Nets i Wolves w Playoffach – świetni KD i Kyrie, fatalny Towns
CLE – BKN – 108:115
LAC – MIN – 104:109
Znamy dwie kolejne ekipy, które zagrają w Playoffach – po minionej nocy do tego zacnego grona dołączają Brooklyn Nets, którzy w pierwszej rundzie zmierzą się z Celtics, oraz Minnesota Timberwolves, którzy stawią czoła Memphis Grizzlies w 7-meczowej serii.
Nets pokonali Cleveland Cavaliers, grających wciąż bez Jarretta Allena, co okazało się – bez niespodzianki – wyraźnym osłabieniem. Próbujący nadążać w strefie podkoszowej Lauri Markkanen wyglądał momentami jak dziecko zgubione przez rodziców w supermarkecie.
Nietrudno jednak wyglądać na zagubionego na tle tak dysponowanych rywali, jak Kyrie Irving i Kevin Durant. Kyrie w całym meczu uzbierał 34 punkty i 12 asyst, trafiając aż 12/15 rzutów z gry. Był bezbłędny. W pierwszej połowie trafił 9/9, z czego ostatnia próba wyglądała tak:
Sam Kyrie mógłby jednak nie wystarczyć. Nets już po pierwszej kwarcie prowadzili aż 40:20, ale Cavs byli w stanie nadgonić wynik na tyle, że pod sam koniec różnica stopniała do 5 oczek. Oprócz Irvinga był jednak świetny KD, który ofensywnie znów ustąpił trochę pola Irvingowi, ale i tak zanotował solidne 25 punktów i 11 asyst. Do tego dorzucił 5 zbiórek, 2 przechwyty i 3 bloki, prezentując się świetnie zwłaszcza po bronionej stronie parkietu:
Kawalerzystom brakuje trochę ofensywnych opcji, gotowych wypracować sobie samodzielnie rzut. Darius Garland robił co mógł – zdobył 34 punkty i rozdał 5 asyst, nie pozwalając na blowout:
Emocji nie zabrakło w Minnesocie, gdzie Wolves dopiero po comebacku i wyrównanej końcówce wygrali przeciwko Clippers. Szanse LAC zniknęły na dobrą sprawę dopiero po tym przechwycie Pata Beverley’a:
Jeszcze w połowie czwartej kwarty nic nie zwiastowało dobrego zakończenia dla Leśnych Wilków. Przegrywali różnicą 10 punktów, a… Powiedzieć, że Karl-Anthony Towns nie miał najlepszego dnia, to jak nic nie powiedzieć. Trafił 3/11 rzutów z gry, popełnił 4 straty i z 6 faulami po nieco ponad 30 minutach gry musiał opuścić parkiet. Tak zwany 'lowest point’ meczu dla gospodarzy:
Clippers przez większość spotkania wyglądali, jakby mieli to wygrać. Zapewniał to w dużej mierze dobry występ Paula George’a, który uzbierał w sumie 34 punkty, 7 zbiórek i 5 asyst, trafiając 6/12 prób z dystansu:
Szybko przyszło jednak otrzeźwienie i wielki powrót. Od momentu wyrzucenia Townsa z boiska, Wolves wygrali pozostałe kilka minut wynikiem 23:11. Aż 10 ze swoich 30 punktów zdobył w tym czasie Anthony Edwards. Na przestrzeni całego meczu wspomógł go D’Angelo Russell, notując 29 oczek i rozdając 6 asyst:
Radość ekipy z Minneapolis była naprawdę imponująca. Widać w tym jednak chemię, ta grupa ma chyba wspólną przyszłość: