NBA. Paolo Banchero zagrał pierwszy raz od końca października
Paolo Banchero powrócił po długiej przerwie i choć wciąż potrzebuje czasu, by dojść do pełni formy, od razu dał Orlando Magic zastrzyk energii. Jego obecność na parkiecie odmieniła ofensywę drużyny, a kibice, koledzy z zespołu i sam Banchero mogli wreszcie odetchnąć z ulgą.
Kiedy spiker zapowiadał skład wyjściowy Orlando Magic, ostatni z zawodników dostał szczególne powitanie. Nagle z głośników zamiast tradycyjnej muzyki rozbrzmiał dźwięk dzwonów, a hala eksplodowała aplauzem. Powrót Banchero zasługiwał na coś wyjątkowego, a cała otoczka dodała temu wydarzeniu teatralnego charakteru. Sam zawodnik nie krył uśmiechu, wracając do gry po kontuzji mięśnia skośnego brzucha, której doznał pod koniec października.
Po takich emocjach pojawiało się jedno pytanie – jak Paolo poradzi sobie na parkiecie po tak długiej przerwie?
Banchero znów robi różnicę
Odpowiedź przyszła, gdy mecz wkraczał w decydującą fazę. Banchero pokazał instynkt killera – zaczął szukać przewag, atakować mniejsze krycia, wchodzić pod kosz i wymuszać faule. Wyglądało to tak, jakby nigdy nie pauzował.
Oczywiście, powrót po kontuzji nie obył się bez błędów. W kluczowych momentach Banchero, choć trafiał ważne rzuty, popełniał też pomyłki. Ale to nie miało większego znaczenia. Wszyscy widzieli, jak wiele wnosi do drużyny i jak bardzo potrafi zmienić oblicze Orlando Magic, nawet mimo porażki 106:109 z Milwaukee Bucks.
To był jasny sygnał – im zdrowszy będzie Banchero, tym lepiej będzie wyglądała cała drużyna.
„Po prostu chciałem być sobą”
– Szczerze mówiąc, nawet nie zwróciłem uwagi na tę całą otoczkę. To po prostu się wydarzyło – mówił po meczu Banchero. – Starałem się być sobą, choć nie czułem się w pełni sił. Były momenty, gdy chciałem wbić piłkę z góry, ale nogi mi jeszcze nie dawały takiego skoku. Myślę, że z każdym kolejnym meczem moje ciało zacznie się przyzwyczajać – zakończył rozgrywający.
Paolo’s back
Banchero zakończył spotkanie z imponującym dorobkiem 34 punktów, 7 zbiórek i 3 asyst. Trafił 11 z 21 rzutów z gry, w tym 5 na 8 za trzy, spędzając na parkiecie 26 minut i 32 sekundy. Przekroczył swój limit czasowy o 32 sekundy, co później potwierdził trener Jamahl Mosley.
Z Banchero na boisku Orlando Magic grali lepiej. Z nim na parkiecie ofensywa osiągnęła rating 114,5 – lepszy niż ogólny wynik zespołu (110,4). Każdy obrońca Milwaukee Bucks wiedział, że musi zwrócić szczególną uwagę na powracającego gwiazdora.
– W pewnym momencie po prostu musieliśmy podać mu piłkę i pozwolić, by zrobił swoje – powiedział po meczu Tristan da Silva.
Trener Jamahl Mosley był pod ogromnym wrażeniem powrotu Banchero.
– Nie spodziewałem się takiego występu. Mogę to otwarcie powiedzieć – przyznał Mosley. – Ale taki właśnie jest Paolo. Ten chłopak ciężko pracował, by wrócić do gry. A to, co dziś pokazał – spokój, wybór odpowiednich rzutów, walka w obronie – pokazuje, jak bardzo chce wygrywać. To jest gwiazda, i to nie bez powodu – dodał szkoleniowiec Magic.
Najbardziej zaskakujące było to, że Banchero fizycznie prezentował się znakomicie. Jego pewność siebie i sposób gry zrobiły różnicę. Gdy tylko złapał rytm, wyglądał jak ten sam Paolo, którego wszyscy znają – lider gotowy do prowadzenia drużyny naprzód.