Noc otwarcia za nami! George wygrywa derby LA, debiut Wisemana
No i stało się – 75. sezon NBA ruszył w tym nietypowym, przedświątecznym terminie. Za nami dwa mecze:
Warriors – Nets – 99:125
Nets poradzili sobie dosyć łatwo. Ten mecz przywodził na myśl taką tezę – łatwiej wprowadzić nową gwiazdę do zgranego zespołu, niż sprowadzić nowy zespół wokół doświadczonej gwiazdy. Warriors najzwyczajniej w świecie wyglądali na tle Nets, jak gdyby mniej się znali – w istocie tak jest. Curry biegał nieraz trochę sfrustrowany, widząc, że koledzy nie mają automatyzmów i nie są w odpowiednich miejscach, albo nie dostrzegają go w odpowiednich momentach.
Stephen zdobył 20 punktów i 10 asyst, okupione jednak słabą skutecznością 7/21 z gry – w tym 2/10 za trzy. Lepiej wypadł jego bezpośredni rywal, Kyrie Irving – 26 punktów, 4 asysty i 4 zbiórki w zaledwie 25 minut gry. Więcej grać nie musiał, bo wynik rozstrzygnięty był dość szybko:
Krótko grał też Kevin Durant – mniej więcej 25 minut. Jego pierwszy występ po poważnej kontuzji napawa jednak optymizmem. Wciąż jest niesamowicie długi i wciąż potrafi to wykorzystywać, by znajdować pozycje do rzutu. I żeby trafiać. Dziś uzbierał 22 punkty – w tym 10 w pierwsze 5 minut meczu:
Dla Warriors pierwszy mecz w karierze w NBA zagrał James Wiseman – od razu w pierwszej piątce, u boku Erica Paschalla grającego jako silny skrzydłowy. Wiseman wypadł naprawdę… Pewnie. Nie bał się i robił to, co miał robić. A może nawet więcej! Wiseman nie jest bowiem znany z rzutu, a już w debiucie oddał kilka prób z dalszej odległości, kiedy nadarzyła się okazja. Koniec końców trafił 1/1 za trzy. Łącznie uzbierał 19 punktów i 6 zbiórek i widać, że powinien od początku być zawodnikiem wnoszącym jakość.
Kelly po podwójnym espresso:
Durant i Curry wciąż ziomki:
LAC – LAL – 116:109
Po szalenie udanym preseason Lakers i raczej nieudanym preseason Clippers większość przypuszczała pewnie, że nie będzie tu wyrównanego starcia. I nie było – z tym, że na korzyść naprawdę dobrze wyglądających Clippers. Dobrze wyglądających na czele z Paulem Georgem: 33 punkty (z czego 26 w drugiej połowie), 6 zbiórek, 3 asysty na skuteczności 13/18 z gry:
Highlightem jego występu była jednak i tak usilna próba nabicia sobie jeszcze jednej asysty na nieistniejącym koledze z zespołu:
Lakers trochę zawiedli – od Anthony’ego Davisa oczekuje się więcej niż 18 punktów. Sam za siebie mówi z resztą jego wskaźnik plus/minus, prawie najgorsze w zespole -16 (gorsze było tylko 10 minut bez punktu Wesley’a Matthewsa i -18). Słabiutko wypadł Gasol, który przez 12 minut nie oddał rzutu i zaliczył 1 zbiórkę i 1 asystę. Dobrze wyglądał za to nowy duet Schroeder & Harrell. Zwłaszcza ten pierwszy, który otarł się o triple-double z linijką 14 punktów, 12 zbiórek i 8 asyst. 17 punktów i 10 zbiórek dorzucił Harrell:
LeBron? 22 punkty, 5 zbiórek, 5 asyst, wyjątkowo fajny jak na 36-latka wsad:
Zwyczajowo odbyła się ceremonia rozdania pierścieni, na której Giannis gratulował Kostasowi jego tytułu – kto by pomyślał: