Mikael Laihonen: Znam swoją wartość
Pół Fin, pół Polak. Do koszykarskiej pierwszej ligi trafił pierwszy raz w sezonie 2023/24. W rozmowie dla naszego portalu Mikael Laihonen, koszykarz Miasta Szkła Krosno daje się poznać bliżej.
Pamela Wrona: Jesteś w połowie Finem, a w połowie Polakiem. A czujesz się bardziej…
Mikael Laihonen, koszykarz Miasta Szkła Krosno: Zdecydowanie Finem. Nawet powiedziałbym, że w 90 proc.
Moja mama jest Polką, natomiast nigdy wcześniej nie mieszkałem w Polsce. Urodziłem się i wychowałem w Finlandii, gdzie mama wyjechała w 1988 roku. Chodziłem na naukę języka polskiego, ale tylko przez jakiś czas. Najwięcej nauczyłem się, jak mama w domu mówiła po polsku. Gdy byłem dzieckiem w wakacje odwiedzaliśmy babcię w Warszawie – było to może z dziesięć razy. Można powiedzieć, że byłem obyty z językiem polskim, ale nie miałem zbytnio okazji, by go używać.
Gra w Polsce jest jednak świetną okazją, by trenować język. Teraz idzie mi o wiele lepiej niż w zeszłym sezonie. Z babcią jest akurat tak, że gdy rozmawiamy przez telefon, to nie daje mi dojść do słowa, bo mówi tak dużo. Wobec tego jestem słuchaczem (śmiech). W tym sezonie jeszcze u niej nie byłem, ale będąc w Radomiu odwiedzałem ją niemal co miesiąc.
Moja mama uważa, że w Polsce wiele się zmieniło od jej wyjazdu. Zanim zdecydowałem się na Radom, była trochę sceptycznie nastawiona. Okazało się jednak inaczej, bo nie jest tak, jak pamięta.
Dlaczego koszykówka?
W Finlandii wszyscy grają w hokeja lub piłkę nożną. Zacząłem grać w piłkę nożną i byłem bramkarzem. Dobrze sobie radziłem. Kiedyś jednak spróbowałem jeszcze zagrać w koszykówkę i mi się spodobało. W wieku czternastu lat musiałem dokonać wyboru i postawiłem właśnie na nią. Być może ze względu na mój wzrost.
Jak gra się w koszykówkę w Finlandii?
W Finlandii raczej wszystko wygląda jak w Polsce. Do 23. roku życia nie grałem zawodowo, mogłem traktować to jako hobby. Gdy miałem 24 lata trafiłem do ekstraklasowego klubu. Przedtem nie patrzyłem na koszykówkę przez pryzmat kariery. Wydawało mi się, że nie jestem aż tak dobry. Mimo wszystko otrzymałem szansę w późnym wieku. Pierwszy rok poszedł mi dobrze i zostałem na kolejne dwa lata. Później miałem jeszcze dwa inne kluby.
Ekstraklasa w Finlandii nie jest na takim poziomie jak w Polsce. Wygląda to poniekąd tak, jakby w lidze rywalizowały ze sobą cztery najlepsze zespoły pierwszej ligi i cztery najsłabsze drużyny ekstraklasy. Jest OK, ale nie jest to bardzo wysoki poziom.
Jest jednak większy profesjonalizm, jeśli chodzi o organizację. Na przykład każdy zawodnik po każdym sezonie musi podpisać dokument potwierdzający, że nie ma wobec niego żadnych zaległości. Wystarczy, że jedna osoba tego nie poświadczy i klub nie otrzymuje licencji. Wszystko jest bardzo pilnowane. To naprawdę dobre rozwiązanie. Często do fińskiej ligi trafiają zagraniczni koszykarze tylko dlatego, że mają pewność, że otrzymają swój kontrakt w całości.
Spodziewałeś się, że kiedykolwiek będziesz mieć okazję, by mieszkać i grać w Polsce?
5 lat grałem w fińskiej ekstraklasie. Nie miałem jeszcze polskiego obywatelstwa, a w pewnym momencie poczułem, że chcę spróbować czegoś innego. Zacząłem starać się o podwójne obywatelstwo, ale cała procedura trwała dwa lata. Później mój agent szukał dla mnie klubu. Brałem pod uwagę tylko Polskę. Mając polski paszport łatwiej jest znaleźć pracodawcę, bo wówczas nie blokuje się miejsca dla obcokrajowca.
Chciałem sprawdzić się w polskiej ekstraklasie, ale było ciężko, bo byłem poniekąd anonimowy. W Radomiu kilka lat temu grał mój znajomy Fin (Carl Lindbom w latach 2018 – 2020 – przyp.red.). Rozmawiałem z nim i powiedział, że dobrze grało mu się w Radomiu u trenera Roberta Witki. HydroTruck okazał się zainteresowany. To był fajny czas i ciekawe doświadczenie.
Na tyle, aby dalej grać w Polsce. Dlaczego padło na Krosno?
Chciałem zostać w Polsce. Mam świadomość, że mając trzydzieści lat nie będę jeszcze długo grał. Chciałem spróbować czegoś jeszcze innego. Łatwiej było mi tu zostać, bo moja dziewczyna (Ria Öling – przyp.red.) gra profesjonalnie w piłkę nożną, także w reprezentacji Finlandii. Nie mieszka w Finlandii, ponieważ grała teraz w Szwecji. I tak jesteśmy na odległość, więc nie ma to większej różnicy gdzie mam podpisany kontrakt. Jest bardzo dobra w tym co robi.
Jak żyje się na taką odległość? Czy jest łatwiej ze względu na to, że sama jest sportowcem i funkcjonuje tak samo?
Teraz jest łatwiej, bo żyjemy tak już siedem lat. Na początku było to trudne. Gdy we dwoje robimy to samo, to lepiej jest nam to zrozumieć i się w tym odnaleźć. Wiemy jak to jest. Jak chce być się dobrym, to trzeba się poświęcić. Rozłąka z rodziną też nie jest łatwa, szczególnie jeśli jest się w innym kraju. Teraz jestem przyzwyczajony, zacząłem czuć się w Polsce jak w domu.
Skoro cały czas jeździsz rowerem, to chyba jesteś przyzwyczajony do niższych temperatur.
Teraz nie jest jakoś bardzo zimno, dla mnie jest jednak w porządku. Ale w lato było ciężko, było mi za gorąco i trudno było wytrzymać. W Finlandii mieszkałem w Turku, na południu. Nie jest aż tak zimno jak na północy kraju, ale różnica i tak jest spora. Natomiast ja bardzo lubię ten klimat. W marcu już robi się fajnie, ale w Finlandii często w maju jest jeszcze zimno.
Co podoba ci się najbardziej?
Podoba mi się to, że są góry, bo w Finlandii nie ma ich wcale, jest dużo jezior. Jedzenie jest bardzo dobre, odpowiada mi. Rok temu byłem z kolegą w Krakowie i Zakopanem, zakochał się w pierogach oraz plackach ziemniaczanych, więc to jest naprawdę dobre. Ale jak babcia zrobi rosół i pierogi… (śmiech).
Wracając na parkiet, jakbyś porównał oba sezony w Polsce?
Rok temu czułem się dobrze. Teraz w okresie przygotowawczym również, ale nie wiem dlaczego w sezonie jest już inaczej. To mój najsłabszy czas w karierze. Gdy jesteś zawodnikiem, często 90 proc. to głowa. Jak ci nie idzie, myślisz za dużo, narzucasz sobie presję. Nie mogę powiedzieć dlaczego tak jest akurat teraz. Nie chodzi o trenera i drużynę, tylko chodzi o mnie. Co więcej, mamy teraz inny zespół, inne role i inne cele, dlatego nie ma co patrzeć na moje poprzednie statystyki.
Sam sezon jest trudniejszy niż poprzedni, o wiele bardziej wyrównany. Z kimkolwiek grasz, te mecze w większości są na styku i rozstrzygają się w końcówce. Nie pamiętam, żeby aż tak było w zeszłym sezonie. Ale każdy mecz jest bardzo ważny.
Jak masz jeden dobry mecz, możesz wówczas się otworzyć. Czasami potrzeba tylko tyle. Na razie czuję się zamknięty. Natomiast wiem, co potrafię i jakim jestem koszykarzem. Jestem przekonany, że kiedyś ta lepsza forma przyjdzie. Wiem, że nie jestem już najmłodszy. Ale im jest się starszym, tym mniej zależy ci na minutach. Ważniejsze jest to, żeby zespół wygrywał, a ja miał w tym tylko swój udział. Wtedy jestem zadowolony.
Inaczej jakbym miał 21 lat, bo młodzi gracze potrzebują minut i patrzą na to, by grać jak najwięcej. Dla mnie już co innego ma znaczenie. Nie liczy się to, kto ile rzucił punktów i kto najwięcej. Dla mnie większe znaczenie ma +/-. Każdy ma też swoją rolę w zespole, o której często wiemy tylko w drużynie.
Jeśli odczuwasz presję, to masz wobec siebie wysokie oczekiwania?
Sam zrobiłem sobie dużą presję. Pomaga mi to, jak rozmawiam z dziewczyną i rodziną. Pierwszy raz w mojej karierze skorzystałem z pomocy psychologa sportu. Dużo mi to pomogło, bo łatwiej było mi to zrozumieć i podjąć odpowiednie kroki. Otrzymałem ćwiczenia mentalne, które naprawdę zaczęły działać.
Znam swoją wartość i sądzę, że czasami trzeba po prostu sobie zaufać i w to uwierzyć. Nie jest to fajne, gdy nie masz słabszego jednego meczu, a większość, ale taki jest sport.
* Rozmowa została przeprowadzona w piątek 13 grudnia. Dzień później, koszykarz w meczu z WKK Wrocław spędził na boisku ponad 23 minuty, rzucając 8 punktów. Dołożył do tego 6 zbiórek, 3 przechwyty, 2 bloki i jedną asystę. Jego +/- wyniósł 12, a eval17. „Rozmowa chyba pomogła” – powiedział po meczu.