te momenty, kiedy grę na swoje barki może wziąć jeden pewniak. W Dallas Mavericks taki człowiek jest i nazywa się Luka Doncic. Już w zeszłym roku zacięta seria z Clippers, rozstrzygnięta dopiero po 7 meczach pomimo grającego na jednej nodze Doncicia pokazała, że Mavericks stać na walkę playoffową. Skład jednak trochę się zmienił. Po transferze Kristapsa Porzingisa, rotacja podkoszowa zrobiła się już naprawdę wąska. Poza Dwightem Powellem, który jest mocno small-ballowym centrem, jest jeszcze Maxi Kleber – równie small-ballowy center. Kiedy dojdzie do starcia z zespołem, który będzie skłonny wykorzystać brak wzrostu pod koszem, pojedyncze minuty Bobana Marjanovivia mogą nie wystarczyć. Nie ulega jednak wątpliwości, że Luka jest w stanie wyciągnąć zwycięstwo w meczu przeciwko każdemu.
Golden State Warriors spokojnie mogliby znaleźć się w wyższych kategoriach, gdyby nie ich problemy zdrowotne – zwłaszcza te Stepha Curry’ego. Data jego powrotu nie jest znana – kolejne doniesienia o jego stanie zdrowia (być może datę powrotu) mamy poznać do 11 kwietnia, a więc przed samym turniejem Play-In. Steph może więc wrócić na Playoffy, ale pozostaje pytanie, na ile jego stopa będzie sprawna po zaledwie miesiącu przerwy i na ile jego celownik będzie wyregulowany. To ważne. Nie zapominajmy, że problemy z plecami ma Otto Porter, zdrowie regularnie dokazuje kluczowemu Draymondowi Greenowi, a skuteczność rzutów z gry Andrew Wigginsa z biegiem sezonu spada i niebezpiecznie zbliża się do 40%. Golden State Warriors z ich najlepszego momentu w tym sezonie stać na wszystko – niestety, ten końcowy etap sezonu to nie jest ich najlepszy moment sezonu.
Ostatnie mecze zdecydowanie nie są najlepszym momentem sezonu także dla Chicago Bulls. Niemal 33-letni DeMar DeRozan odwykły od roli lidera spadł już z poziomu 'walka o MVP’, Zach LaVine dalej gra na bolącym kolanie, a kontuzje Lonzo Balla i Alexa Caruso (ten drugi wrócił już jakiś czas temu) odebrały Bykom sporo defensywnej prezencji. Nieco słabsza pierwsza linia obrony demaskuje braki w formacji podkoszowej, która będzie łatwym celem dla nieco wyższych zespołów z czołówki, jak Bucks z Giannisem, czy Sixers z Embiidem. Bulls, przez cały sezon trafiający 48% z gry (3. miejsce, ligowa czołówka) w ostatnich 15 gracz spadli do poziomu 46,5% (19. miejsce w lidze). Peak mają w tym sezonie chyba za sobą.
Nieszczęsne kontuzje. Ze zdrowymi Jamalem Murray’em i Michaelem Porterem Jr. Denver Nuggets na bank byliby wyżej. Ci jednak zdrowi nie są i Nikola Jokic pozostaje nieco osamotniony. Problem pojawia się zwłaszcza na skrzydłach. Na obwodzie są Barton, Morris, Hyland, czy Rivers, co nie jest może wymarzoną ekipa, ale są to nazwiska do grania. Na skrzydłach obok Aarona Gordona i Jamychala Greena – którzy z konieczności wyszli ostatnio obok siebie w pierwszej piątce pod nieobecność Jeffa Greena – brakuje kreacji rzutu, brakuje trójki – tego, co dostarczał Porter Jr.. To jest zespół zawodnika będącego MVP tej ligi, który poza tym MVP ma zbyt wiele braków, żeby nie dać się rozpracować trenerom rywali. Seria z Nuggets to wciąż jest jednak starcie z (najprawdopodobniej) MVP tego sezonu.
(Kursy na dzień 05.04.2022)
Niewygodni
Los Angeles Clippers
Memphis Grizzlies
Toronto Raptors
Minnesota Timberwolves
Cechą wspólną wszystkich zespołów na tej półce jest fakt, że jeszcze dla nich zbyt wcześnie – poza jednym zespołem, którym są Los Angeles Clippers. Tyronn Lue wykonał kawał dobrej roboty, utrzymując w strefie Play-In zespół, którego najlepszym zawodnikiem był… Marcus Morris? Ivica Zubac? Amir Coffey? Ta ekipa naprawdę grała i wygrywała mecze. Gdyby została w takim kształcie, w ewentualnych Playoffach byliby zespołem do ogrania w 4 lub w porywach 5 meczach. Wrócił jednak Paul George, który z miejsca czyni tę ekipę znacznie groźniejszą. Może nie na tyle, żeby wygrać serię w pierwszej rundzie z wysoko rozstawionym rywalem, ale na pewno na tyle, by nawet wyżej rozstawione zespoły nie miały łatwego spacerku.
Jeśli chodzi o Memphis Grizzlies, to znowu – Ja Morant to koszykarz, który już teraz jest w stanie wygrać mecz w pojedynkę. Wokół niego jest świetny zespół, kolektyw zdolny zdobywać punkty więcej niż jedna parą rąk i stanowiący 6. defensywę całego sezonu (!). To nie będzie łatwy rywal – na obwodzie do krycia jest wielu strzelców, a pod koszem Steven Adams, Jaren Jackson Jr. i kilku innych rozwiązuje problem centymetrów i kilogramów, z którym mierzy się kilka innych ekip. Nie należy jednak lekceważyć faktu, że dla lidera – ale też dla większości kluczowych graczy – to będzie pierwsze poważne playoffowe doświadczenie. Rok temu zagrali w pierwszej rundzie, urywając nawet jeden mecz Jazz. Tym razem przejście pierwszej rundy może być w ich zasięgu – w dużej mierze przez fakt, że zajmą 2. miejsce w konferencji (!) i zmierzą się z teoretycznie słabszym rywalem. Przeciwko czołówce brak playoffowego doświadczenia (zawodników, ale też trenera Jenkinsa) będzie raczej decydujący. Ten zespół najlepsze ma dopiero przed sobą.
Granie przeciwko długim i silnym zespołom jest cholernie niewygodne, a takim zespołem są właśnie Toronto Raptors. Scottie Barnes, Precious Achiuwa, Pascal Siakam, Chris Boucher, nawet OG Anunoby – to są długie, atletyczne, defensywne ramiona, przez które trzeba się przedrzeć bez maczety. Tak, jak nie widzę w top5 wschodu zespołu, z którym Raptors mają jakieś większe szanse na wygranie serii, tak dla żadnej z tych ekip zdobywanie punktów w Toronto nie będzie łatwe i przyjemne.
Minnesota Timberwolves, żeby zagrać w Playoffach, będą musieli najpewniej przejść turniej Play-In, co samo w sobie nie będzie spacerkiem. Później jednak dla defensyw rywali będą stanowić nie lada łamigłówkę – trzeba będzie znaleźć trzech różnych obrońców na Anthony’ego Edwardsa, D’Angelo Russella i Karl-Anthony’ego Townsa, z których każdy może w danym meczu odpalić na 40 i więcej punktów. Czy da to więcej niż 1-2 wygrane w serii? Może nie, ale i tak trzeba będzie na ich rzut uważać.
(Kursy na dzień 05.04.2022)