Mario Chalmers wraca do Miami Heat!
Kto przed sezonem pomyślałby, że w 2021 roku – a właściwie już prawie w 2022 roku – do NBA wróci nie kto inny jak Mario Chalmers. Sytuacja jest jednak jaka jest – kluby łapią się każdej deski ratunkowej. Wśród podpisanych przez Miami Heat zawodników na 10-dniowych kontraktach znalazł się 35-letni Mario Chalmers.
Chalmersa można nazwać jedną z legend klubu z Florydy. Grał w Heat przez 7 sezonów od 2008 roku, zdobywając 2 tytuły mistrzowskie. To nie tak, ze grał pierwsze skrzypce w zespole, w którym grali LeBron, Wade i Bosh, ale nie ma co mu umniejszać – stanowił istotny element tej układanki. Ostatni raz na parkietach NBA widzieliśmy go w 2018 roku, w barwach Memphis Grizzlies. Później zawitał na Stary Kontynent – grał w Virtusie Bolonia, AEku Ateny i Arisie Tesaloniki. Do tej pory pozostawał aktywnym koszykarzem – ostatnio oglądać można było go w barwach g-league’owego Grand Rapids Gold, gdzie rozegrał dwa mecze – niezbyt udane.
Ten sezon, naznaczony zawodnikami masowo trafiającymi do protokołów medycznych i ściąganymi hurtowo w zastępstwie koszykarzami, zaserwował nam już kilka ciekawych powrotów do NBA. Oto kilka z tych, które już widzieliśmy:
Joe Johnson
Ten 40-letni 7-krotny All-Star ostatnio w lidze widziany był w 2018 roku, jako rezerwowy w Jazz i Rockets. Teraz podpisał 10-dniówkę, by ratować Celtics. Do gry wyszedł raz, na dwie minuty, ale ładny rzut zdążył trafić:
Lance Stephenson
Po kilku udanych sezonach w mocnej Indianie, z Roy’em Hibbertem i młodym Paulem Georgem, zaczął trochę odbijać się od nowocześniejszej koszykówki. Ostatnio widzieliśmy go w 2019 roku w barwach Lakers, gdzie jako rezerwowy radził sobie w sumie przyzwoicie. Po dwóch sezonach przerwy od NBA (pograł w Chinach i G-League) ten zaledwie 31-letni zawodnik wrócił na 10-dniowej umowie jako zawodnik Atlanty Hawks. Wyszedł już na parkiet w 5 meczach, grając średnio po 13 minut:
Isaiah Thomas
Historia, którą mnóstwo kibiców śledzi z zapartym tchem. Filigranowy, mierzący zaledwie 175 cm zawodnik, po kontuzji biodra zaliczył spory regres i po kilku sezonach na bardzo wysokim poziomie (2 x All-Star, lider Celtics swego czasu) zaczął mieć problem z załapaniem się do składu zespołu NBA. W zeszłym sezonie udało mu się wejść na parkiet 3 razy w barwach Pelicans – miejsca jednak nie zagrzał. W tym sezonie na 10-dni podpisali go Lakers, dla których zagrał 4 mecze (niestety tylko 1 dobry). Kontrakt wypełnił i podpisał kolejny – tym razem z Mavericks. Zdążył dla nich już raz zagrać:
Greg Monroe
Timberwolves musieli ratować się po tym, jak do protokołu medycznego trafił cały ich tercet liderów, na czele z Karl-Anthonym Townsem. Nawinął się Greg Monroe, którego oldschoolowy styl gry tyłem do kosza nie przystaje do obecnej NBA. Właśnie z tego powodu od dłuższego czasu brakowało dla niego miejsca. Ostatnio widzieliśmy go w 2019 roku, kiedy po epizodzie w Raptors grał pojedyncze mecze dla Celtics czy Sixers. W tym sezonie dla Wolves wystąpił już dwa razy i radzi sobie całkiem nieźle – w średnio 23,5 minuty notuje 9 punktów, 7,5 zbiórki, 5 asyst i 2 bloki:
Emmanuel Mudiay
Swego czasu pokładano w nim duże nadzieje – wydawało się, że wybranie go z 7. numerem draftu to dla Nuggets steal. NBA jednak szybko go zweryfikowała i po 5 sezonach nie było już dla niego miejsca. Dziś, po roku przerwy od ligi, ten wciąż jeszcze dopiero 25-letni rozgrywający gra na 10-dniowej umowie w Kings. Wystąpił w dwóch meczach, łącznie pokazując się przez skromne 11 minut:
Darren Collison
Przez 10 sezonów w lidze zwiedził aż 5 klubów, w większości z nich będąc podstawowym rozgrywającym, w każdym prezentując się przynajmniej solidnie. Jego karierę przerwały względy religijne – jako członek Świadków Jehowy chciał w pełni poświęcić się swojej wierze. Dziś jednak, po 2 latach przerwy, przyjął ofertę 10-dniowego kontraktu od Lakers, dla których Zagrał już w 3 meczach. Trochę rdzy widać – jak do tej pory trafia zaledwie 28,6% rzutów z gry, ale możliwe, że nie pomaga mu aura tegorocznych Lakers: