NBA: BJ Armstrong „Wolę oglądać grę na podwórku niż ligowy mecz”

NBA: BJ Armstrong „Wolę oglądać grę na podwórku niż ligowy mecz”

NBA: BJ Armstrong „Wolę oglądać grę na podwórku niż ligowy mecz”
Credit AP Photo/John Swart - Scanpix

Trzykrotny mistrz NBA BJ Armstrong woli oglądać spontaniczne gry na boisku niż mecze NBA, które według niego straciły kreatywność i różnorodność, a stały się zbyt zależne od rzutów za trzy punkty. Były rozgrywający Chicago Bulls wyraził swoje zdanie podczas rozmowy w The Hoop Genius Podcast, podkreślając, że dzisiejsza koszykówka nie daje mu już satysfakcji.

„Rzut za dwa punkty to już zły wybór?”

Armstrong, który zdobył mistrzostwa z Chicago Bulls w latach 90., zauważa, że zmiany w NBA doprowadziły do uproszczenia stylu gry.
Słyszę od ludzi z NBA – trenerów, analityków, dyrektorów – że rzut za dwa punkty to zły wybór. Mówią to prosto w twarz. 'Trafiasz 60% rzutów? Nie szkodzi, to i tak zły wybór. Liczą się tylko trójki z narożnika, wejścia pod kosz i rzuty osobiste.’ Tego nie rozumiem – powiedział Armstrong.

Jego zdaniem brak różnorodności w decyzjach na boisku sprawia, że zawodnicy stają się przewidywalni. – Najlepsi gracze nadal trafiają z półdystansu, bo potrafią analizować obronę. A dziś? Zawodnicy grają według sztywnych schematów. Brakuje im wyobraźni i zdolności do podejmowania decyzji na bieżąco – dodał.

„Obrońcy nie mogą dotykać rywali”

Kolejnym problemem, na który wskazuje były gwiazdor, jest zmiana podejścia do gry w obronie oraz polowania na faule przez ofensywnych zawodników.
Dzisiejsza koszykówka to pogoń za faulami. Zawodnicy nie idą pod kosz, żeby zdobyć punkty – idą tam, żeby wymusić faul. A kiedy sędzia nie odgwiżdże przewinienia, zachowują się, jakby ktoś odbierał im prawa. Nazywają to 'swim-through move’. Nie chodzi o grę, chodzi o wywalczenie przewagi” – mówi Armstrong.

Jego zdaniem takie podejście odbiera grze emocje, a ligi uczą zawodników, by ograniczali się do rzutów za trzy punkty lub wymuszania fauli.
Wszystkie 30 drużyn gra dokładnie tak samo. Jak to możliwe? Każdy zespół stawia na pięciu graczy rozciągniętych po obwodzie i oddaje 50 rzutów za trzy w meczu. Wygrywa ten, kto trafi więcej. Nie ma już różnorodności, nie ma kreatywności – podsumował.

„Koszykówka potrzebuje zmian”

Armstrong nie ukrywa, że to nie zawodników obwinia za obecny stan rzeczy, ale system, w którym funkcjonują. – „To, co widzimy na parkiecie, jest efektem nauki, którą dziś otrzymują młodzi zawodnicy. Zabieramy im umiejętność analizy gry, kreatywność i elastyczność. To nie oni są winni, to efekt filozofii, którą wdrażają trenerzy i analitycy” – mówi.

Jego krytyka NBA może otworzyć dyskusję na temat przyszłości ligi i konieczności zmiany jej filozofii. Czy NBA odzyska swoją dawną dynamikę i różnorodność? Czas pokaże.