Mecze na szczycie, majówka z NBA – WeekendWatch
(piątek 4:00) Jazz – Suns
Starcie na szczycie konferencji zachodniej. Kto by pomyślał przed sezonem, że pojedynek Jazz i Suns będzie takim wydarzeniem. Ale jest – Jazz i Suns to kolejno najlepszy i drugi najlepszy zespół w lidze pod względem procenta zwycięstw. Grali oni ze sobą już trzy tygodnie temu – wtedy z wyrównanego starcia zwycięsko wyszli Suns. Dopiero po dogrywce. Miejmy nadzieję, że i tym razem widowisko będzie stało na wysokim poziomie. Nie będzie to jednak takie oczywiste, bo Utah zagrają bez swojego duetu obwodowych (Mitchell leczy kostkę, Conley drugi z rzędu mecz opuści przez uraz uda), a pod znakiem zapytania stoi też występ Royce’a O’Neale (problem z nadgarstkiem).
Jest to więc szansa na kolejne zwycięstwo dla Suns, którzy są ostatnio w gazie. W swoim poprzednim meczu pokonali Clippers, a w czasie trudnej, wyjazdowej trasie po wschodnim wybrzeżu poradzili sobie z Sixers, Bucks i Knicks.
Mecz ten będzie o tyle istotny, że drudzy w tabeli Suns tracą do pierwszych Jazz… Jeden mecz. W razie zwycięstwa zrównają się bilansem i to właśnie Suns (z racji na wygrane bezpośrednie starcia) będą wtedy liderami konferencji. W istocie więc czeka nas mecz który będzie miał ogromne znaczenie dla tego, kto zajmie pierwsze miejsce na zachodzie. Biorąc jednak pod uwagę, że zwycięzca konferencji z dużym prawdopodobieństwem w drugiej rundzie zmierzy się ze zwycięzcą pary Lakers-Nuggets… Być może wcale nie jest to tak kusząca wizja.
(sobota 4:00) Nuggets – Clippers
Kontuzja Jamala Murray’a jak na razie wcale nie zatrzymała Nuggets. Bez niego mają jak do tej pory bilans 8-1 i choć nie wygrywali w tym czasie z najlepszymi (Heat i Blazers to chyba najlepsze ekipy na rozkładzie) to i tak jest to imponująca regularność w obliczu braku jednego z dwójki liderów. Być może taki rozpęd, jakim było te ostatnie 9 meczów, pozwoli im z odpowiednią prędkością wejść w trudniejsze wyzwania. A te nadchodzą – po meczu z Clippers przyjdą starcia z Lakers, Knicks, Jazz i Nets. Przewaga 5,5 meczu nad piątymi Lakers sprawia, że spaść z zajmowanego obecnie czwartego miejsca będzie raczej trudno. Zwłaszcza, że Lakers nie grają przecież w najmocniejszym składzie i dopiero będą się docierać przed Playoffami. To oznacza, że jednej pary pierwszej rundy jesteśmy już bardzo blisko…
Clippers z kolei są w gazie. Był to – statystycznie rzecz ujmując – jeszcze do niedawna najlepszy zespół w NBA po przerwie na Mecz Gwiazd. Sytuację trochę popsuły dwa ostatnie przegrane mecze z Pelicans i Suns. Wciąż jednak od połowy marca notują świetny bilans 19-7, a lepsi w tym okresie są tylko Nets, Suns i… Nuggets właśnie.
Będzie to więc starcie zespołów, będących w ostatnim czasie na zdecydowanie najwyższej półce. Zatrzymanie Nikoli Jokicia – zwłaszcza bez wciąż kontuzjowanego Serge’a Ibaki – będzie ogromnym wyzwaniem. Trzeba jednak zauważyć, że w dwóch dotychczasowych meczach z Clippers notował średnio tylko 19 punktów, 8 zbiórek i 8,5 asysty przy aż 4,5 straty na mecz. Ivica Zubac wydaje się mieć patent na Jokera. Poza tym, przy klasycznych, koszyczkowych akcjach Nuggets, kiedy to Jokic gra z piłką wysoko, to Kawhi przejmuje krycie. Tak było przynajmniej w ich ostatnim starciu. Clippers potrafią się zachować w klasycznych dla Denver schematach.
(niedziela 21:30) Nets – Bucks
Niestety, to jedyny w tym tygodniu mecz rozgrywany o godzinie, która pasuje ludziom żyjącym w klasycznym cyklu dobowym. Na szczęście choć tylko jeden, to przynajmniej nie byle jaki. Będący w trakcie czteromeczowej serii zwycięstw Nets przyjadą do Milwaukee, by stoczyć pojedynek z inną ekipą z top3 konferencji, czyli Bucks. Co warte uwagi – kolejny mecz Nets, który rozegra się w środę, znów będzie starciem z Bucks w Milwaukee. Taki dwumecz w końcowej fazie sezonu to już konkretny powiew playoffowy – zwłaszcza, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że ekipy te spotkają się już w drugiej rundzie.
Nets mierzyli się już z Bucks w tym sezonie – w styczniu pokonali ich 125:123 w drugim meczu Jamesa Hardena na Brooklynie i jednym z niewielu, w którym zagrał razem z Kevinem Durantem. Tym razem Hardena nie będzie – będzie za to KD (o ile coś nagle nie wyskoczy przed meczem) i prawdopodobnie też Kyrie Irving, który wczorajszy mecz z Indianą opuścił z powodu urazu pachwiny. W styczniu KD zdobył 30 punktów – Giannis skupiając się na zagęszczaniu strefy podkoszowej (będąc przypisanym do krycia słabszych skrzydłowych) obronę Duranta zostawił Khrisowi Middletonowi. Warto będzie zobaczyć, czy to w dalszym ciągu będzie pomysł trenera Budenholzera.
Pomysł na obronę powinien być z kolei inny ze strony trenera Steve’a Nasha. Głównie dlatego, że trochę zmieniła się ofensywa Bucks od tamtego czasu. Wtedy Giannis – grający na piłce częściej niż teraz – był zostawiany bez krycia na szczycie parkietu, dzięki czemu grający wtedy na nim DeAndre Jordan mógł zostawać bliżej obręczy. Wyniknęło z tego aż 6 trójek oddanych przez Antetokounmpo (z czego 2 trafione), ale tym razem można spodziewać się, że Milwaukee będzie szukało podań do Giannisa zajmującego pozycję już bliżej kosza. Zwłaszcza, że nie ma tam wielu wysokich i silnych obrońców, którzy przeciwko niemu ustoją. Może zobaczymy pojedynek KD-Giannis po obu stronach?
Choć niedzielne starcie o miłej godzinie będzie bardziej kuszące niż to środowe, to jednak właśnie to drugie może okazać się ciekawsze – w drugim meczu z rzędu możemy już zobaczyć jakieś usprawnienia pod rywala. To już naprawdę zapach Playoffów.